reklama
Miroslava1979
Szalona Żoneczka ;-)
Dilajla, dobrze Cię rozumiem, wczoraj zebrało sie na amory, i po jakimś czasie, z moich ust same wyszły te słowa " chciałabym znowu być w ciąży" Od mojego zabiegu minął tydzień, a ja juz tęsknię za tym tak pięknym odmiennym stanem....
Miroslava1979
Szalona Żoneczka ;-)
A tak wogóle, to jestem zadowolona dzisiaj. Pojechałam do skarbówki zawieźć pity, a przy okazji poszłam na zakupy. Kupiłam dwa nowe wazony z czystego pięknego szkła, takie całkiem proste, ale naprawdę ładne, a do tego nowy obraz do salonu, bo mam tam takie puste ściany.
Obiadek już też zjedliśmy no i teraz mam chwilę dla siebie, a potem pod wieczór chcę sobie zrobić maseczkę i poprostu pięknieć :-) Mężuś pojechał do pracy, a ja odpoczywam ![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)
![Zaskoczona(y) :baffled: :baffled:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/baffled5wh.gif)
![tak :tak: :tak:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/yes2.gif)
Miroslava1979
Szalona Żoneczka ;-)
Ja na szczęście mieszkam w okolicach Gdańska i tutaj to tylko deszczyk padał jak rano wstałam, a teraz to tylko taka mżawka jest, nie jest najgorzej, za to w okolicy Szczecina to jest napewno strasznie ![szok :szok: :szok:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/shocked.gif)
![szok :szok: :szok:](https://www.babyboom.pl/forum/styles/default/xenforo/smilies/square/shocked.gif)
M
modroklejka
Gość
Maggie2412...czy myśmy sie nie spotkały kiedys na live?? bo cos mi sie znajoma wydajesz, zwłaszcza jak na zdjęcie patrzę....
M
modroklejka
Gość
mirka...z ta maseczka to masz chyba dobry pomysl...ja wieczorem tez cos zrobie, w koncu w piatek weselisko mam. a jak narazie to od soboty sprzatam, bo przy okazji wesela bedzie u nas masa osób które nie widziały jeszcze naszego domku, a mieszkamy tu od lipca...wiec nie tylko wizyty ale i wizytacje nas czekaja-babcie, stryki i te sprawy..kosmos
daga.p.
Fanka BB :)
Mam chwilkę i odzyskałam neta (na razie) to szybciutko piszę, co u nas i jak to wszystko ostatnio wyglądało.
15.03 – sobota – jakieś dziwne plamienie się włączyło, więc dzwonię do gina czy mam jechać na KTG. Kazał zrobić to jedziemy do szpitala (16.00). A tam szyjka długa, zamknięta, skórczyki w granicach 60% (bezbolesne) i opiernicz od lekarza dyżurnego - który tak mnie przebadał, iż włączyło się krwawienie -, że 8 dni po terminie, a ja na wolności. Przyszedł mój lekarz i kazał zostać, więc zostałam z przykazaniem, że mam się nie wygłupiać i do jutra do 17 nóżki trzymać razem. Położyli mnie na bloku porodowym w sali przedporodowej. No i leże sobie i patrzę a tu ruch jak na dworcu głównym – non stop przychodzą babeczki i wychodzą z dziećmi a ja nic. W końcu dali zastrzyk z No spy – zaczęło lekko pobolewać i poszłam spać.
16.03 – Niedziela – rano okazało się, że zrobiło się 1,5 cm rozwarcia. Myślę - super to może dzisiaj urodzę. Dyżurny gin był tego samego zdania, bo zarządził lewatywę, która opróżniła i jelita i skórczyki. Całą niedzielę bujałam się z nieregularnymi i oczywiście z krwawieniem. Wieczorkiem lekarz mnie zbadał, a tu dalej 1,5 cm. (Oczywiście cały dzionek babeczki rodziły jak wściekłe a ja nic).
