Jesteśmy w podobnym miejscu. W grudniu 2020 dowiedziałam się że jestem w ciąży, w styczniu już była abrazja, zaczęliśmy znów w marcu/kwietniu i chyba wtedy miałam biochemiczną, test wyszedł, a następnego dnia okres... Od tamtej pory nic. Jest grudzień rok później a ja dalej nie w ciąży. Do tego w naszym bliskim otoczeniu pojawiło się właśnie dziecko, a ja nie jestem w stanie pójść i go zobaczyć bo myślę że pęknie mi serce...Do tego byłam u gina 2 dni temu i wiedziałam że nie usłyszę nic dobrego. Cykle regularne, jak w zegarku 28 dni, byłam chyba 3 razy w okolicy owu, pęcherzyk oczywiście piękny i tylko działać, prolaktyna po obciążeniu była trochę za duża ale czekaliśmy. Teraz powtórzyłam badanie i już teraz na czczo się podniosła, do tego albo cykl bez owulacyjny, albo większa prolaktyna w końcu mi skutecznie tą owulację zablokowała...
Dostałam receptę na bromergon i Clo, w moim mieście brak bromergonu, poza tym czytałam że fatalnie dziewczyny się czują, więc dostałam zalecenie Norprolacu, znalazłam w 1 aptece, jutro wykupuję leki. Z jednej strony się na wizycie załamałam (miałam fatalny tydzień ogólnie w związku z paroma sytuacjami) a negatywne wieści u gin sprawiły że jeszcze bardziej się rozkleiłam. Z drugiej strony jest jakiś plan i trzeba działać, ale wiem że to po prostu oddala trochę wypragnione dwie kreseczki. Też jestem w dołku, praca mnie męczy, nic mnie nie cieszy, jedynie mąż dzielnie się trzyma i mnie pociesza. Do tego wyszła "wczesna insulinooporność" i trochę nieprawidłowa tolerancja glulozy, mam zmienić dietę. Za miesiąc kolejna wizyta sprawdzić jak Cło działa. Także rozumiem cię doskonale, zwłaszcza że znów jest grudzień
A my nadal mamy niekończące się pasmo nieszczęść... Dziś ogólnie trochę lepiej, no i zbliża się weekend, będzie można odsapnąć. A do tej pory myślałam że jestem całkiem zdrowa, szczupła, jeszcze stosunkowo młoda...