reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Ciąża Po Poronieniu

Witam,
od kilku dni podczytuję ten wątek, na forum pojawiłam się już jakiś czas temu lecz pod innym nickiem ale w obecnej sytuacji poprzedni absolutnie nie pasuje, bo jeszcze tydzień temu aktywnie uczestniczyłam w majowych mamach 2016... i niestety cały świat mi się zawalił w zeszły poniedziałek, jeśli mogę to chciałabym o tym opowiedzieć, bo nie potrafię porozmawiać z nikim patrząc mu w oczy a bardzo tego potrzebuję.
Pojechaliśmy z mężem na 3 już wizytę u ginekologa na której miałam nadzieję a w zasadzie stawiałam na to, że zobaczę i usłyszę po raz pierwszy serduszko mojego 9-tygodniowego maleństwa, mąż tak bardzo na to czekał, ale niestety usłyszałam zupełnie coś innego... " no cóż nie będę miał dziś dla pani dobrych wiadomości...zarodek się nie rozwija, ciąża obumarła" nie potrafię nawet opisać jak bardzo nie zrozumiałam tego co mówił do mnie lekarz, przecież w tym samym momencie chciałam poprosić męża do gabinetu byśmy mogli razem usłyszeć miarowe bicie serduszka naszego dziecka... zapytałam tylko jak to i co teraz, szybko wypisał skierowanie do szpitala na zabieg stawiając krzyżyk na mnie i moim maleństwie. Wybiegłam z płaczem, mąż za mną i pewnie wiedząc już co mogło się wydarzyć ale nie wierząc w to pytał z paniką co się stało... nie wiem ile czasu upłynęło zanim mogłam wydusić z siebie choć słowo... powrót do domu w kompletnej histerii i jej kontynuacja w domu, nawet nie wiem kiedy pojawiła się moja siostra i mama, które przyszły obejrzeć nowe zdjęcia maluszka, ale słysząc mój krzyk nie miały wątpliwości co się stało, i do tej pory nadal z nimi o tym nie rozmawiam.
Po kilkugodzinnej histerii zaczęłam szukać w internecie przyczyn i odpowiedzi na kolejne pojawiające się pytania i przeczytałam mnóstwo pięknych historii gdy serduszka zaczynały bić nawet w 10 tc, albo gdzie dziewczyny czekające na łyżeczkowanie podczas ostatniego usg przed zabiegiem mogły usłyszeć bicie serc swoich dzieci, które rodziły sie później zdrowe i silne. Pojawił się promyk nadziei. Kolejnego dnia zrobiłam rano bhcg i pojechaliśmy do podobno najlepszego ginekologa w mieście, czekałam na niego 3 godziny z licząc, że gdy się zjawi to postawi inną diagnozę i inny plan działania... niestety jedyne co poradził do zaczekanie do wykonania kolejnej bety po 48h i porównanie, jeśli znacząco spadnie to wywołamy poronienie. Tak też się stało...w piątek na zawsze odebrano mi moje maleństwo i kompletnie sobie z tym nie radzę. Nie mogę spać, ciągle łykam tabletki na uspokojenie i płaczę, płaczę codziennie, gdy się budzę i kładę spać, gdy rozmawiam z mężem i gdy jestem sama, nie mogę normalnie funkcjonować. Owszem sprzątam, robię pranie, gotuję obiad, codziennie przychodzi mama i siostra, i jakoś się staram przy nich trzymać. Rozmawiamy ale o zupełnie jakiś przyziemnych rzeczach hmm tzn one mówią a ja kiwam głową, że słucham. Jedynie z mężem rozmawiałam choć niewiele, jakoś wiem że on zrozumie, w końcu on tez stracił dziecko.
Wiem potrzebny jest mi specjalista i mąż również chciałby fachowej pomocy, umówił nas nawet do psychiatry, tylko trzeba wyjść z domu a ja poza piątkową wizytą w klinice nigdzie nie wychodzę, boję się.
Była to moja pierwsza ciąża, od roku wyczekiwana, tak bardzo pragnęliśmy z mężem tego dziecka. Gdy pierwszego września zrobiłam kilkanaście testów ciążowych i wszystkie miały piękne i mocne dwie kreski stałam się tak szczęśliwa jak nigdy nie byłam. Od razu z męże zaczęliśmy planować życie na najbliższe miesiące. Zrobiłam kompleksowe badania, wszystkie wyniki rewelacyjne, dwie wizyty u ginekologa bardzo udane, wg niego nie było powodów do niepokoju... ja jednak cały czas gdzieś tam z tyłu głowy miała podejrzanie złe przeczucia, o których nawet nie chciałam mówić na głos, jedynie na forum majówek dzieliłam się wątpliwościami... i się doczekałam potwierdzenia, że mam doskonałą intuicję, wolałabym jednak nie mieć... cholera.
Moje maleństwo wg lekarzy przestało się rozwijać w 6 tygodniu, i to by się pokrywało z moimi narastającymi wątpliwościami ale w 7 tygodniu byłam na kontroli u gina i nic niepokojącego nie widział...nikomu nie można ufać tylko sobie... skoro on nie miał wątpliwości to ja też więcej nie drążyłam, a może powinnam..?
Skoro wszystko było dobrze to ruszyliśmy z generalnym remontem. Zadłużyliśmy się na 60 tys, zamówiliśmy ekipy remontowe, zrobiłam projekty, najwięcej serca włożyłam w projektowanie pokoiku mojego maluszka... i nie mogę go zrealizować bo mój najdroższy skarb odszedł...
Dla lekarza był tylko zarodkiem, płodem, wadliwym materiałem genetycznym, jednym z 20 takich przypadków każdego tygodnia... a dla mnie największym szczęściem, dzieckiem które miało imię, zaplanowaną najbliższą przyszłość i czekającą na niego kochającą rodzinę.


