cześć Dziewczyny :-) dziękuję za kciuki i za gratulacje...
mam chwilę bo Niuńka w końcu zasnęła, więc opiszę swoje przeżycia dotyczące porodu i tego, co później się z Nami działo ... :-)
przepraszam z góry, że tylko osobie...
w piątek 10.07 zgłosiłam się na ktg bo od ok. 4 w nocy miałam krwawienia... nie wiedziałam co to może być, więc trochę spanikowałam i pojechaliśmy do szpitala. Tam się okazało, że rozwarcie mam na dwa palce, i pani dr postanowiłam zostawić mnie już w szpitalu..
dzień zleciał bardzo szybko, był ze mną mój M., przyjechałam moja Mama, bratowa i chrześnica, i tak leciało... jak już wszyscy pojechali, i położyłam się spać do łóżka, to zaczął mnie pobolewać brzuch i miałam tak jakby biegunkę.. ciągle chciało mi się do toalety. ok. 2 zdecydowałam, że pójdę do pielęgniarki dyżurującej zapytać się czy to krwawienie które miałam z coraz to większą intensywnością jest normalne. Ona powiedziała, że tak, i żebym poszła do pokoju i jak skurcze będą regularne co 10 minut to żeby przyjść znowu. Więc poszłam ale zaraz do mnie przyszła i stwierdziła, że mnie zbada...więc poszłyśmy sobie do pokoju, ona mnie bada i mówi, że rozwarcie jest już na 5 palcy. Więc zabrałam kosmetyczkę, ręcznik, i poszłyśmy na położnictwo (oddział piętro niżej, bo wtedy leżałam na ginekologii). Tam też mnie zbadali, potwierdziło się rozwarcie, ale podłączyli mnie pod ktg ze względu na krwawienie. i tak około 3,30 zadzwoniłam do mojego M. że się zaczęło... W między czasie sobie żartowaliśmy, przeglądaliśmy na necie różne pierdoły, siedziałam na piłce, opierałam się o M., ale skurcze były całkowicie do zniesienia, pomagało mi bardzo oddychanie. Położna przychodziła do Nas i mówiła, że to pewnie się jeszcze zejdzie bo mam za dobry humor i ciągle się uśmiecham.
ok. 7 przyszedł lekarz ponownie mnie zbadać, i okazało się że mamy już 8 cm rozwarcia. Ja skurczy nadal jakoś specjalnie nie czułam... i Pan dr zapytał mojego M. czy ja z natury taka nieczuła jestem zaproponował podanie oksy bo rozwarcie szło ale skurcze były nieregularne. Podłączyli mi to ok. 8 - i wtedy troszkę zaczęłam je czuć bardziej. Ale całkowicie do zniesienia :-) i tak sobie siedzieliśmy na tej piłce, gadaliśmy, i w końcu było 10 cm i zaczęły się delikatne bóle parte. Ja panikowałam do położnej tylko z jednej sprawy - że zaraz zrobię kupę :-) chciałam iść do toalety ale już mi nie pozwolili
ok. 9,30 przyszła Pani dr i zaczęła mnie badać, powiedziała że jeszcze troszkę bo główka nie schodziła tak jak powinna - no to dalej sobie siedzieliśmy na piłce i gadaliśmy. Oczywiście te parte już bardziej czułam, ale nadal do zniesienia. W końcu przyszła położna mnie zbadać i przy partym miałam troszkę poprzeć - ale jak zaczynałam to nie mogłam przestać . I okazało się, że już wszystko gotowe i zaczynamy. Przyszła znowu pani dr przebić mi pęcherz (bo wody mi nie odeszły). Przy badaniu nagle usłyszałam taki chlust i mnóstwo wody, strasznie dziwne uczucie... i jak już leżałam w odpowiedniej pozycji, M. trzymał mi głowę to skurcze parte troszkę przycichły, ale za 3 lub 4 w końcu Maryśka wyskoczyła wszystkie osoby nie mogły się nadziwić jaka jest duża i długa :-) potem 2 h kangurowania i powrót na salę. Pierwsze odwiedziny, pierwsze ssania..
w niedzielę okazało się, że Malutka ma żółtaczkę i podwyższone CRP (jakaś infekcja wewnątrzmaciczna). Zabrali ją pod lampy, i moja laktacja uległa rozregulowaniu bo nie mogłam tej siary ściągnąć... nie miałam laktatora, a rękami ledwo szło..
