Dziewczyny, czytam Wasze historie. Na każdym etapie nie ma pewności. Nawet po urodzeniu dziecka towarzyszy o nie strach, taki rodzicielski lęk.
Moja druga wyczekana i wystarana ciąża była szczęściem, ale i wielkim niepokojem. Odkąd o niej się dowiedziałam miałam lęki, że coś jest nie tak. Pierwsza beta 53, druga 200cos. Trochę się uspokoilam, choć lek mi towarzyszyl. Czekałam na bicie serca. Obiecałam sobie, że jak serce zacznie bić to odpuszczam lęk. 6 marca serce pięknie biło. Łzy szczęścia i wreszcie spokój. Z 8 na 9 marca miałam sen, że krwawię i tracę ciążę. Wstaję rano A tu krew... szpital, usg - wszystko ok. Tydzień później kontrola - zarodek pięknie urósł, bicie serca na poziomie ponad 170, rokowania dobre. Dwa tygodnie później krwawienie i już na kolejnej wizycie brak bicia serca. Czułam jak otwiera się przede mną wielka pustka i mnie wciąga. Dopiero teraz jest lepiej, po 4 miesiącach. Wracam do siebie.
Chcemy się starać, z drugiej strony odkąd się staramy nasze życie trochę jakby się zatrzymało... są lęki, obawy, żal. Mamy syna i nie chcę, żeby mnie zapamiętał jako matkę, która często płakała. Stety, niestety nie raz widział mnie we łzach, tulil, ocieral łzy. Ciężko też podejść do tego bez emocji.
Czasami wydaje mi się to takie odległe, ale cały czas czuję jak jakaś siła wewnetrzna mnie motywuje do starań. Chociaż po stracie już mniej we mnie ekscytacji...
Trzymajcie się :* jestem z WamiQUOTE]