U mnie też wszystko było ekspresowo. Dostałam różowego plamienia, poszłam na drugi dzień do lekarki, która stwierdziła, że ciąża obumarła w 9 tc (byłam wtedy w 10 tc). Wizytę miałam o 18 w poniedziałek, a w środę miałam się stawić do szpitala na 7 rano. Przyjęli mnie, miałam podane 3 razy po 2 tabletki. Miałam lekkie skurcze, ale tylko dostałam lekkiego krwawienia, a w czwartek już łyżeczkowanie. Także, nie wiedziałam nawet, że miałam takie szczęście ! Jak czytam wasze historie dziewczyny, to aż się nóż w kieszeniu otwiera, że można tak kobiecie pozowlić czekać z martwym dzieckiem w organiźmie. To etycznie i biologicznie udręka ! Wstyd dla tych lekarzy. A ja myślałam, że mój pobyt to był standard (byłam pierwszy raz w szpitalu jako pacjentka). Ja leżałam w Tychach.