Witam. Moja sytuacja była taka, że okazało się, że mam tylko pusty pęcherzyk. Od początku były problemy, bo plamiłam. Przed świętami wylądowała w szpitalu dostałam leki lekarze po kilku dniach dopiero zauważyli dopiero jakiś pęcherzyk. Na wypisie miałam 6tydz. Po 2tyg zgłosiłam się na kontrol, ginekolog powiedziala ze to7tydz.. zrobila usg i pecherzyk nadal byl pusty. Kazała odstawić wszystkie leki, lecz przyjmowalam nadal, bo chciałam sprawdzić jeszcze u innego ginekologa . Poszlam tydzien pozniej do innego powiedzial, że jak się nie jest pewnym to sie nigdy lekow nie odstawia. Też widział tylko pusty pecherzyk ale kazał brać leki dalej, bo już nie takie cuda widział. To było we wtorek. Wczesniej znowu zaczęły mi sie plamienia. Wczoraj tj. Piatek zaczelam krwawic i zaczęły wylatywac roznej wielkości skrzepy. Nie chciałam jechać na pogotowie, bo wyczytalam ze do lyzeczkowanie trzeba byc na czczo , a przez weekend i tak by mi nic nie zrobili wiec nie chciałam bez sensu spędzić weekendu w szpitalu. Pobralam troche lekow p/bólowych chociaz nie bolało jakos ekstra mocno . Krwawienia tez nie są jakos bardzo obfite. Dlatego zastanawiam się czy mogę poczekać do wtorku, bo dopiero wtedy mam możliwość isc do swojego ginekologa. Mam nadzieje, że samo sie wszystko wyczysci I obejdzie się bez zabiegu. Dlatego chcialabym poczekac do tego wtorku. Co Wy o tym myślicie?