reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciąża Po Poronieniu

Ja sama też się badałam, miałam hsg i mąż nasienie itd itd również, także ja nie mówię, że nie należy się badać. Chodzi mi bardziej o to, że często jak sama się zaczynam w to wkręcać i w te badania i starania, to się tak miotam sama ze sobą. I wtedy też zwyczajnie to wszystko staje się centrum mojego życia i to uważam jest złe podjescie, tak twierdzę na swoim przykładzie. Im bardziej fisiowalam, tym mniej wychodzilo i zwyczajnie juz sama na siebie byłam zła. I zawsze mnie zastanawia to jak to bylo, że te nasze babki rodziły po 6 dzieci i jakoś było bez tego martwienia się, bez tych badań. Wiem, nie miały wyjścia, nie było metod żadnych i może przez to musiały akceptować to , co im życie przynosi i odpuszczaly i im wychodziło. Zwyczajnie juz zastawnaiam się, że może ja robię coś złe, złe do tego wszystkiego podchodze i może moje podejście sprawia, że to wygląda ,jak wygląda...
Myślę, że nasze babki myślały o tym sporo, ale nie żyły tym, bo miały tyle zajęć, że zmęczenie było silniejsze.
Nie wszystkie dziewczyny po stracie fiksuja się na temacie na tyle, że już o niczym innym nie myślą. To chyba bardziej problem emocjonalnego uporządkowania rzeczywistości. Nie bez powodu po poronieniu zwracamy tu uwagę na to, by się sobą zająć, by odreagować i uporządkować strate.
Poronienie i emocje z tym związane nie jest mi obce. Niestety każda kobieta potrzebuje znalezc swój sposób by sobie z tym poradzić. Dla mnie szukanie przyczyny było sposobem na znalezienie celu. To była siła dająca sens wstawaniu i radzeniu sobie z trudnymi emocjami targającymi po stracie. Pomogły mi nie skupiać się na bólu, by go nie rozpamiętywać. Starałam się na biezaco odreagowywać emocje, które się pojawialy, a zajęcie pozwalało nie zwariowac...
Trzeba się z tym uporać, bo nieprzerobione straty rzutują na relację matka dziecko
 
reklama
W jaki sposób ?
Mogę ci odpowiedzieć jak to się dzieje u mnie.
Syn jest moim 3 dzieckiem, pierwszym żywym. Za mną ciężka ciąża, która miała się nie udać. Ciągle krwawienia, skurcze, wpierw wizja poronienia potem przedwczesnego porodu. Syn rodzony sn że względów zdrowotnych. Przeciągnięta ostatnia faza porodu i urodził się w zamartwicy. 10 miesięcy później odeszły mi wody i córka urodzona w 26tc. Bardzo kocham moje dzieci, ale wizja straty była tak ogromna, że nieświadomie nie potrafiłam razem z nimi być. Oczywiście musiałam, bo m w pracy a był sama z nimi cały dzień. Z jednej strony wszystko ogarnialam i o nich walczyłam, a psychicznie nie ogarnialam, nie umiałam się nimi zajmować . Wieczorem m przejmował dzieci, bo ja nie byłam w stanie psychicznie i fizycznie być z nimi. I ten dualizm się pogłębiał aż w momencie, gdy zrobili się starsi i samodzielniejsi uciekałam od bycia z nimi. Byłam fizycznie, ale bez zaangażowania. Uciekałam w sprzątanie, w rozmowy z innymi, nie umiałam się do nich zbliżyć, pobawić się, szybko uciekałam w sprawy dnia codziennego. Cały czas miałam tego świadomość, ale nie umiałam nad tym zapanować.
 
Mogę ci odpowiedzieć jak to się dzieje u mnie.
Syn jest moim 3 dzieckiem, pierwszym żywym. Za mną ciężka ciąża, która miała się nie udać. Ciągle krwawienia, skurcze, wpierw wizja poronienia potem przedwczesnego porodu. Syn rodzony sn że względów zdrowotnych. Przeciągnięta ostatnia faza porodu i urodził się w zamartwicy. 10 miesięcy później odeszły mi wody i córka urodzona w 26tc. Bardzo kocham moje dzieci, ale wizja straty była tak ogromna, że nieświadomie nie potrafiłam razem z nimi być. Oczywiście musiałam, bo m w pracy a był sama z nimi cały dzień. Z jednej strony wszystko ogarnialam i o nich walczyłam, a psychicznie nie ogarnialam, nie umiałam się nimi zajmować . Wieczorem m przejmował dzieci, bo ja nie byłam w stanie psychicznie i fizycznie być z nimi. I ten dualizm się pogłębiał aż w momencie, gdy zrobili się starsi i samodzielniejsi uciekałam od bycia z nimi. Byłam fizycznie, ale bez zaangażowania. Uciekałam w sprzątanie, w rozmowy z innymi, nie umiałam się do nich zbliżyć, pobawić się, szybko uciekałam w sprawy dnia codziennego. Cały czas miałam tego świadomość, ale nie umiałam nad tym zapanować.
Może to jest spowodowane, że kolejne ciążę nie były bezproblemowe ? Mam nadzieję, że u mnie nieprzeoracowana strata nie będzie miała jakiegokolwiek wpływu na moją relacje z synem. Nie chce tego przepracowywać i do tego wracać, może robię źle, po prostu nie umiem inaczej...
 
