Ledwo żyję
Trzeba było siedzieć z nami, to byś była pełna życia ;-)
Asiunia Przykre jest to co piszesz, ale znam te odczucia. Humory też CI z czasem miną. U mnie pierwsze tygodnie po zabiegu były okropne. A i nie wiem jak M ze mna wytrzymywał
Ja swojemu M też daję popalić. Przecież nie będę się wyładowywała na psie czy papudze ;-) Dlatego trochę się cieszę, że M pracuje teraz dłużej, bo dzięki temu w większości czasu żyjemy w zgodzie. Nie chcę się na nim wyżywać. Choć czasem po prostu nad sobą nie panuję. Mam nadzieję, że mu starczy cierpliwości nim stanie się jakiś przełom i znów dla mnie zaświeci słoneczko...
Na wiankach nie odpłynęłam. Tylko chyba popłynęłam;-);-) wypiłam z koleżanką 3 piwa i dzis cały dzień zdychałam. Nie miałam siły kompa otworzyć.
Ale masz słabą głowę ;-) Ekonomiczna jesteś :-)
A u mnie nadal się nie zaczęła. Nawet objawy znów minęły
Asiu jest Ci ciężej bez wsparcia męża -ale to jest trudne do zrozumienia dla nas co Oni czują, tak samo jak dla nich niemożliwym jest zrozumienie nas...
Tak staram się to też sobie przetłumaczyć. I to nie jest tak, że on mnie nie wspiera. Stara się. Choćby cierpliwie znosząc moje łzy, czy napady furii (co przychodzi mu z trudem, bo do tej pory znał mnie jako osobę bardzo spokojną, którą trudno wyprowadzić z równowagi). Dobija mnie tylko to, że jemu się wydaje, że minęło już tyle czasu, że powinnam wrócić już do normalności, do życia sprzed ciąży. Bo przecież o tym, że jestem w ciąży wiedziałam tylko tydzień. A potem już było po wszystkim... A dla mnie to nie jest takie proste. Zwłaszcza przy tym wysypie ciąż wokół mnie. I porodów. W czwartek urodził się syn koledze, w piątek córka koleżance... W wakacje urodzi siostra M...
I tak na marginesie: M to jeszcze nie mój mąż. Dopiero w kwietniu się zaręczyliśmy :-) O ślubie póki co nie rozmawiamy. To dopiero za jakiś czas.
Ja mam szczęście ze S staje na wysokości zadania i też chce bobaska... dlatego nie wiem co mogę powiedzieć... może po prostu nic nie mówić i trzymać kciuki za Twoją wytrwałość...
Mój M też chce ze mną mieć dziecko. To on starał się mnie przekonać, bym tabletki odstawiła już w zeszłe wakacje. To ja zwlekałam do grudnia. Mi się po prostu wydaje, ze gdyby nie wyszło, to dla niego to z racji posiadania już dziecka - nie będzie taka wielka tragedia jak dla mnie. Ot tylko, albo aż tyle...
Wiecie tak dzis sobie myslalam o przesadach...Np.o tym,ze niektorzy ludzie mowia,ze nie kupuje sie wczesnie dla nienarodzonego dziecka bo to przynosi pecha itd...
Co o tym sadzicie?
Ja staram sie w to nie wierzyc...Poprzednia ciaza nacieszylam sie krotko i jak mam sobie to wytlumaczyc,ze poronilam bo kupilam jedne dzieciece spodenki?
Widocznie tak mialo byc i tam u gory juz tak bylo zaplanowane...
Ja w to nie wierzę. Jakby tak każda z nas zwlekała z wyprawką do ostatnich momentów, to wzrosłaby ilość porodów w sklepach dziecięcych ;-)
Dziewczyny, które wcześnie straciły swoje maleństwa po tym krytycznym tygodniu w kolejnej ciąży zazwyczaj czują się troszkę pewniej, a my do ostatniego dnia będziemy umierać ze strachu, czy to szczęście nie jest znów tylko pożyczone na chwilę... Tak bardzo się boję.
To prawda, że chyba pod tym kątem patrząc my, które straciłyśmy Malucha tak szybko, tą kulminację stresu szybciej zakończymy. I może faktycznie po terminie wcześniejszego poronienia, łatwiej będzie nam uwierzyć, że teraz będzie ok. Ale i to nie do końca. Strach będzie już zawsze. Aż do końca...
Głowa do góry Haniu. Będzie dobrze, zobaczysz :-)