Przepraszam jeśli piszę w złym miejscu, ale dziewczyny z majówek poleciły mi ten wątek mówiąc, że znajdę tu zrozumienie i nadzieję na lepsze jutro. Rzeczywiście po tym co przeczytałam (niestety nie jestem w stanie wszystkiego) widzę, że wiele przeszłyście a mimo to macie zdrowe dzieci lub ich oczekujecie, gratuluję. Czyli jest dla mnie nadzieja..? A może łatwiej byłoby cofnąć czas bym znów była tak szczęśliwa..?

Przepraszam musiałam się wyżalić, a nie wiem jak mam rozmawiać i jak się pozbierać po tej tragedii... nie wyobrażam sobie powrotu do pracy gdzie szefowa jest w ciąży i ciągle mówi o dziecku i pokazuje każde zdjęcia z usg, rozumiem cieszy się, ja też bym się cieszyła ale nie jestem w stanie stawić temu czoła...Każdy kolejny dzień jest coraz większym koszmarem.
 
Ostatnia edycja:
reklama
Borysowa,
Współczuję bardzo i wiem co przezywasz bo u mnie też niestety ciąża obumarla w 9 tc się dowiedziałam o tym ze rozwój dzidzi zatrzymał się na 7tc, tez byłam lyzeczkowana, ciągle płakałam pytałam czemu mi zabrano dziecko.... A tym co nie chcą Bóg daje, potrzebowałam czasu żeby dojść do siebie żeby się jakoś z tym pogodzić żeby zrozumieć.... Czemu.... Dlaczego... 15 października minie rok dokładnie od tego wydarzenia.
Dla pocieszenia powiem Ci ze noszę w brzuszku Lenke, termin mam na 19listopada i nas tu takich wiele.... Zazwyczaj lekarze mówią ze gdy dochodzi do obumarcia musiało dojść do złego połączenia, że zarodek był zbyt słaby.... U mnie obumarcie było spowodowane grypa byłam chora w 6tc miałam 39.5 st temp katar, ból gardła a wysoka temperatura na początku jest niebezpieczna niestety.
Daj sobie trochę czasu i pomysl ze jest dane Ci mieć dzieci... Bo na pewno je będziesz miała kochana, czasami po takich sytuacjach kobiety zachodzą bardzo szybko. Lekarz po lyzeczkowaniu zaleca odczekanie 3msc a kobieta czasami zachodzi po 2 tak więc wierze ze i Tobie się uda.

