reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciąża Po Poronieniu

@Chemik97 po to tu jesteśmy. Wiele z nas jest pewnie między chcę a się boję. To naturalne. U mnie nie powiedzieli mi o ciąży w dalszej rodzinie, za co jestem im wdzięczna.

@marsi89 ja też mam nadzieję, że nie będę martwić się jak zajdę, że gdzieś uda mi się traktować ciążę normalnie.

@olka11135 trzymaj się! Masz moje 3 kg poświąteczne ;)
 
reklama
Dziękuję Wam :) powinno mi być troszkę lepiej, bo porozmawiałam z mężem i zgodził się zrobić badanie nasienia i łykać suple. Jest naprawdę kochany, ale mam wrażenie, że te badania się nigdy nie skończą, zawsze będzie coś czego się boję
 
Dziękuję Wam :) powinno mi być troszkę lepiej, bo porozmawiałam z mężem i zgodził się zrobić badanie nasienia i łykać suple. Jest naprawdę kochany, ale mam wrażenie, że te badania się nigdy nie skończą, zawsze będzie coś czego się boję
Myślę, że to nieuniknione.
Jak już raz doświadczyło się straty, gdzieś to ukłucie strachu pozostaje.
W końcu, żadna z nas nie chce przechodzić przez to po raz kolejny. Ja nawet jeszcze nie zaczęłam badań ani tym bardziej planów o kolejnej próbie, a już panicznie mnie to przeraża. Najważniejsze to mieć wsparcie i ludzi, którzy rozumieją nasze obawy, a nie mają za wariatki 🙂
 
Bardzo współczuję :( naprawdę nie rozumiem jak ktokolwiek mógł Ci coś takiego powiedzieć po stracie w wysokiej ciąży. Tego się nie zapomina nigdy. Mnie już tak wkurzają takie sytuacje które tutaj czytam, że z chęcią napisałabym jakiś poradnik. Gdyby nie to, że w dobie internetu jest ich milion i każdy w rodzinie kobiety po stracie dziecka bez problemu może się z nimi zapoznać...
Gdy moja kuzynka pochwaliła się pierwszym usg swojego dziecka to wszyscy mówili "o patrzcie, maleństwo ma już 5mm, o już 2cm, patrzcie jak szybko nam rośnie, taki mały, a już go tak kochamy". Ja w tym samym tygodniu ciąży miałam do pokazania zamiast przyszłego wnuka jedynie zdjęcie pustego pęcherzyka. I widziałam jak ich nastawienie z "hurra będziemy dziadkami" zmienia się o 180°. Zaczęło się unikanie tematu, bagatelizowanie, teksty typu "a to jest w ogóle ciąża? A to z TYM trzeba też jechać do szpitala, TO się samo nie wchłonie?". Kiedyś ktoś wspomniał, że córka znajomej zaszła w ciążę i ciekawe kiedy im też urodzi się wnuk. Ja wtedy jeszcze byłam w ciąży i czekałam na samoistne poronienie. Wspomniałam o tym, ale dowiedziałam się, że skoro nie mam w brzuchu dziecka to nie mogę poronić. Tak jakby to była dziwna choroba albo błąd systemu. Ale dzięki kuzynce mam przynajmniej namiastkę tego jak współczujący mogli by być gdybym na tym samym etapie straciła kilkumilimetrowy zarodek. Każda strata się liczy tak samo :( niektóre ryją psychikę makabrycznymi obrazami, bólem czy porodem, a niektóre obrzydliwym traktowaniem i brakiem współczucia.
Przepraszam za ten słowotok, mam okres i płacze, bo jednocześnie chcę mieć dziecko i boję się je mieć i być w ciąży, bo przy takiej rodzinie nie przeżyła bym kolejnej straty psychicznie. Pewnie wynaleźli by mi milion powodów dlaczego to była moja wina. Zadręczam się i Was przy okazji...
Eh... ja slyszalam teksty, a "moze to nie byla ciaza, tylko okres Ci sie spóźnił" - no bo skoro nie było jeszcze serca to na pewno nie bylo ciąży [emoji87] i to od mojej ukochanej babci. Ona jest naprawdę kochaną i dobrą kobieta ale chyba niektore rzeczy sobie tak tłumaczy, bo jej prościej? No ale bolą takie słowa..

