Hej Kochane :-)
Nie czytam forum już od jakiegoś czasu. Musiałam sobie odpocząć ;-) Ale myślę, że po tym poście wrócę dopiero z kolejną ciążą... Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić tym, co u mnie, co się zmieniło przez te 6 miesięcy (tak tak... Olek skończył 6 miesięcy w sobotę
).
O teściowej rozpisywałam się kilka razy. Teraz jest już lepiej, bo zorientowałam się, że w mojej relacji z synem to ona bardzo przeszkadza, bo wciska się tam, gdzie powinnam być ja. Jakoś miejsce babci i dziadka potrafili znaleźć moi rodzice czy teść,ale ona chciałaby być mamą... Teraz już nie pozwalam na żadne zagrywki. Wbija mi szpile w boczki przy każdej możliwej okazji (np. mówi o mnie do Olka "mamucha" albo "mamena", jakoś słowo mama o mnie nie przechodzi jej przez gardło), ale udaje mi się z nimi coraz lepiej radzić, nie przejmować się. Na siebie nie powiedziałam babcia ani razu. Woła np. "Olek to ja", ale później nie pada już wyjaśnienie co za ja. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko stać na straży, żeby Olek mówił "mamo" do mnie a nie do niej. Ostatnio przyjęła nową taktykę- zwraca mi o wszystko uwagę, że Olkowi będzie zimno, że w tej sytuacji uderzy się w głowę itd. Uwagi oczywiście powtarza 4 razy, żebym dobrze zrozumiała. Albo tonem nie cierpiącym sprzeciwu woła: przynieś pieluchę, bo mu się ulało! Jak bym sama nie widziała. Ale mój brak reakcji na 2 krople śliny jest przecież oburzający! Wczoraj wysunęłam w końcu z tekstem, że musi uwierzyć, że potrafię się dobrze zajmować moim własnym dzieckiem. Po tym jakoś szybciej zaczęła się zbierać do siebie. Ciężko słuchać, że to moje dziecko.... Poza tym nieustająco chce go nosić. Moje uwagi na ten temat zbywa, niesie Olka na rękach i wychodzi do innego pokoju (co doprowadza mnie do szału...).
Czytam od wczoraj świetną książkę "W Paryżu dzieci nie grymaszą". Polecam! Zwłaszcza mamom, które mają podobną teściową do mojej albo są mało pewne swoich decyzji w wychowaniu dziecka. Zdaję sobie sprawę, że przy nawale "dobrych rad" ciężko jest usłyszeć wewnętrzny głos rozsądku matczynego. Mój głos na pewno przytłumiła teściowa i wszystkie pokątne babcio- ciotki, które miały swoją wizję na temat karmienia, usypiania, brania na ręce, zabaw itd. Czytam i widzę, jakie błędy popełniłam, co zrobiłam dobrze. Z niektórych decyzji zrezygnowałam, bo ktoś tam coś powiedział, że powinno być inaczej. A tutaj czytam, że jednak mój pomysł był lepszy... Od dzisiaj ostro zabieramy się za siebie. Wprowadzam w życie to, czego u mnie zabrakło i doczytuję, czego jeszcze nam brakuje.
Olek rośnie jak na drożdżach. Waży już 9 kg (jak porządna zgrzewka wody mineralnej ;-)). Wydaje się, jak bym wczoraj wychodziła po poronieniu ze szpitala do tej pustki, która na mnie czekała. A jednocześnie tyle się wydarzyło w tak krótkim czasie. Tyle się zmieniło i ciągle się zmienia. Ten skubaniec zasuwa już na czterech, oczy latają mi dookoła głowy. W toku ewolucji matkom powinny wyrastać dwie dodatkowe ręce. Olek zajada pięknie kaszki, mięso, warzywa i owoce. Ciągle karmię go piersią, ale widzę, że podstawa dostarczanych kalorii to jednak jedzenie podawane łyżeczką. Ku mojej niezmiernej radości od jakiegoś miesiąca robi jedną kupę dziennie
Bo wcześniej to mieliśmy masakrę- 5-8 razy na dobę to lekka przesada. Zwłaszcza, że czasami w nocy 3 razy...
. Ale jak się okazuje, wszystko przychodzi z czasem
. W każdym razie jest cudowny, stał się całym moim życiem i muszę uważać, żeby nie uzależnić go od siebie i siebie od niego, żebyśmy nie wpadli w niezdrową, zakleszczoną relację. A muszę przyznać, że do tego mamy bardzo blisko...