Może to jest spowodowane, że kolejne ciążę nie były bezproblemowe ? Mam nadzieję, że u mnie nieprzeoracowana strata nie będzie miała jakiegokolwiek wpływu na moją relacje z synem. Nie chce tego przepracowywać i do tego wracać, może robię źle, po prostu nie umiem inaczej...
Z całą pewnością nieustającą wizja utraty dziecka wpłynęła na moja relacje z dziećmi. Ja wolę przepracować. Nie boje się tego. Tobie też polecam. Tego nie da się schować. Prędzej czy później dopadnie cię. Jak urodzisz dziecko sytuacji niebezpiecznych jest dużo. Ja nie chcę iść też w drugą stronę, by być nadopiekuńczą matka. Do tego może pchnąć strach i inne nieprzepracowany emocje. Może nic nie będzie się u ciebie dzialo....
Uwierz mi przepracowanie poronienia nie jest takie trudne jak się wydaje. Ja czuję się teraz dużo luźniejsza, swobodniejsza, bardziej radosna i spokojna. A sytuację mam trudna, bo muszę ciągle trzymać balans między byciem dla dziecka, a pozostawieniem dużej swobody działania, by dzieci mogły optymalnie się rozwijać. Ogólnie nie miałam z tym problemów, staram się żyć świadomie że swoimi emocjami i reakcjami. Jak zauważyłam, że to wpływa na mnie i dzieci po prostu poszłam do psychologa. Tu naprawdę nie ma się czego bać.
 
Pomocy! Jeszcze wczoraj tu pisałam, ze kolejny miesiąc starań nic nie przyniósł, a dziś proszę Was o radę. ☺️Od września łykam acard, początkowo 150, ale za Waszą radą (okropne plamienia), przeszłam na 75. Wczoraj powinnam dostać okres. Żadnego okresowego bólu nie było. Ale pojawiła się żywa krew. Nie wylatują żadne brudy i skrzepy, jak to przy okresie, ale czewoniasta krew, widoczna głownie na papierze. Mogłabym tak przelecieć dziś na jednej podpasce. Jeden test wyszedł negatywnie, wczoraj rano robiłam drugi ponownie. Czy Wy tu coś widzicie? Okres się porządnie nie zaczął, a już się kończy. Może to jednak ciąża, a test był za szybko zrobiony? We wcześniejszych ciążach testy zawsze wychodziły pozytywnie dosyć późno. A może jednak okres się jeszcze nie rozkręcił? Oszaleję. 🤷‍♀️ I nie chodzi o to, ze sobie wkręcam ciąże, tylko znam swoj organizm i już sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
 

Załączniki

  • 3496D3D4-93E0-4BB8-A55B-9C1FE2823243.jpeg
    3496D3D4-93E0-4BB8-A55B-9C1FE2823243.jpeg
    1,6 MB · Wyświetleń: 84
Pomocy! Jeszcze wczoraj tu pisałam, ze kolejny miesiąc starań nic nie przyniósł, a dziś proszę Was o radę. ☺Od września łykam acard, początkowo 150, ale za Waszą radą (okropne plamienia), przeszłam na 75. Wczoraj powinnam dostać okres. Żadnego okresowego bólu nie było. Ale pojawiła się żywa krew. Nie wylatują żadne brudy i skrzepy, jak to przy okresie, ale czewoniasta krew, widoczna głownie na papierze. Mogłabym tak przelecieć dziś na jednej podpasce. Jeden test wyszedł negatywnie, wczoraj rano robiłam drugi ponownie. Czy Wy tu coś widzicie? Okres się porządnie nie zaczął, a już się kończy. Może to jednak ciąża, a test był za szybko zrobiony? We wcześniejszych ciążach testy zawsze wychodziły pozytywnie dosyć późno. A może jednak okres się jeszcze nie rozkręcił? Oszaleję. 🤷‍♀️ I nie chodzi o to, ze sobie wkręcam ciąże, tylko znam swoj organizm i już sama nie wiem, co mam o tym myśleć.
Ja tu na zdjęciu nic nienawidzę, ale idź na betę jutro to będziesz.miec pewność ;)
 
reklama
Mogę ci odpowiedzieć jak to się dzieje u mnie.
Syn jest moim 3 dzieckiem, pierwszym żywym. Za mną ciężka ciąża, która miała się nie udać. Ciągle krwawienia, skurcze, wpierw wizja poronienia potem przedwczesnego porodu. Syn rodzony sn że względów zdrowotnych. Przeciągnięta ostatnia faza porodu i urodził się w zamartwicy. 10 miesięcy później odeszły mi wody i córka urodzona w 26tc. Bardzo kocham moje dzieci, ale wizja straty była tak ogromna, że nieświadomie nie potrafiłam razem z nimi być. Oczywiście musiałam, bo m w pracy a był sama z nimi cały dzień. Z jednej strony wszystko ogarnialam i o nich walczyłam, a psychicznie nie ogarnialam, nie umiałam się nimi zajmować . Wieczorem m przejmował dzieci, bo ja nie byłam w stanie psychicznie i fizycznie być z nimi. I ten dualizm się pogłębiał aż w momencie, gdy zrobili się starsi i samodzielniejsi uciekałam od bycia z nimi. Byłam fizycznie, ale bez zaangażowania. Uciekałam w sprzątanie, w rozmowy z innymi, nie umiałam się do nich zbliżyć, pobawić się, szybko uciekałam w sprawy dnia codziennego. Cały czas miałam tego świadomość, ale nie umiałam nad tym zapanować.
Może to być taka próba ucieczki, nie chcesz się przywiązywać bo cały czas żyjesz w stresie, że te dzieci też możesz stracić i nie chcesz znowu tego przeżywać. A inne matki znowu stają się nadopiekuńcze, co też jest niedobre. Jaka ta nasza psychika jest skomplikowana. Fakt faktem, że nie przerobiona ciąża w głowie źle wpływa na całą rodzinę
 
Do góry