reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciąża Po Poronieniu

Dziękuję 😔nie będę ukrywać póki co psychicznie czuje się fatalnie..od diagnozy minęły dopiero dwa dni ciężko zrozumieć..myślę że każda z Nas to samo odczuwa.. A jeszcze to czekanie.. ale zakladam że max do wtorku jeśli nic się nie zacznie zgłoszę się ponownie do lekarza albo szpitala...
Tego chyba nie da się zrozumieć 😞 mi pomogło stwierdzenie, że mamy naszego malutkiego aniołka i już zawsze będzie naszym aniołkiem 🙂 może to był dopiero zarodek, nie było jeszcze serduszka ale dla mnie to już było nasze maleństwo i zawsze nim będzie 🙂 tylko nie zdążyliśmy się poznać lepiej. Wiem, że uwielbiał (aniołek) wodę z ogórków kiszonych 😂
 
reklama
Ja jeszcze dzieci nie mam i na samą myśl o kolejnych staraniach... jest mi słabo. Chyba nie umiem już zaufać ze wszystko będzie w porządku. Teraz zrobię to, co w mojej mocy, czyli przebadam się na maksa. A reszta już nie w moich rękach. Od długiego czasu STRACH to moje drugie imię..
mam również nadzieje, ze szybko dojdziemy do „siebie” .. 🥺💔
Najważniejsze to nie myśl o ciąży 🙂 tzn. Dla mnie najważniejsze było silne trzymanie się z mężem 🙂 teraz nie staramy się o dziecko....kochamy się z miłości, kiedy mamy ochotę i na spokojnie 🙂 zawsze z tyłu głowy będzie strach, pragnienie posiadania dziecka ale ja staram się skupić na tu i teraz i na tym, że niesamowicie kocham mojego męża i uwielbiam być z nim blisko
 
Ja straciłam dziecko w 25 tc i świat mi się zawalił. Ja poprosiłam o psychologa już w szpitalu, a po wyjściu siostra od razu ogarnęła mi terapię która kontynuuje do teraz, tylko obecnie mam wizyty co 2-3 tygodnie (to już ponad 5 miesiecy). Mi psycholog bardzo pomógł, bez tego sobie nie wyobrażam, ale są dziewczyny dla któryś nie jest to wielka ulga. Myślę że to tez po części kwestia dogrania się z terapeuta, czasami pewnie może ktoś nie podejść. Ja po przejściu totalnej rozsypki wzięłam się właśnie za różne badania, konsultacje itp. To mi w jakiś sposób pomagało. Teraz musisz sobie dać chwile czasu na przeżycie tego, wypłakanie, wygadanie, jeśli potrzebujesz, a później powolutku wrócisz do normalnego funkcjonowania i będzie Ci łatwiej (mnie wkurzało na początku jak mi ktoś tak mowil, ale jak się człowiek czymś zajmie to faktycznie jest trochę latwiej).
Współczuje Twojej straty, musiało Ci być bardzo ciężko. Jesteś mega silna, nie wiem jak dałabym sobie radę po stracie w tak późnym tygodniu. A tym samym wkurwiaja mnie komentarze bliskich „ lepiej ze teraz a nie w 20 tygodniu”. No jasne ze lepiej, ale przecież zawsze będzie ktoś, kto przeżywa większe tragedie o nas. Ludzie gina w wypadkach, dowiadują się o nieuleczalnej chorobie, tracą cały dorobek życia. Co nie znaczy ze JA w tym momencie nie przeżywam NAJWIĘKSZEJ na ten czas tragedii w moim życiu. Umniejszają temu i to boli. Bo przez takie komentarze wstydzę się płaczu, wydaje mi się ze przesadzam, ze nie mogę przezywać żałoby, bo to przecież trwało zaledwie chwile. Nie jest to sprawiedliwe. Cieszę się ze mam męża, któremu mogę wszystko powiedzieć. To jedyna osoba, która cicho słucha, nie rzuca bezsensownie słowami. Mam wsparcie również w rodzicach czy teściach, wiem, ze się martwią o mnie i zależy im żebym szybko doszła do siebie. Ale jednak jestem osoba, która całe życie wszystko skrywa. Wspomniałam w innym poście o psychologu, ale szczerze to nie wiem czy umiałabym się otworzyć ...
 