Wysłane z mojego LG-D722 przy użyciu Tapatalka
 
Borysowa Ja w pierwszej ciąży w 7tc widziałam bijące serduszko, a w 11tc dowiedziałam się, że ciąża obumarła w 8tc... Musisz dać sobie czas, czas na łzy, czas na żałobę. W końcu przyjdzie czas na siłę do dalszej walki. Czego Ci życzę. Masz kochającego męża, który Cię wspiera! W takim duecie na pewno ze wszystkim sobie poradzicie!
 
Witaj Borysowa, światełko dla Twojego Maleństwa
[*]..

Dziewczyny z majówek dobrze Ci poradziły, jeżeli już raz tu trafiłaś będziesz w każdej następnej ciąży zmagać się z lękiem i panikować.. Jak każda z nas. Owszem, niektóre dziewczyny przenoszą się z czasem na wątki miesięcy urodzenia jednak część zostaje ponieważ czasem trudno o zrozumienie nas na wątkach, na których łatwiej myśli się, że dwie kreski na teście to poród różowiutkiego bobaska za 9 miesięcy.. i oby jak najmniej nas tu było..

Wszystko co przeżywasz to koszmar poronienia i masz do tego pełne prawo. Gadanina mamy czy siostry to tylko wypełnienie ciszy. One nie zdają sobie sprawy, że to Tobie na chwilę obecną nic nie daje, a czasem może drażnić i złościć.. Myślą, że zagadają Twój ból, odciągną Twoją uwagę od obecnej sytuacji.. Twój mąż przeżywa to na swój sposób, to naturalne, jednak mimo, że to tata nie będzie rozumiał Twojego bólu bo nie nosił maleństwa w sobie.. Przeżywasz żałobę po swoim utraconym dzieciątku i ona musi teraz być. Wszystko jest na swoim miejscu, psychiatra czy psycholog być może pomogą Wam zrozumieć, że to naturalny odruch i trzeba to przeżyć żeby iść dalej. Tak, trzeba zadać sobie milion razy pytanie "dlaczego?" lub "dlaczego ja?" Niestety życie bywa okrutne i czasem szepcze do ucha " a dlaczego nie Ty?".. Prawda jest taka, że poronienie spotyka wszystkie kobiety, zarówno te co chcą dziecka ze wszystkich sił, jak i te, które zrobiłyby co się da by go nie było. Różnica jest taka, że my po stracie płaczemy a one się cieszą.. Mogą się pojawić negatywne myśli w stronę innych ciężarnych, myśli typu "dlaczego ona cieszy się ciążą a nie ja?".. Twoja szefowa w niczym nie zawiniła i jej radość jest naturalna, gdyby ona straciła dziecko a Ty nie podejrzewam, że również żywiłaby niechęć do Ciebie.. Po wyjściu z domu może się okazać, że wszędzie dookoła będziesz widziała kobiety w ciąży, uśmiechnięte i radosne, a Ty z kamieniem na sercu będziesz musiała to oglądać. Jednak część tych kobiet też poroniła, być może nawet nikomu o tym nie powiedziały..
Znam to z doświadczenia bo tak u mnie było. Byłam odrętwiała i złowrogo nastawiona do całego świata, nikt oprócz mojego męża nie stanowił dla mnie żadnego wsparcia. Wszyscy unikali tematu lub go bagatelizowali. Staraliśmy się o pierwszą ciążę ponad 2 lata, w 8 tygodniu nadal nie biło serduszko. W 8t6d o 10 rano poroniłam jajo płodowe, samoistne poronienie. Moją wyczekaną ciążę, nasze maleństwo - ciążę wywalczoną mnóstwem leków, monitoringiem i otoczoną marzeniami o przyszłości, kolorze pokoiku, wózka i z buźką z oczkami w kolorze oczu taty.. Nawet teraz gdy to piszę w oczach stoją łzy. Pożegnałam się już ponad 3 lata temu z moim pierwszym dzieciątkiem, na swój sposób pogodziłam, ale to zostanie i będzie w sercu. Nie zniknie. Obok mnie przy stoliku maluje kredkami drugie dziecko, moja córeczka, oczka chyba właśnie po jej tatusiu, ale nos jak najbardziej po mnie.. Mała urwiska, która w ciąży kosztował nas więcej niż poronienie.. W brzuchu kolejne, czekam na kopniaki jednak łożysko z przodu trochę je tłumi.
Dlaczego to piszę? Bo j też byłam tak odrętwiała, zbuntowana, obolała, wszędzie widziałam kobiety w ciąży, czułam się jak kamienny posąg. Ja rzuciłam się w wir pracy żeby trochę zacząć żyć, chciałam jak najszybciej być w kolejnej ciąży, zajęło nam to kolejne 9 trudnych miesięcy, a w pracy kolejne koleżanki zachodziły w ciążę bez problemów..
W terminie mojego porodu urodziła kuzynka męża.. Jednak wówczas widziałam to już inaczej, nie chciałam oglądać dziecka, przeszło mi całkowicie dopiero w w ciąży z córką. Czas, najlepszy sędzia i lekarz. Od swojego gina usłyszałam, że to się zdarza.. Owszem, wiem, że się zdarza, wiem nawet jak często i dlaczego. Jednak musiałam przepracować swoją żałobę, żeby iść dalej, wyjść ze swojej skorupy, żyć dalej i działać.
Potem w ciąży widziałam kilka kobiet, które patrzyły na mnie tak dziwnie.. Może też poroniły, widziały same kobiety w ciąży jak ja.. Jak mogłam im powiedzieć, że to znam?.. Jak miałam im powiedzieć, że jestem po amnipounkcji i drżę o zdrowie i życie swojego dziecka bo wyniki usg nie były super? Nie mogłam. Życzyłam im w myślach kolejnych zdrowych dzieciaczków.