17.03 – Poniedziałek – godz. 1.00 – budzą mnie skórcze takie mocne, że nie jestem w stanie leżeć w łóżeczku. No to sobie wstałam, wzięłam prysznic i zaczęłam chodzić po korytarzu – wiadomo ruch przyspiesza poród. Ponieważ seria rodzących się skończyła to byłam na oddziale ja + obsługa. Położne sobie spały, a ja myślę, po co będę je budzić. Wody nie odeszły to niech sobie pośpią. Po ok. godz. obudziła się jedna z pań i zaczęła mnie opierniczać, że łażę, prysznicuję zamiast spać. No to mówię, iż mam skórczyki i nie mogę leżeć. Podpięła mnie pod KTG, a tu tylko 40% ale za to dłuuugie i bolesne(od krzyża). Mówi – niema szans na poród z takimi. Do łóżka i spać. Bujałam się z nimi do 6 rano. O 7 – 2 cm rozwarcia. No to pomyślałam sobie, że ja tego porodu nie przeżyję, bo w tym tempie to urodzę w święta. O 8 zaczął mój gin i od razu mnie na badanie – skórczyki słabiutkie, ale 3 cm rozwarcia. W końcu decyzja - na porodówkę. Dwadzieścia minut później przebił mi pęcherz i się zaczęło. Zrobili drugą lewatywę (w niedziele sobie podjadałam). Ok. 9 dzwonię po chłopa – przyjeżdżaj rodzę. Tak się biedny przejął, że musiał kupować ubranko ochronne, bo zapomniał z tego wszystkiego. Godzina 11 – a tu dalej 3 cm, skórcze konkretne. Dostałam Dolargan, pospałam (a właściwie podrzemałam) godzinkę i zrobiło się 5 cm. Jeszcze tylko masażyk szyjki i o 13 zaczęły się parte, ale młody pomimo utraty wód nie chciał wychodzić. To mnie na łóżeczko i lekarz – łapeczkę do środeczka i młodego nakierował. Niestety przy każdym skórczu młody myślał, że jeździ windą - pojawiał się i znikał. W końcu gin stwierdził, że bez wyciskania się nie obejdzie. Kładli się na brzuchu z położną, ale junior był twardy i jeszcze przy samym wyjściu zrobił numer – utknął w pochwie na 3 minuty. Jak go wyciągnęli to tak się darł, że niebyło szans na „magiczne spojrzenie”, o jakim czasami się czyta. Dostał chłop same dychy (pewnie za ten wrzask). Małego zabrali, a mnie zaczęli szyć – dostałam narkozę bo Jan się tak porozpychał, że cała pochwa i szyjka były porozrywane.
Niestety następnego dnia okazało się, że Jan ma stan zapalny i żółtaczkę, a ja silną anemię. Młody dostał antybiotyki i solarkę. Wypisali nas dopiero 25.03. Młody po tych kuracjach nie przytył nic i miał cały czas biegunkę. W poniedziałek byliśmy u lekarza, dostał leki i dopiero wczoraj zaczął normalnie jeść. Niestety ponieważ młody słabo się pasie to muszę go dokarmiać. Ja jestem słabiutka i gdzie siądę tam przysnę. Jak będę miała chwilkę to postaram się nadrobić zaległości.
Pozdrawiam
15.03 – sobota – jakieś dziwne plamienie się włączyło, więc dzwonię do gina czy mam jechać na KTG. Kazał zrobić to jedziemy do szpitala (16.00). A tam szyjka długa, zamknięta, skórczyki w granicach 60% (bezbolesne) i opiernicz od lekarza dyżurnego - który tak mnie przebadał, iż włączyło się krwawienie -, że 8 dni po terminie, a ja na wolności. Przyszedł mój lekarz i kazał zostać, więc zostałam z przykazaniem, że mam się nie wygłupiać i do jutra do 17 nóżki trzymać razem. Położyli mnie na bloku porodowym w sali przedporodowej. No i leże sobie i patrzę a tu ruch jak na dworcu głównym – non stop przychodzą babeczki i wychodzą z dziećmi a ja nic. W końcu dali zastrzyk z No spy – zaczęło lekko pobolewać i poszłam spać.