Za to wczoraj spotkala mnie bardzo mila sytuacja w pracy - szefostwo dawalo premie roczne i dziekowali za caly poprzedni rok i wyskoczyli do mnie z tekstem, ze jakbym planowala dluzsza przerwę (w domysle - ciążę) to zebym ich tylko uprzedzila i mi ogarną jakies lzejsze stanowisko. Nie wiedzą o tych moich dwoch ostatnich poronieniach, ale w zeszlym roku jak straciłam ciążę bardzo mnie wspierali. Dobrze wiedziec, ze w razie czego mam do czego wracac i ze w ogole mi kibicują, przynajmniej pod tym względem chyba moge spac w miare spokojnie.. no a co do starań to ja bym chciala jednak rodzić w 2023r, mam juz corke z listopada i takie smutne troche te miesiace - zimno, dni krotkie i w ogóle.. No ale plany planami, a życie z nich kpi, takze jeszcze poczekamy dwa cykle i pewnie zaczniemy cos działać..
 
Myślę, że to nieuniknione.
Jak już raz doświadczyło się straty, gdzieś to ukłucie strachu pozostaje.
W końcu, żadna z nas nie chce przechodzić przez to po raz kolejny. Ja nawet jeszcze nie zaczęłam badań ani tym bardziej planów o kolejnej próbie, a już panicznie mnie to przeraża. Najważniejsze to mieć wsparcie i ludzi, którzy rozumieją nasze obawy, a nie mają za wariatki 🙂
Strasznie przykro czytać takie historie :( Ja mam to szczęście wspierających teściów jak już raz opisywałam i na szczęście nie mamy żadnych oporów żeby im odrazu mówić mimo wcześniejszej straty, bo wiem że wszystko będą przechodzić razem z nami.
 
No to na razie pozostanę na tym fertistimie, żelaza już nie biorę, bo sobie krzywdę zrobić mogę, dobrze rozumiem?
Mówimy o tym suplemencie w proszku do rozpuszczania? Brałam go przez miesiąc kiedy w drugim cyklu po łyżeczkowaniu nie miałam owulacji. W następnym miesiącu byłam już w ciąży, wizyta u lekarza w 34 dniu cyklu. Potwierdził, że dzieje się bardzo wczesna ciąża i kazał fertistim odstawić 🤔 Profilaktycznie zapisał acard i 3x1 duphaston z racji wcześniejszej straty.
 
Ostatnia edycja:
Kurczę najgorsze jest to, ze jak pójdę do swojego lekarza to on mi po prostu powie, ze to jeszcze za wcześnie i trzeba czekać, a u was czytam, ze lekarz przepisuje leki profilaktycznie, chce się umówić do lekarza w innym mieście, ale do niego kolejka conajmniej miesiąc czekania na pierwsza wizytę
 
Kurczę najgorsze jest to, ze jak pójdę do swojego lekarza to on mi po prostu powie, ze to jeszcze za wcześnie i trzeba czekać, a u was czytam, ze lekarz przepisuje leki profilaktycznie, chce się umówić do lekarza w innym mieście, ale do niego kolejka conajmniej miesiąc czekania na pierwsza wizytę
Rozumiem Twój strach, ale jezeli mam być szczera to nasi lekarze traktują jak pecha ciaze które się zatrzymały, przypadek. A biochemiczne jak zwykle @… wiem, ze to bardzo przykre, ale tak jest… wiec nie sadze, żebyś po biochemicznej coś od lekarza dostała oprócz witamin… mojemu lekarzowi było oczywiście „przykro” ale jak zapewnił wszystko gra i buczy, trzeba starać się dalej. Teraz rok po biochemicznej się udało, ale zarodek zatrzymał się w 8tc. Jestem przed wizyta, tez mam nadzieje na jakieś badania (przecież chodzę przytnie wiec ja wszystko pokryje, ale niech mi kurka doradzi dziad) i tez chce się go zapytać jak będzie traktować ewentualna nowa ciaze… bo bez niczego niestety nie wejdę w to ponownie… taka nasza rzeczywistość…
 
reklama
I jadąc na tym flow, odnośnie tego co u mnie, to nie pamiętam czy pisałam, ale w sobotę o 3 na ranem dołączyła do mnie koleżanka. Nie będę tu pisać dokładnie co i jak bo może kiedyś do nas trafi. W każdym razie, na początku palnęłam, że wiem co czuje bo ja z tym samym ... ale już z każdą kolejną godziną uświadamiałam sobie jak bardzo nie wiem co ona czuje. Powiem tylko tyle, że los to jest straszna s*ka. Nie wiem czemu musimy tak cierpieć, szczególnie kiedy inni katują i zabiją swoje dzieci (ostatnia sytuacja ze Starogardu Gdańskiego).