Nasze historie tutaj są różne, różna ilość Aniołków, różny ich wiek, każda utrata boli. Obwiniamy się, że to przez nas, że nasz organizm zawiódł, że choroba, że cokolwiek. Witamy z radością każdy następny tydzień na suwaczkach, niektóre dziewczyny ze strachu nie wklejają suwaczka bo się boją gdziekolwiek cokolwiek odliczać.. Rozumiemy to wszystko. Rozumiemy też Ciebie. Owszem, nasze organizmy są w pewien sposób mądre i kiedy nastąpi nieprawidłowy podział komórek w zarodku i nie może się on rozwijać organizm roni ciążę by nie eksploatować organizmu mamy by mogła zajść niedługo w następną ciążę i urodzić zdrowe dziecko, by po prostu dać szansę kolejnemu dziecku. Czy to rozumiemy? Często nie i często tym bardziej zaraz po poronieniu. Część lekarzy (większość) nie przeprowadza żadnych badań bo wie, że prawdopodobieństwo właśnie problemu z rozwojem komórkowym jest najczęściej spotykana i nie wyklucza zdrowych i donoszonych ciąż. Dopiero po drugim # zaczynają badać. Od Ciebie zależy czy zaczniesz się już badać/działać czy zechcesz po prostu spróbować za jakiś czas od nowa. Na wątku w kąciku zadumy, tu gdzie jesteśmy jest temat "badania po poronieniu" - tam znajdziesz listę możliwych do wykonania badań, wymazów z pochwy, immunologii, co będziesz chciała możesz nawet na własną rękę zrobić. Czy pobrano po poronieniu materiał do badań? Czasem to pomaga obrać kierunek..

Dużo tego, wiem, ale to co przeżywasz to też dużo, dużo dla Ciebie i Twojej rodziny. Czasem oni (mama, siostra, dalsza rodzina) po prostu tego nie przeszli i nie będą potrafili pomóc, mówić głupoty, bagatelizować. Nie piętnuj sama siebie i nie wyrzucaj sobie, że poroniłaś. Na niektóre wydarzenia w naszym życiu nie mamy wpływu, musimy starać się rozróżnić co możemy, a czego nie. Jeżeli podział komórkowy/genetyczny nie był prawidłowy nikt nie mógł pomóc. żaden lekarz i leki. Nie umniejsza to Twojej tragedii. Pisałaś o niepokoju na początku ciąży - miałaś pierwsze objawy ciąży, które zanikały?

Jesteśmy tutaj, pisz kiedy chcesz bo my wiemy jak to jest, część z nas znowu w ciąży, część jeszcze się stara, inna część nigdy się nie ujawnia tylko czyta i tym leczy swój ból. Wiele kobiet nie ma pojęcia, że przeszły poronienie bo nie zawsze, ale czasem @ spóźniony o kilka dni to właśnie poronienie. Nasz wątek jest przetykany smutkiem jednak sam w sobie daje nadzieję, że po poronieniu/poronieniach możemy urodzić zdrowe dzieciaki.
 
