Kochane, nie wiem jak Wam dziękować. Dla każdej ogromny buziak. Wasze wsparcie jest naprawdę nieocenione i jesteście dla mnie jak promyki słońca w najpochmurniejszy dzień
Przykre jest jedynie to, że na duchowe wsparcie i dobre słowo mogę liczyć tak naprawdę od nieznanych mi kobiet, a nie dotychczasowych tzw. przyjaciół... niestety życie a tym bardziej ciężkie sytuacje bardzo skrupulatnie weryfikują grono bliskich i zaufanych osób. Nie jestem naiwna i wiedziałam zawsze, że jak mam liczyć to muszę przede wszystkim na siebie, mimo to wiele osób, które wydawały mi się bliskie i dla których niejednokrotnie wiele poświęcałam potrafiły dostarczyć jedynie rozczarowań w tych ciężkich chwilach. Ale nie będę się nad nimi rozwodzić
brak sensu. Są ważniejsze rzeczy.
Otóż nastąpił przełom, gdy napisałam Wam o moich problemach komunikacyjnych z mężem, jakoś tak wyszło że zaczęliśmy rozmowę. Może sprowokowało go wreszcie to, że naprawdę miałam dość mocny zjazd psychiczny i chyba podświadomie wiedział, że potrzebuję powiedzieć o wszystkim co mnie boli. To była naprawdę długa i trudna noc, no bo oczywiście lepszej pory na zwierzenia jak 2 w nocy to nie ma
Ogólnie rzec biorąc to mąż nie poruszał tematu żeby nie robić mi przykrości, ale wytłumaczyłam mu, że śmierć naszego dzieciątka jest tak ogromnym bólem i cierpieniem, że rozmowa o nim wcale mnie bardziej nie zrani bo już nie da się bardziej cierpieć, a muszę z nim rozmawiać. Musimy się wpierać, jesteśmy sami, jeśli stałoby się tak że przez resztę życia będziemy tylko we dwoje to nie mogę pozwolić na jakieś tematy tabu. Przecież brak rozmowy o bólu i problemie nie sprawi, że on zniknie. Mój mąż to naprawdę inteligentny i czuły facet, niestety u niego w domu rodzinnym było mnóstwo tematów tabu. Gdy działy się jakieś problemy w rodzinie to mimo, że każdy wiedział to się o tym nie rozmawiało, no i oczywiście osoby dotkniętej problemem się nie wspierało, dla mnie system chory i nie do przyjęcia. Musimy rozmawiać, nawet o trudnych i ciężkich rzeczach i nie sprawi to że zapomnę czy ból się zmniejszy, ale nasze relacje pozostaną w dobrej formie. Mąż też wyznał gdy mnie wysłuchał, że on tak nie cierpi. Owszem było mu potwornie źle i smutno, dużo płakał ale zdecydowanie lepiej sobie radzi niż ja, i wiedząc już jak ja to wszystko odbieram wie, że jego ból jest dużo mniejszy. Dobrze ktoś musi być silniejszy psychicznie, poza tym on może nie do końca ogarniał, że będziemy mieli dziecko, wiadomo to tylko faceci do nich z oporami cokolwiek dociera
Ja codziennie po przebudzeniu najpierw głaskałam brzuch i mówiłam do niego dzień dobry skarbie, po prostu ja już czułam się matką i byłam bardzo przywiązana do tej myśli dlatego może jest mi dużo trudniej.
Mąż również wychodził z założenia, że będzie lepiej gdybym rozmawiała ze specjalistą bo on w rozmowach o emocjach nie jest zbyt dobry, ze względu na to że u niego w domu nie było tematu emocji i wydawało mu się że on, laik w tej dziedzinie nie będzie w stanie mi pomóc ale prawie wykrzyczałam, że chcę żeby to on mi pomógł, że on ma mnie słuchać i wspierać a nie obcy facet któremu zapłacę.
Podsumowując gdy porozmawialiśmy to obojgu nam spało się lepiej i owszem ból nie zniknął ale wiemy, że musimy siebie wspierać i samo przytulenie nie wystarczy, trzeba rozmawiać, słuchać i nie bać się tego, przecież gorzej już nie będzie a jeśli nadal chcemy tworzyć tak udany związek jak do tej pory to nie możemy odpuścić i udawać że nic się nie stało. Takie jest moje zdanie i tak to widzę.
Wam dziewczyny jeszcze raz dziękuję, w tym momencie kocham Was jak rodzoną siostrę
i niech ktoś mi powie, że internet to zło
Buziaki i udanego dnia
Może przyjdą na świat jakieś śliczne dziewczynki? :-)
ewel87 i OneMoreTime jak sytuacja na dziś się przedstawia?