Ja jeszcze dzieci nie mam i na samą myśl o kolejnych staraniach... jest mi słabo. Chyba nie umiem już zaufać ze wszystko będzie w porządku. Teraz zrobię to, co w mojej mocy, czyli przebadam się na maksa. A reszta już nie w moich rękach. Od długiego czasu STRACH to moje drugie imię..
mam również nadzieje, ze szybko dojdziemy do „siebie” .. 🥺💔
Rozumiem Cię doskonale..ale może właśnie badania wskażą w czym jest problem i będzie już tylko łatwiej..bardzo Ci tego życzę i wierzę że spełnisz marzenie o byciu mama..myślę że może mam trochę łatwiej bo jednak 3.5 latka właśnie pcha mi się na kolana.. życzę Ci z całego serca spełnienia tego marzenia i trzymam kciuki mocna za Ciebie ❤
 
Pewnie zupełnie inaczej dla każdej z nas, ja jako skrajna realistka zaczęłam szukać przyczyny, tez rzuciłam się w wir badań, specjalnie jeździłam po 1200km w jedną stronę kilka razy, żeby zrobić co mogę prywatnie w Polsce, ostatecznie jak u większości - odpowiedzi dalej nie znam. Pozwoliłam sobie narzekać, gadać i przezywać ile uważam, i odpoczywać oczywiscie. Dałam znać wszystkim, którzy wiedzieli o ciazy, pisałam, bo nie miałam ochoty na telefony, opowiedziałam wszystkim o okolicznościach, nie tylko „nie jestem już w ciazy”. To mam wrażenie w jakiś sposób mi pomogło. Ale ja jestem osobą, która nie lubi tabu i mówi wprost o swoim życiu, nie jestem bardzo skryta, wiec dla mnie zadziałało coś takiego. Po miesiacu myslalam, ze jest ok, po dwóch miesiącach naprawdę poczułam, ze jestem gotowa na myślenie o nowych próbach, chociaż tez liczę się z poronieniem. Moja mama poroniła dwa lata przed urodzeniem pierwszego dziecka(mnie) i wspomina o tym do dziś - nie łudzę się, ze ja jakoś zapomnę, zakopie i nigdy nie wrócę. To będzie zawsze częścią mnie i naszej historii rodzinnej, godzę się z tym i nie mam pretensji do siebie czy do kogoś. Może to zabrzmi brutalnie, ale podświadomie czuje, ze to może nie być koniec problemów. Poroniłam „bez powodu” w 18 tygodniu i mam tutaj dwie opcje co dalej: obstawiać genetykę typu triplodia, bo najczęstsze sprawy genetyczne badałam w ciazy i było ok, albo wmówić sobie, ze istnieje jakiś problem ze mną, o którym nie wiem, wybieram pierwszą opcje na te chwile. Chciałabym, żeby sprawy szybciej wyszły na prostą, bo nie mam jeszcze pierwszej @, a tydzien po owulacji dostałam objawow owulacji, wiec hormony hasają w samopas :D Ale kolejny raz wraca kwestia nr 1 w staraniach i macierzyństwie - serio nie mamy wpływu na MASĘ spraw i nie ma co udawać i się katować, żeby to zmienić.

Byłam 2 tygodnie po poronieniu, wtedy zdecydowano o skierowaniu na łyżeczkowanie, po nim dopiero po 6 tygodniach, bo dalej nie było okresu. Ale był pęcherzyk dominujący na jajniku, wiec chyba okolice owulacji.
Dziękuje Ci za ten post i bardzo współczuje straty. Ja po pierwszym poronieniu machnęłam sobie ręka i posłuchałam doktora który bez emocji w głosie stwierdził „ zdarza się, proszę się nie przejmować”. Nagadał mi, ze zarodek był słaby i ze by nie przetrwał. Od czasu pierwszego poronienia minęło 1,5 roku. Ja, jako życiowa ignorantka pomyślałam sobie, ze No przecież musi być to dziecko w końcu, co nie?! Mam dom, kasę, męża. No dziecko należy się jak psu buda. Okresy nieregularne, wypryski mocne w okolicach żuchwy, przybieranie na wadze mimo ze jem baaardzo mało. Jakoś to nic mnie nie obchodziło. No i zaszłam w ciąże. W końcu. No ale co z tego, jak nie poznałam swojego organizmu i nie wiem w dalszym ciągu co jest nietak. Dlaczego ciąży utrzymać nie mogę.. dlatego jak tylko zacznę krwawić i skończę, jak już wybecze te łzy które musza wypłynąć, to biorę się za badania, boo teraz widzę ze moja postawa to hipokryzja i wstyd, ze sama siebie nazywałam STARACZKĄ, skoro przecież nie robiłam NIC żeby szybko w ciąże zajść, żeby szukać powodu dlaczego się nie udaje. Koniec z takim podejściem. Z tego miejsca przepraszam Was kochane, które staracie się miesiącami/ latmi. Wy, które wydałyscie masę kasy na badania, które żyjecie w ciągłym strachu i oczekiwaniu. Obiecuje, ze od kolejnych miesięcy będę bardziej świadoma i nie będę już wymagać tylko od ŻYCIA ale przede wszystkim od SIEBIE.
 
