Bardzo współczuję
naprawdę nie rozumiem jak ktokolwiek mógł Ci coś takiego powiedzieć po stracie w wysokiej ciąży. Tego się nie zapomina nigdy. Mnie już tak wkurzają takie sytuacje które tutaj czytam, że z chęcią napisałabym jakiś poradnik. Gdyby nie to, że w dobie internetu jest ich milion i każdy w rodzinie kobiety po stracie dziecka bez problemu może się z nimi zapoznać...
Gdy moja kuzynka pochwaliła się pierwszym usg swojego dziecka to wszyscy mówili "o patrzcie, maleństwo ma już 5mm, o już 2cm, patrzcie jak szybko nam rośnie, taki mały, a już go tak kochamy". Ja w tym samym tygodniu ciąży miałam do pokazania zamiast przyszłego wnuka jedynie zdjęcie pustego pęcherzyka. I widziałam jak ich nastawienie z "hurra będziemy dziadkami" zmienia się o 180°. Zaczęło się unikanie tematu, bagatelizowanie, teksty typu "a to jest w ogóle ciąża? A to z TYM trzeba też jechać do szpitala, TO się samo nie wchłonie?". Kiedyś ktoś wspomniał, że córka znajomej zaszła w ciążę i ciekawe kiedy im też urodzi się wnuk. Ja wtedy jeszcze byłam w ciąży i czekałam na samoistne poronienie. Wspomniałam o tym, ale dowiedziałam się, że skoro nie mam w brzuchu dziecka to nie mogę poronić. Tak jakby to była dziwna choroba albo błąd systemu. Ale dzięki kuzynce mam przynajmniej namiastkę tego jak współczujący mogli by być gdybym na tym samym etapie straciła kilkumilimetrowy zarodek. Każda strata się liczy tak samo
niektóre ryją psychikę makabrycznymi obrazami, bólem czy porodem, a niektóre obrzydliwym traktowaniem i brakiem współczucia.
Przepraszam za ten słowotok, mam okres i płacze, bo jednocześnie chcę mieć dziecko i boję się je mieć i być w ciąży, bo przy takiej rodzinie nie przeżyła bym kolejnej straty psychicznie. Pewnie wynaleźli by mi milion powodów dlaczego to była moja wina. Zadręczam się i Was przy okazji...