Jivka
Moderator
- Dołączył(a)
- 23 Lipiec 2018
- Postów
- 17 952
Cześć, bardzo mi przykro z powodu Twojej straty. Też straciłam ciążę w 2 trymestrze (19 tydzień). Miałam indukcję ze względu na ciężki stan dziecka po przejściu wirusa.Witam dziewczyny. Chciałam się poradzić. Straciłam synka w 18 tygodniu. Jestem 5 tydzień po poronieniu. Po zabiegu oczyszczałam się około 3 tygodnie.
I wydaje mi się, że dostałam miesiączkę, tyle, że na początku lekko poleciała krew, teraz mam taki śluz jasno brązowy. Tak ma być?
Miałam owulacje 3 tygodnie po poronieniu i lekarka, że do 2 tygodni powinnam dostać okres. No i dziś czułam się dziwnie, czułam się spuchnięta tam w środku, rozpierało mnie, bolały jajniki. Na razie nie krwawię, ale dziwne to wszystko jest [emoji17] czy któraś mogłaby mi poradzić czy to będzie właśnie pierwsza miesiączka?
Straciłam ciążę przez zaniedbanie lekarzy, szpitali w tym mojej lekarki prowadzącej.
Doszło do zakażenia wewnątrzmacicznego.
Miałam plamienia od około 12 tygodnia z tego co pamiętam. Z przerwami. Aż w końcu dostałam krwotoku z wodami płodowymi. Pękł pęcherz płodowy. I tak chodziłam, a dziecko było ściśnięte bez wód. Nikt od 31 października do 8 listopada nie zauważył, że z szyjki wydobywają się wody, że na USG dziecko bez wod jest. Mimo, że jeździłam po szpitalach. I podczas tego krwotoku odesłali mnie do domu ze szpitala. Trafiłam do innego, zatrzymali mnie z łaską. Nie badali, leżałam kilka dni, wypuścili mówiąc, że tutaj nic się nie dzieje. Krwawiłam bardzo mocno od 31 października i wmawiano mi, że to plamienia. Ogólnie załatwili mnie właśnie w szpitalu do którego trafiłam. Nie badali mnie bo powiedzieli, że nie na tym to polega, żeby tak badać codziennie. Crp wyszło u nich, że mam stan średnio ciężki.
Dzień po wyjściu udałam się do swojej lekarki, okazało się, że właśnie nie mam już praktycznie wód płodowych, dziecko ściśnięte, rokowania bardzo słabe, chciała ciążę mi utrzymać... Tego samego dnia trafiłam już w ciężkim stanie do szpitala, odszedł czop, zaczęłam bardzo mocno krwawić miałam skurcze do porodu już kilka dni. Miałam słabe tętno, ciśnienie.
Trafiłam do szpitala w nocy 9 listopada ok 2, o 7 zabrali się lekarze, ordynator, że muszą bardzo szybko ciążę rozwiązać która nie miała już szans, żeby ratować moje zdrowie i życie bo groziła mi sepsa.
A przyczyna? Zaniedbanie lekarzy, szpitali, do których jeździłam i prosiłam o pomoc, żeby ktokolwiek powiedział, dlaczego mam plamienia. Nikt mi nie pomógł. Nikt nie zrobił mi wymazu z szyjki, w tym moja lekarka, ani razu nie badała mnie na fotelu w ciąży, nie pobierała wymazów. W szpitalach też nie pobierali i tyle tygodni odsyłali do domu. Prawie przypłaciłam to życiem. Leżałam w szpitalu, roniłam kilka dni bo nie było postępów, dostawałam masę tabletek poronnych. Urodziłam przy pomocy cewnika domacicznego. Dostawałam co chwilę kroplówki z antybiotykami, płyny, byle żeby zakażenie zeszło. Mam taki uraz do lekarzy i żal że sobie nie wyobrażacie... [emoji17]
Też jestem w Trójmiasta i leżałam na Klinicznej gdzie opieka jest przecudowna.
Aczkolwiek też przejechałam się na lekarzu prowadzącym (na szczęście miałam dwóch) i szukam nowego prywatnego bo sam luxmed mi nie wystarczy w razie ciąży.
Moja pierwsza @ była 24dni po porodzie i pierwszy dzień delikatnie, a potem przez dwa dni lało mi się po nogach.
To nie jest łatwa sytuacja poronić w takim okresie, musisz znaleźć sobie dobrego psychologa jeśli nie możesz poradzić sobie ze stratą. Ja wiem że moja historia to przypadek, zwykły pech i może dlatego łatwiej mi było...