Współczuje Twojej straty, musiało Ci być bardzo ciężko. Jesteś mega silna, nie wiem jak dałabym sobie radę po stracie w tak późnym tygodniu. A tym samym wkurwiaja mnie komentarze bliskich „ lepiej ze teraz a nie w 20 tygodniu”. No jasne ze lepiej, ale przecież zawsze będzie ktoś, kto przeżywa większe tragedie o nas. Ludzie gina w wypadkach, dowiadują się o nieuleczalnej chorobie, tracą cały dorobek życia. Co nie znaczy ze JA w tym momencie nie przeżywam NAJWIĘKSZEJ na ten czas tragedii w moim życiu. Umniejszają temu i to boli. Bo przez takie komentarze wstydzę się płaczu, wydaje mi się ze przesadzam, ze nie mogę przezywać żałoby, bo to przecież trwało zaledwie chwile. Nie jest to sprawiedliwe. Cieszę się ze mam męża, któremu mogę wszystko powiedzieć. To jedyna osoba, która cicho słucha, nie rzuca bezsensownie słowami. Mam wsparcie również w rodzicach czy teściach, wiem, ze się martwią o mnie i zależy im żebym szybko doszła do siebie. Ale jednak jestem osoba, która całe życie wszystko skrywa. Wspomniałam w innym poście o psychologu, ale szczerze to nie wiem czy umiałabym się otworzyć ...
Apropo psychologa to po pierwszej stracie miałam to samo, myślałam ze się nie otworze i nic mi to nie da. Jak miałam ustalona pierwsza datę rozmowy to chciałam odwołać, ale jednak tego nie zrobiłam i nie żałuje. Fakt, ze od razu po każdej rozmowie czułam się jakby mnie ktoś rozjechał, ale następnego dnia było o wiele lepiej i z każda rozmowa o wiele łatwiej także myśle ze warto spróbować 🤗 druga stratę w tym roku psychicznie przeszłam lepiej i co prawda z psycholożka się nie widziałam ale teraz po stracie pracy zastanawiam się czy znowu nie powrócić do rozmów bo zaczynam się rozsypywać z każdym tyg bez pracy i bez możliwości starań 🙄 i do tego „uwielbiam” te komentarze wśród najbliższych teraz tez, ze będzie dobrze, przecież 30tki jeszcze nie mam wiec praca się znajdzie i dziecko tez będzie, ze tyle czasu mam 😓 łatwiej mówić, trudniej ułożyć w głowie.
 
Na to nie ma złotego środka, u mnie już 3 tygodnie po, dalej czuję pustkę i jest mi przykro, ale działam zadaniowo. Wszystko szybko się oczyściło, ja czuję się dobrze (fizycznie i psychicznie), dlatego jak już dostanę @ to zaczynamy się starac ponownie. Do tego czasu porobiłam badania, miałam wizytę kontrolną i teraz jestem na diecie w związku z IO, więc mam takie poczucie, że dbam o siebie i robię dla siebie i dla przyszłej ciąży co się da.

Po tygodniu już (to akurat była końcówka krwawienia), Miałam już przed poronieniem zaplanowaną tę wizytę, więc po prostu poszłam:)
Przytulam Cię bardzo mocno i mam nadzieje, ze tym razem się uda! Dziękuje za Twój post ❤️
 