w niedzielę w nocy Marysia została przetransportowana karetką do innego szpitala bo żółtaczka rosła w szybkim tempie a w szpitalu, w którym rodziłam nie mają oddziału neonatologicznego (tego dla noworodków)... więc o północy dzidzia pojechała na sygnale, a ja w nocy wypisałam się na żądanie i pojechałam do niej... Zadzwoniłam po M.i przyjechali z moją Mamą, bo on był po %%%
dostałyśmy swój pokoik, Małą włożyli do inkubatorka a ja do dyspozycji miałam rozkładany fotel. Wikt we własnym zakresie, dziękuję Bogu że M. miał urlop i codziennie do mnie przyjeżdżał, bo bym zwariowała - tam nie ma odwiedzin prócz rodziców. Więc nikt nie mógł mnie odwiedzić, i ja wychodzić też nie bardzo... na szczęście po porodzie już w niedzielę czułam się dobrze, więc jakoś tak mnie nie bolało fizycznie tylko psycha mi siadała, stąd też pewnie i kłopoty z mlekiem... ale dziś jest lepiej, tylko te pory karmienia i ilości mleka - nie wiem czy ona się najada czy nie, dziś muszę iść do przychodni z Nią i zważyć.
Matki, poradźcie jak to u Was było? jakie sposoby polecacie na rozruszanie laktacji? u mnie też na początku Mańka miała problemy ze złapaniem cycka, teraz już jest lepiej ale jak jest wkurzona to też różnie bywa...jak ją karmić? mam straszny mętlik w głowie jeśli chodzi o karmienie, położna laktacyjna mówiła, żeby karmić dziecko co 2-3 h. Tylko, że u Nas jedno karmienie trwa długo bo Mała ssie, przysypia, ssie, przysypia - odkładam ją, pośpi 10 minut i znowu szuka cycka - i tak 2-3 godziny czasem. W końcu za którymś razem zasypia i potrafi spać 3h, więc nie wiem czy ją wybudzać czy nie.
Ja przez tą jej żółtaczkę miałam ograniczony dostęp do Niej i była karmiona najpierw cyckiem, a potem dokarmiana z butli żeby jak najdłużej była naświetlana... stąd póki co nie miałam ani nawału, ani nic takiego.. w sobotę urodziłam, a już w niedzielę mi ją zabrali do inkubatora i tak do piątku...
No i w załączniku zdjęcie :-)
mam chwilę bo Niuńka w końcu zasnęła, więc opiszę swoje przeżycia dotyczące porodu i tego, co później się z Nami działo ... :-)
przepraszam z góry, że tylko osobie...
w piątek 10.07 zgłosiłam się na ktg bo od ok. 4 w nocy miałam krwawienia... nie wiedziałam co to może być, więc trochę spanikowałam i pojechaliśmy do szpitala. Tam się okazało, że rozwarcie mam na dwa palce, i pani dr postanowiłam zostawić mnie już w szpitalu..
dzień zleciał bardzo szybko, był ze mną mój M., przyjechałam moja Mama, bratowa i chrześnica, i tak leciało... jak już wszyscy pojechali, i położyłam się spać do łóżka, to zaczął mnie pobolewać brzuch i miałam tak jakby biegunkę.. ciągle chciało mi się do toalety. ok. 2 zdecydowałam, że pójdę do pielęgniarki dyżurującej zapytać się czy to krwawienie które miałam z coraz to większą intensywnością jest normalne. Ona powiedziała, że tak, i żebym poszła do pokoju i jak skurcze będą regularne co 10 minut to żeby przyjść znowu. Więc poszłam ale zaraz do mnie przyszła i stwierdziła, że mnie zbada...więc poszłyśmy sobie do pokoju, ona mnie bada i mówi, że rozwarcie jest już na 5 palcy. Więc zabrałam kosmetyczkę, ręcznik, i poszłyśmy na położnictwo (oddział piętro niżej, bo wtedy leżałam na ginekologii). Tam też mnie zbadali, potwierdziło się rozwarcie, ale podłączyli mnie pod ktg ze względu na krwawienie. i tak około 3,30 zadzwoniłam do mojego M. że się zaczęło... W między czasie sobie żartowaliśmy, przeglądaliśmy na necie różne pierdoły, siedziałam na piłce, opierałam się o M., ale skurcze były całkowicie do zniesienia, pomagało mi bardzo oddychanie. Położna przychodziła do Nas i mówiła, że to pewnie się jeszcze zejdzie bo mam za dobry humor i ciągle się uśmiecham.
