I jadąc na tym flow, odnośnie tego co u mnie, to nie pamiętam czy pisałam, ale w sobotę o 3 na ranem dołączyła do mnie koleżanka. Nie będę tu pisać dokładnie co i jak bo może kiedyś do nas trafi. W każdym razie, na początku palnęłam, że wiem co czuje bo ja z tym samym ... ale już z każdą kolejną godziną uświadamiałam sobie jak bardzo nie wiem co ona czuje. Powiem tylko tyle, że los to jest straszna s*ka. Nie wiem czemu musimy tak cierpieć, szczególnie kiedy inni katują i zabiją swoje dzieci (ostatnia sytuacja ze Starogardu Gdańskiego).
Wracając do mnie sytuacja koleżanki strasznie mnie przybiła, dobiła wręcz bo mój mózg WWO nie był wstanie tego pojąć, do tego na naszym piętrze położyli matkę z noworodkiem bo było przepełnienie na poporodowym, nie widziałam jej ale dziecko płakało od piątku do poniedziałkowego wypisu praktycznie no stop. Kolejny punktem który dojeżdżał moją psychikę były ... kłamstwa (?) lekarzy. Szczerze ja nie wiem czy to jest standard, nie wiem czy to wynika z biedy, z braku personelu, serio może któraś z was mi to wytłumaczy, ale to co było chyba najgorsze to brak wspólnego języka wszystkich lekarzy. Tak naprawdę dopiero na wypisie zobaczyłam jakie miałam te bety i że kompletnie nie mają nic wspólnego z tym co mi mówili. Nie wiem czy to były kłamstwa, żebym zgodziła się tam tyle leżeć i na drugą dawkę metotreksatu czy po prostu oni tego nie czytali i sobie strzelali pi razy oko. Więc jakby ktoś interesowało - moja beta w piątek 14.01 przed przyjęciem to 529,4 -> poniedziałek 17.01 w dniu przyjęcia do szpitala 536,1, a co ciekawe 18.01 bez leku 531,1, w czwartek (20.01) kiedy to niby dopiero miała wzrosnąć i miała być te 536 tak naprawdę była 502,7, w piątek (21.01) przed drugą dawką kiedy usłyszałam, że nadal 500 - była 502,1, w niedzielę (23.01) 394,2 (od lekarza usłyszałam, że 340!) i ostatnia w poniedziałek (24.01) 326,9
W między czasie w sobotę usłyszałam, od lekarza że dzisiaj nie badali bety, ale strasznie wolno mi spada, a oni tu nie wypuczają jak beta nie spadnie poniżej 100!, ja wtedy w głowie miałam że w czwartek była 535, a w piątek 500 więc w połączeniu z historią koleżanki już ledwo ciągnęłam. Bo miałam wrażenie, że spędzę tam kolejny tydzień. Dodatkowo ja nie wiem czy przez dawkę (dwa razy po 50), która przy moich 46kg chyba mimo wszystko jest dość duża czy po prostu przez kiepską tolerancję na ten lek mam objawy od strony gastrologicznej - bóle brzucha, wymioty, mdłości więc w szpitalu schudłam kolejne 3kg. No i w tą sobotę pielęgniarka chcąc mi podać kroplówkę na te wymioty zauważyła że mam zapalenie żyły przy wenflonie. I tu musicie poznać o mnie taki szczegół, że ja mam wytatuowane ręce plus głęboko osadzone żyły. No i w ten sobotni wieczór zaczęła się jazda. Trzy położne przez prawie godzinę próbowały mi założyć nowy wenflon, albo w ogóle nie mogły przepchnąć tej igły, albo jak już się udało to żyła pękała. W pewnym momencie zemdlałam, ból był straszny. Płakałam w pewnym momencie jak dziecko. Wszystkie te emocje musiały w końcu ze mnie wyjść. Ostatecznie założyły mi ten wenflon tak, że nie byłam wstanie ruszać za bardzo prawą ręką, lewa cała mi siniała od tych ich prób. Na myśl o pobraniu krwi jeszcze dzisiaj chce mi się płakać. Dlatego musiałam odpocząć od forum, raz że nie bardzo miałam jak pisać bo naprawdę bolały mnie całe ręce, dwa psychicznie jak myślałam o tym, że muszę czekać do bety 100 to było mi słabo.
Na szczęście okazało się to jakąś bzdurą totalną i wypisali mnie w poniedziałek, dostałam zwolnienie na 30 dni, mam rano w piątek jeszcze kontrolę bety i usg, a potem mam nadzieję że wsiadam w samolot i wreszcie odpocznę w promieniach słońca i odrobię ten stracone kilogramy
A najlepsze, że nawet na wypisie nie mam żadnej informacji kiedy i czy można zachodzić po tym w ciążę
(ja wiem, że długo nie, ale chyba sami powinni to napisać)
A oczywiście koleżanka z sali miała taki sam problem z uzyskaniem jakiegokolwiek info, a to co usłyszała od lekarza w sobotę rano to miałam serio ochotę mu przywalić w twarz. Oczywiście to też wynikało z tego, że nawet mu się nie chciało zapoznać z opisem historii pacjentki