Wracając do mnie sytuacja koleżanki strasznie mnie przybiła, dobiła wręcz bo mój mózg WWO nie był wstanie tego pojąć, do tego na naszym piętrze położyli matkę z noworodkiem bo było przepełnienie na poporodowym, nie widziałam jej ale dziecko płakało od piątku do poniedziałkowego wypisu praktycznie no stop. Kolejny punktem który dojeżdżał moją psychikę były ... kłamstwa (?) lekarzy. Szczerze ja nie wiem czy to jest standard, nie wiem czy to wynika z biedy, z braku personelu, serio może któraś z was mi to wytłumaczy, ale to co było chyba najgorsze to brak wspólnego języka wszystkich lekarzy. Tak naprawdę dopiero na wypisie zobaczyłam jakie miałam te bety i że kompletnie nie mają nic wspólnego z tym co mi mówili. Nie wiem czy to były kłamstwa, żebym zgodziła się tam tyle leżeć i na drugą dawkę metotreksatu czy po prostu oni tego nie czytali i sobie strzelali pi razy oko. Więc jakby ktoś interesowało - moja beta w piątek 14.01 przed przyjęciem to 529,4 -> poniedziałek 17.01 w dniu przyjęcia do szpitala 536,1, a co ciekawe 18.01 bez leku 531,1, w czwartek (20.01) kiedy to niby dopiero miała wzrosnąć i miała być te 536 tak naprawdę była 502,7, w piątek (21.01) przed drugą dawką kiedy usłyszałam, że nadal 500 - była 502,1, w niedzielę (23.01) 394,2 (od lekarza usłyszałam, że 340!) i ostatnia w poniedziałek (24.01) 326,9

W między czasie w sobotę usłyszałam, od lekarza że dzisiaj nie badali bety, ale strasznie wolno mi spada, a oni tu nie wypuczają jak beta nie spadnie poniżej 100!, ja wtedy w głowie miałam że w czwartek była 535, a w piątek 500 więc w połączeniu z historią koleżanki już ledwo ciągnęłam. Bo miałam wrażenie, że spędzę tam kolejny tydzień. Dodatkowo ja nie wiem czy przez dawkę (dwa razy po 50), która przy moich 46kg chyba mimo wszystko jest dość duża czy po prostu przez kiepską tolerancję na ten lek mam objawy od strony gastrologicznej - bóle brzucha, wymioty, mdłości więc w szpitalu schudłam kolejne 3kg. No i w tą sobotę pielęgniarka chcąc mi podać kroplówkę na te wymioty zauważyła że mam zapalenie żyły przy wenflonie. I tu musicie poznać o mnie taki szczegół, że ja mam wytatuowane ręce plus głęboko osadzone żyły. No i w ten sobotni wieczór zaczęła się jazda. Trzy położne przez prawie godzinę próbowały mi założyć nowy wenflon, albo w ogóle nie mogły przepchnąć tej igły, albo jak już się udało to żyła pękała. W pewnym momencie zemdlałam, ból był straszny. Płakałam w pewnym momencie jak dziecko. Wszystkie te emocje musiały w końcu ze mnie wyjść. Ostatecznie założyły mi ten wenflon tak, że nie byłam wstanie ruszać za bardzo prawą ręką, lewa cała mi siniała od tych ich prób. Na myśl o pobraniu krwi jeszcze dzisiaj chce mi się płakać. Dlatego musiałam odpocząć od forum, raz że nie bardzo miałam jak pisać bo naprawdę bolały mnie całe ręce, dwa psychicznie jak myślałam o tym, że muszę czekać do bety 100 to było mi słabo.

Na szczęście okazało się to jakąś bzdurą totalną i wypisali mnie w poniedziałek, dostałam zwolnienie na 30 dni, mam rano w piątek jeszcze kontrolę bety i usg, a potem mam nadzieję że wsiadam w samolot i wreszcie odpocznę w promieniach słońca i odrobię ten stracone kilogramy


A najlepsze, że nawet na wypisie nie mam żadnej informacji kiedy i czy można zachodzić po tym w ciążę 🤦‍♀️ (ja wiem, że długo nie, ale chyba sami powinni to napisać)

A oczywiście koleżanka z sali miała taki sam problem z uzyskaniem jakiegokolwiek info, a to co usłyszała od lekarza w sobotę rano to miałam serio ochotę mu przywalić w twarz. Oczywiście to też wynikało z tego, że nawet mu się nie chciało zapoznać z opisem historii pacjentki 🤬😤
Bardzo współczuje :( i mam nadzieje że będziesz szybko o tych emocjach mogła zapomnieć i wypocząć…
 
Do góry