Za 2 tygodnie idę na próbę do pracy. Będę mieszkała u rodziców przez tydzień, bo mąż wyjeżdża na kurs. Zaplanowałam dwa razy w ciągu dnia wyskoczyć na 1-2 godzinki do gabinetu. Zobaczymy, jak dadzą sobie radę z moją mamą przez ten czas. Aż drżę na samą myśl. Z jednej strony o to, że będzie dramat i sprawi mamie dużo kłopotu. Ale z drugiej strony o to, że może się okazać, że nie jestem niezastąpiona...:-( Ale czas się wziąć w garść!
Jeżeli chodzi o zmiany w ciele- u mnie nic się nie zmieniło od porodu. Zaraz po porodzie miałam bardziej sflaczałą skórę i byłam chudsza ze 2 kg, no i to paprzące się, rozłażące nacięcie.. Brrrr... Dobrze, że już się zagoiło. Po szyciu moja pochwa nieco się zmieniła. Na szczęście nie jest szeroka jak wór na miedziaki ;-) Ale przy wlocie (że tak to określę) mam niewielki zachyłek. Razem ze zwiększoną suchością powoduje to lekki dyskomfort zaraz na początku stosunku, ale później jest już normalnie. Bardzo przyjemnie
Rzutem na taśmę przeczytałam 3 ostatnie posty. MisiaMonisia wiem o czym mówisz. U mnie mąż znalazł sobie wspaniałą pomoc. Jak tylko go o coś prosiłam, to zaraz dzwonił do teściowej, żeby do mnie przyjechała (a ona była ostatnią osobą, którą chciałam oglądać). Później mieliśmy kłótnię itd. Teściowa została skreślona z listy osób, które przyjeżdżają nam pomagać. Obecnie lista jest pusta. Mąż miga się tak samo jak Twój. Jak przychodzi czas kąpieli i proszę go, żeby może dzisiaj on wykąpał Olka, to nagle jest zmęczony, głowa go boli itd. Jak trzeba pojechać do sklepu i dzielimy się, że jedno jedzie a drugie zostaje z dzieckiem w domu, to on nigdy nie chce zostać z Olkiem. Więc wzięłam się na sposób. Jak jesteśmy razem, to ja karmię dziecko, załatwiam wszystko koło niego i mimochodem rzucam "to ja lecę na solarium, będę za pół godziny" albo "jadę na zakupy, będę za godzinę" i po prostu wychodzę. Nie stresuj się, że obiad nie jest zrobiony, że nie jest posprzątane. Wyjdź z domu, zamknij drzwi i zapomnij, że masz dziecko i bałagan. Wybieraj na półkach produkty, czytaj skład na etykietach, przeciągnij się leniwie wsiadając do samochodu albo jeszcze lepiej- pojedź na rowerze. Robiłam tak kilka razy (z lekkim wyrzutem sumienia), ale później przeczytałam w tej książce "W Paryżu dzieci nie grymaszą", że matka musi mieć czas dla siebie, bo inaczej macierzyństwo nie będzie ją cieszyć. Jak Niko śpi, weź prysznic i umaluj się, dla własnej przyjemności, a nie lataj ze szczotką w tyłku po całym domu. Wiem, że łatwo się pisze, a ciężko robi, ale od kiedy zastosowałam się do tej rady (kilka razy w tygodniu, nie przesadzajmy, że leżę do góry brzuchem na stercie brudu), to psychicznie jest mi o wiele lepiej
No i co do obiadu, to przez jakiś czas, może ze 2-3 miesiące, obiad gotowałam wieczorem, jak Olek poszedł spać. W ciągu dnia robię tylko potrawy pieczone, czyli kawał mięcha ładuję do piekarnika na niską temperaturę i jak się będzie piekło godzinę dłużej, to mu nie zaszkodzi. A po tym solarium miałam dupę jak pawian i dopiero od dwóch dni mogę spokojnie siedzieć
One za Ciebie trzymam bardzo mocno kciuki! Modlę się za małe Fasolątko. Wytrwajcie w dwupaku jeszcze 29 tygodni :-)
No nic, spadam, rozpisałam się egoistycznie sama o sobie, ale jakoś miałam taką potrzebę. Buziaki we wszystkie brzuszki- te zamieszkane, te oczekujące i te już wolne, dochodzące do siebie.
Dziękuję Wam Kochane, że byłyście ze mną przez całą ciążę. Mam nadzieję, że w przeciągu najbliższych 6 miesięcy znów dołączę do Was z lękiem na ramieniu o kolejne dziecko. Trzymajcie się ciepło, w końcu lato za pasem! :-)