ok. 7 przyszedł lekarz ponownie mnie zbadać, i okazało się że mamy już 8 cm rozwarcia. Ja skurczy nadal jakoś specjalnie nie czułam... i Pan dr zapytał mojego M. czy ja z natury taka nieczuła jestem zaproponował podanie oksy bo rozwarcie szło ale skurcze były nieregularne. Podłączyli mi to ok. 8 - i wtedy troszkę zaczęłam je czuć bardziej. Ale całkowicie do zniesienia :-) i tak sobie siedzieliśmy na tej piłce, gadaliśmy, i w końcu było 10 cm i zaczęły się delikatne bóle parte. Ja panikowałam do położnej tylko z jednej sprawy - że zaraz zrobię kupę :-) chciałam iść do toalety ale już mi nie pozwolili
ok. 9,30 przyszła Pani dr i zaczęła mnie badać, powiedziała że jeszcze troszkę bo główka nie schodziła tak jak powinna - no to dalej sobie siedzieliśmy na piłce i gadaliśmy. Oczywiście te parte już bardziej czułam, ale nadal do zniesienia. W końcu przyszła położna mnie zbadać i przy partym miałam troszkę poprzeć - ale jak zaczynałam to nie mogłam przestać . I okazało się, że już wszystko gotowe i zaczynamy. Przyszła znowu pani dr przebić mi pęcherz (bo wody mi nie odeszły). Przy badaniu nagle usłyszałam taki chlust i mnóstwo wody, strasznie dziwne uczucie... i jak już leżałam w odpowiedniej pozycji, M. trzymał mi głowę to skurcze parte troszkę przycichły, ale za 3 lub 4 w końcu Maryśka wyskoczyła wszystkie osoby nie mogły się nadziwić jaka jest duża i długa :-) potem 2 h kangurowania i powrót na salę. Pierwsze odwiedziny, pierwsze ssania..
w niedzielę okazało się, że Malutka ma żółtaczkę i podwyższone CRP (jakaś infekcja wewnątrzmaciczna). Zabrali ją pod lampy, i moja laktacja uległa rozregulowaniu bo nie mogłam tej siary ściągnąć... nie miałam laktatora, a rękami ledwo szło..
w niedzielę w nocy Marysia została przetransportowana karetką do innego szpitala bo żółtaczka rosła w szybkim tempie a w szpitalu, w którym rodziłam nie mają oddziału neonatologicznego (tego dla noworodków)... więc o północy dzidzia pojechała na sygnale, a ja w nocy wypisałam się na żądanie i pojechałam do niej... Zadzwoniłam po M.i przyjechali z moją Mamą, bo on był po %%%
dostałyśmy swój pokoik, Małą włożyli do inkubatorka a ja do dyspozycji miałam rozkładany fotel. Wikt we własnym zakresie, dziękuję Bogu że M. miał urlop i codziennie do mnie przyjeżdżał, bo bym zwariowała - tam nie ma odwiedzin prócz rodziców. Więc nikt nie mógł mnie odwiedzić, i ja wychodzić też nie bardzo... na szczęście po porodzie już w niedzielę czułam się dobrze, więc jakoś tak mnie nie bolało fizycznie tylko psycha mi siadała, stąd też pewnie i kłopoty z mlekiem... ale dziś jest lepiej, tylko te pory karmienia i ilości mleka - nie wiem czy ona się najada czy nie, dziś muszę iść do przychodni z Nią i zważyć.
Matki, poradźcie jak to u Was było? jakie sposoby polecacie na rozruszanie laktacji? u mnie też na początku Mańka miała problemy ze złapaniem cycka, teraz już jest lepiej ale jak jest wkurzona to też różnie bywa...jak ją karmić? mam straszny mętlik w głowie jeśli chodzi o karmienie, położna laktacyjna mówiła, żeby karmić dziecko co 2-3 h. Tylko, że u Nas jedno karmienie trwa długo bo Mała ssie, przysypia, ssie, przysypia - odkładam ją, pośpi 10 minut i znowu szuka cycka - i tak 2-3 godziny czasem. W końcu za którymś razem zasypia i potrafi spać 3h, więc nie wiem czy ją wybudzać czy nie.
Ja przez tą jej żółtaczkę miałam ograniczony dostęp do Niej i była karmiona najpierw cyckiem, a potem dokarmiana z butli żeby jak najdłużej była naświetlana... stąd póki co nie miałam ani nawału, ani nic takiego.. w sobotę urodziłam, a już w niedzielę mi ją zabrali do inkubatora i tak do piątku...
No i w załączniku zdjęcie :-)