Współczuje Twojej straty, musiało Ci być bardzo ciężko. Jesteś mega silna, nie wiem jak dałabym sobie radę po stracie w tak późnym tygodniu. A tym samym wkurwiaja mnie komentarze bliskich „ lepiej ze teraz a nie w 20 tygodniu”. No jasne ze lepiej, ale przecież zawsze będzie ktoś, kto przeżywa większe tragedie o nas. Ludzie gina w wypadkach, dowiadują się o nieuleczalnej chorobie, tracą cały dorobek życia. Co nie znaczy ze JA w tym momencie nie przeżywam NAJWIĘKSZEJ na ten czas tragedii w moim życiu. Umniejszają temu i to boli. Bo przez takie komentarze wstydzę się płaczu, wydaje mi się ze przesadzam, ze nie mogę przezywać żałoby, bo to przecież trwało zaledwie chwile. Nie jest to sprawiedliwe. Cieszę się ze mam męża, któremu mogę wszystko powiedzieć. To jedyna osoba, która cicho słucha, nie rzuca bezsensownie słowami. Mam wsparcie również w rodzicach czy teściach, wiem, ze się martwią o mnie i zależy im żebym szybko doszła do siebie. Ale jednak jestem osoba, która całe życie wszystko skrywa. Wspomniałam w innym poście o psychologu, ale szczerze to nie wiem czy umiałabym się otworzyć ...
Tak jak mówisz, zawsze moze być gorzej, ale czy te słowa pomagają w takim momencie? Nie sądzę... po 5 tygodniach po tym wszystkim bylam na wizycie u mojej ginekolog i mowilam jej, że jest mi tak przykro ze to juz byl taki etap, że ja to tak przeżywam itp, a ona mi powiedziala, że naprawdę każda stratę się bardzo przeżywa, niezależnie od etapu i że sama niestety przez to przechodziła i rozumie jak to jest :( wiem, że te osoby pewnie próbują Cie pocieszyć, ale może daj im jakos znać że potrzebujesz czasu żeby to sobie ułożyć i przeżyć te żałobę, bo masz do tego zupełne prawo. Dobrze ze masz wsparcie męża. Mój tez mnie bardzo wspierał i dalej wspiera. Ja w dużej mierze zbierałam się dla niego do kupy, bo on bardzo się o mnie martwił (straciłam dziecko przechodząc covid, mialam powikłania zakrzepowe i ogólnie moj stan fizyczny przez pewien czas byl kiepski)
Pisałaś że się boisz starań i kolejnej ciazy- ja też, tym bardziej że u mnie przez cesarkę wszystko jest rozciągnięte w czasie, wiec zamiast przejść do działania to ja cały czas czekam i rozmyślam... wiem, że dużo dziewczyn zachodzi w ciąże szybko po cesarce, ale ja mimo mojej ogromnej chęci posiadania dziecka chce się trochewstrzymac zeby ten odstep od operacji byl bezpieczny :( ale to jest dla mnie naprawdę bardzo trudny czas :(
 
Apropo psychologa to po pierwszej stracie miałam to samo, myślałam ze się nie otworze i nic mi to nie da. Jak miałam ustalona pierwsza datę rozmowy to chciałam odwołać, ale jednak tego nie zrobiłam i nie żałuje. Fakt, ze od razu po każdej rozmowie czułam się jakby mnie ktoś rozjechał, ale następnego dnia było o wiele lepiej i z każda rozmowa o wiele łatwiej także myśle ze warto spróbować 🤗 druga stratę w tym roku psychicznie przeszłam lepiej i co prawda z psycholożka się nie widziałam ale teraz po stracie pracy zastanawiam się czy znowu nie powrócić do rozmów bo zaczynam się rozsypywać z każdym tyg bez pracy i bez możliwości starań 🙄 i do tego „uwielbiam” te komentarze wśród najbliższych teraz tez, ze będzie dobrze, przecież 30tki jeszcze nie mam wiec praca się znajdzie i dziecko tez będzie, ze tyle czasu mam 😓 łatwiej mówić, trudniej ułożyć w głowie.
Ja mam prace, ale obawiam się, ze jak wrócę za jakiś czas, to dadzą mi wypowiedzenie. Nie z racji l4, bo tak nie mogą i nie powiedzą tego wprost, ale myśle, ze powiedzą, ze przez te ciagle nieobecności dezorganizuje im prace i prędzej czy później tak to się skończy. Wiem, ze są kobiety, które dzień po łyżeczkowaniu idą na wesele do znajomej, idą do pracy, czy na karaoke i przyjaciółmi. Ja potrzebuje teraz spokoju i po prostu misze dojść do siebie i nie wiem ile to potrwa. Po pierwszej stracie miałam o tyle łatwiej, ze po szpitalu dostałam l4 na 2 tyg a potem wylądowałam na kwarantannie j ten czas był dla mnie wystarczający, a teraz ... nie wiem.
jesli chodzi o komentarze innych, typu „ masz czas JesCze, jesteś młoda, ciesz się ze przynajmniej w ciąże zachodzisz”... No szczerzą mam ich dość :) ale z drugiej strony nie wiem co ja bym mówiła nie mając tego paskudnego doświadczenia jakie mam teraz. Myśle, ze te osoby nie chcą dla nas zle, ale po prostu jesteśmy teraz tak wkurwione/ rozżalone, ze w zasadzie każda „ złota rada” powoduje odruch wymiotny. Mam nadzieje kochana, ze wszystko Ci się ułoży. Jak potrzebujesz wsparcia, popisać, to możesz się odezwać na priv :) ❤️
 