Borysowa, witaj... strasznie mi przykro, że dołączyłaś do grona aniołkowych mam :-( zapalam światełko dla Twojej kruszynki
[*] dziewczyny napisały już wiele mądrych rzeczy... ja dodam tylko, że jestem mamą 3 aniołków w niebie i mam nadzieję, że za ok. 4 tyg. zostanę mamą tu na ziemi :happy: Daj sobie czas na żałobę, na nabranie sił, porób jakieś dodatkowe badania,jeśli masz taką potrzebę i walcz o swoje szczęście - NIE TRAĆ NADZIEI !!!
 
Borysowa - witamy cię i światełko dla twoich aniołka [*].
Współczujemy cie bardzo to straszne przez co my musimy przechodzić . Znajdź czas na żałobę , daj sobie czas na przemyślenia i wyrusz w nowa drogę z czystymi myślami i sercem .
Kochana wiem że teraz ci bardzo cieżko mi też było ja poronilam 3 ciąże a są dziewczyny ktore straciły ponad 4 ciąże a nadal walczą , moze w twoim przypadku było to tylko jednorazowe i druga ciaza bedzie wspaniała daj sobie szanse i nie patrz w ten sposób , że dla ciebie wszystko skończone i twoje plany i marzenia zostały stracone bo to nie prawda . Nie wiem jak jest u ciebie w mieście i jak wykonują badania ale znając zycie lekarz ci nie zrobi żadnych badań pod względem poronienia poniewaz była to twoja pierwsza ciąża i pierwsze poronienie czasami tak się dzieje i nie znaczy to że w następnej musi być to samo . Takze głowa do góry . Zostan znami i poznaj nasze historie . Pozdrawiam serdecznie

Dziewczyny wczoraj miałam histeroskopie wycięli mi tą przegrodę w macicy pomimo że dostałam okres 2 dni przed terminem histeroskopi . Pojechałam do szpitala a oni powiedzieli że to nie problem dla nich w sumie @ miałam lekka . Teraz leże w domku odpoczywam a w nocy miałam takie bóle że myślałam że mnie rozerwie !!! Jestem zadowolona bo zrobiłam krok do przodu nie do tylu , moge isc dalej i próbować . Pozdrawiam
 
Ostatnia edycja:
ovli super, że @ nie była problemem. Zdrowiej szybko tylko pamiętaj, że w razie gorączki, złego samopoczucia skontaktuj się z lekarzem. Dostałaś jakiś antybiotyk?
 
Ostatnia edycja:
Brysowa tak mi przykro, światełko dla Twojego Aniołka [*]
Dobrze, że tu trafiłeś. Tutaj każda z nas przeżywała to czasem i kilkukrotnie. Ja jestem mamą 2 Aniołków w niebie i cierpiałam bardzo po ich stracie. Płakałam non stop bo nie mogłam sobie poradzić z bólem serca po stracie ukochanego i bardzo wyczekiwanego dzieciątka.
Teraz właśnie usypiam mojego ponad miesięcznego synka, więc i Tobie się uda, zobaczysz. Musisz w to wierzyć i mieć dużo siły na walkę. Jak sama widzisz to wielu z nas się udało i Ty też będziesz tulić swoje szczęście. A pokoik sobie planuj bo na 100 % przyda się:-) ściskam Cie bardzo mocno i będę się modlić żeby Tobie też się udało :-*
 
Plenitude - dziekuje bardzo ;) wiem ze w razie problemów mam dzwonić do lekarza . Wiesz co nie dali mi żadnych antybiotyków wsadzili mi tylko do środka miedzianą spirale na 6 tygodni żeby się tam wszystko ukrzyałtowało i 23 listopada mam przyjechac i ja wyciągnąć .
 
reklama
ovli być może zaraz po zabiegu dostałaś jakąś konkretną dawkę, w jakimś zastrzyku, jeśli nie to tym bardziej zwracaj uwagę na swoje samopoczucie i dbaj o siebie. Wiesz na co zwracać uwagę i o to chodzi. Niech się ładnie zagoi i więcej "nie przeszkadza" ;-)
 
Do góry