16.03 – Niedziela – rano okazało się, że zrobiło się 1,5 cm rozwarcia. Myślę - super to może dzisiaj urodzę. Dyżurny gin był tego samego zdania, bo zarządził lewatywę, która opróżniła i jelita i skórczyki. Całą niedzielę bujałam się z nieregularnymi i oczywiście z krwawieniem. Wieczorkiem lekarz mnie zbadał, a tu dalej 1,5 cm. (Oczywiście cały dzionek babeczki rodziły jak wściekłe a ja nic).
17.03 – Poniedziałek – godz. 1.00 – budzą mnie skórcze takie mocne, że nie jestem w stanie leżeć w łóżeczku. No to sobie wstałam, wzięłam prysznic i zaczęłam chodzić po korytarzu – wiadomo ruch przyspiesza poród. Ponieważ seria rodzących się skończyła to byłam na oddziale ja + obsługa. Położne sobie spały, a ja myślę, po co będę je budzić. Wody nie odeszły to niech sobie pośpią. Po ok. godz. obudziła się jedna z pań i zaczęła mnie opierniczać, że łażę, prysznicuję zamiast spać. No to mówię, iż mam skórczyki i nie mogę leżeć. Podpięła mnie pod KTG, a tu tylko 40% ale za to dłuuugie i bolesne(od krzyża). Mówi – niema szans na poród z takimi. Do łóżka i spać. Bujałam się z nimi do 6 rano. O 7 – 2 cm rozwarcia. No to pomyślałam sobie, że ja tego porodu nie przeżyję, bo w tym tempie to urodzę w święta. O 8 zaczął mój gin i od razu mnie na badanie – skórczyki słabiutkie, ale 3 cm rozwarcia. W końcu decyzja - na porodówkę. Dwadzieścia minut później przebił mi pęcherz i się zaczęło. Zrobili drugą lewatywę (w niedziele sobie podjadałam). Ok. 9 dzwonię po chłopa – przyjeżdżaj rodzę. Tak się biedny przejął, że musiał kupować ubranko ochronne, bo zapomniał z tego wszystkiego. Godzina 11 – a tu dalej 3 cm, skórcze konkretne. Dostałam Dolargan, pospałam (a właściwie podrzemałam) godzinkę i zrobiło się 5 cm. Jeszcze tylko masażyk szyjki i o 13 zaczęły się parte, ale młody pomimo utraty wód nie chciał wychodzić. To mnie na łóżeczko i lekarz – łapeczkę do środeczka i młodego nakierował. Niestety przy każdym skórczu młody myślał, że jeździ windą - pojawiał się i znikał. W końcu gin stwierdził, że bez wyciskania się nie obejdzie. Kładli się na brzuchu z położną, ale junior był twardy i jeszcze przy samym wyjściu zrobił numer – utknął w pochwie na 3 minuty. Jak go wyciągnęli to tak się darł, że niebyło szans na „magiczne spojrzenie”, o jakim czasami się czyta. Dostał chłop same dychy (pewnie za ten wrzask). Małego zabrali, a mnie zaczęli szyć – dostałam narkozę bo Jan się tak porozpychał, że cała pochwa i szyjka były porozrywane.
Niestety następnego dnia okazało się, że Jan ma stan zapalny i żółtaczkę, a ja silną anemię. Młody dostał antybiotyki i solarkę. Wypisali nas dopiero 25.03. Młody po tych kuracjach nie przytył nic i miał cały czas biegunkę. W poniedziałek byliśmy u lekarza, dostał leki i dopiero wczoraj zaczął normalnie jeść. Niestety ponieważ młody słabo się pasie to muszę go dokarmiać. Ja jestem słabiutka i gdzie siądę tam przysnę. Jak będę miała chwilkę to postaram się nadrobić zaległości.
Pozdrawiam
daga.p.
Fanka BB :)
Moja mała kluska - 4150g, 56cm.
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 51
- Wyświetleń
- 66 tys
Podziel się: