W ogóle muszę się wyżalić... Pamiętacie, że na początku ciąży szukałam kogoś do pomocy w domu, bo przez te rzygi nie dawałam rady z moim metrażem. Zaczęła do mnie przychodzić dziewczyna młoda, pełna energii i została do dzisiaj. Przyznam szczerze, nie sprawdzałam jej. Nie lubię być kapo i ganić kogoś, że czegoś nie dopatrzył. Rozumiem, że wszyscy jesteśmy ludźmi i czasami coś się ominie albo po prostu ma się gorszy dzień. Płacę jej dużo, ale wychodzę z założenia, że każdy musi mieć satysfakcję z własnej pracy, zwłaszcza finansową. Niestety dwa tygodnie temu chciałam posprzątać po swojemu w szafkach w kuchni. Całkiem przypadkiem dobrałam się do kuchenki gazowej... A tam syf pod fajerkami sprzed pół roku! Od początku przychodzenia do mnie ani razu tam nie zajrzała! Zaczęłam sprzątać dalej... Blaty pod chlebakiem i w miejscach trudniej dostępnych- czarny. Zlew zakamieniały pod ociekaczem do naczyń, ściany osrane przez muchy, że farby nie widać, koło kuchenki ściana tłusta, że aż skrobać można. Kamień na wylewce, stojak na gazety- żal patrzeć. Cały dzień sprzątałam... Idąc za ciosem wczoraj zaczęłam sprzątać łazienkę. Myślałam, że jak z kuchnią zwróciłam jej uwagę, że wycierać z wierzchu to sama sobie mogę (za darmo) to do reszty się przyłożyła. Tak więc jak zaczęłam od brodzika... Oczy mi wyszły, jak można przecierając przyklepywać kolejną warstwę brudu tak, że nic nie widać! Pięknie syf równomiernie ułożony... Brodzik czarny, jak byśmy tam węgiel składowali! Kamień półroczny, przywarty na amen. Wczoraj 5 godzin sprzątałam, dzisiaj kolejne dwie. Jestem wykończona i wściekła, bo wiem, że jeszcze duuuużo mnie czeka... Aż się boję mycia podłogi... No po prostu jak by nikt nie sprzątał od połowy roku... Wiem, że to moja wina, bo mogłam chodzić jak cieć i wykłócać się o każdy okruszek, ale no jesteśmy dorośli... To jak by do mnie pacjent przychodził i w kółko wymieniałabym mu wypełnienie w jednym zębie, podczas gdy reszta spokojnie by sobie gniła... Ja nie wiem... Muszę poszukać kogoś innego, bo zaraz będę miała taki wielki brzuch, że już się nie schylę, nie mówiąc o tym, jak urodzi się dziecko. Z doświadczenia wiem, że nie mogę liczyć na pomoc mamy ani teściowej. Jak zostanę sama z dwójką bąków i sprzątaniem, gotowaniem, praniem i prasowaniem, to wyląduję w wariatkowie...
Czuję się oszukana... Jak można brać pieniądze za coś, co tylko się udawało, że się robi??