reklama
Dziękuje Ci za ten post i bardzo współczuje straty. Ja po pierwszym poronieniu machnęłam sobie ręka i posłuchałam doktora który bez emocji w głosie stwierdził „ zdarza się, proszę się nie przejmować”. Nagadał mi, ze zarodek był słaby i ze by nie przetrwał. Od czasu pierwszego poronienia minęło 1,5 roku. Ja, jako życiowa ignorantka pomyślałam sobie, ze No przecież musi być to dziecko w końcu, co nie?! Mam dom, kasę, męża. No dziecko należy się jak psu buda. Okresy nieregularne, wypryski mocne w okolicach żuchwy, przybieranie na wadze mimo ze jem baaardzo mało. Jakoś to nic mnie nie obchodziło. No i zaszłam w ciąże. W końcu. No ale co z tego, jak nie poznałam swojego organizmu i nie wiem w dalszym ciągu co jest nietak. Dlaczego ciąży utrzymać nie mogę.. dlatego jak tylko zacznę krwawić i skończę, jak już wybecze te łzy które musza wypłynąć, to biorę się za badania, boo teraz widzę ze moja postawa to hipokryzja i wstyd, ze sama siebie nazywałam STARACZKĄ, skoro przecież nie robiłam NIC żeby szybko w ciąże zajść, żeby szukać powodu dlaczego się nie udaje. Koniec z takim podejściem. Z tego miejsca przepraszam Was kochane, które staracie się miesiącami/ latmi. Wy, które wydałyscie masę kasy na badania, które żyjecie w ciągłym strachu i oczekiwaniu. Obiecuje, ze od kolejnych miesięcy będę bardziej świadoma i nie będę już wymagać tylko od ŻYCIA ale przede wszystkim od SIEBIE.
Kochana nie bądź dla siebie taka ostra, mieszkam w kraju w którym zasady i instrukcje postępowania są krytyczne i tutaj np nie dostanę heparyny, jeśli nie mam na to mocnych powodów, badań i złych wyników. Lekarze postępują tak, jak każą im dowody i zazwyczaj mają rację, bo faktycznie wady genetyczne, anatomiczne i fizjologiczne to zdecydowana większość powodów poronienia. Długo z tym walczyłam (ba, 5min po poronieniu na fotelu pokłóciłam się z właścicielka całego szpitala!), ale ja powoli rozumiem ich podejście, szczególnie przy tych pierwszych poronieniach. To brzmi okrutnie, ale fakty są takie, ze coś zupełnie losowego poszło nie tak na jakims etapie rozwoju, a my nie zrobimy NIC, żeby temu zapobiec. Problemy z krwią, immunologią czy szyjką, to dalej rzadkość, ale moje podejście było takie, ze jeśli mam środki, mam czas i mam sile, to będę robić te badania i będę próbowała dowiedziec się czegokolwiek. Nie wiem, czy poleciłabym to wszyskim tu, faktycznie jest spora szansa, ze w tych badaniach nic nie wyjdzie. Jeśli masz przesłanki, to jasne, leć i walcz o swoje zdrowie, ale tez nie obwiniaj się, ze robisz coś za późno albo za mało - ja pół roku temu nie byłam nawet pewna, czy jestem w stanie kiedykolwiek zajsc w ciąże, przecież nigdy nie probowalam. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego, a w tym przypadku zapobiec problemom :/ Staram się myśleć, ze na wszystko przyjdzie czas, ale łatwo zgubić cała siebie na tej drodze, łatwo się zafiksować na tym punkcie, zaniedbać inne sprawy. Rob rzeczy, które pomogą Ci dojść do siebie, na razie to przecież Ty jesteś dalej w tym wszystkim najważniejsza
 
Do góry