Loi, strasznie współczuję problemów z mężem. Nawet nie wiem, co doradzić. Mi się na szczęście trafił naprawdę dobry człowiek. Chociaż moi rodzice ciągle się w nim dopatrują czegoś złego i już ograniczyłam drastycznie ich kontakt, bo po każdej wspólnej wizycie u rodziców potem mam telefon od mamy i wysłu****ę, że nie tak się uśmiechnął, że krzywo siedział, że powiedział to i to a to brak szacunku do nich itp., przy czym w mojej ocenie to są jakieś zupełnie wydumane pretensje. Po co mi te nerwy. W sumie to nie rozumiem moich rodziców. Chyba jako rodzice powinni się cieszyć, że ich dziecku jest dobrze. Jemu jako mężowi naprawdę nie można nic zarzucić. Ma trudny charakter, owszem, ale w roli mojego mężczyzny sprawdza się doskonale i myslę, że w roli ojca też będzie doskonały. Poza tym jest bardzo wartościowym człowiekiem. Dlatego nie rozumiem moich rodziców zupełnie. Mają jakieś urojenia
Co ciekawe, moja siostra miała latami chłopaka, który bardzo źle na nią wpływał. Z towarzyskiej i pełnej energii dziewczyny zrobił kompletnego odludka z wiecznie skwaszoną miną, ewidentnie nieszczęśliwego. Coraz bardziej przykro było patrzeć na siostrę. I całe swoje życie podporządkowała jemu. A jemu i tak wszystko zawsze nie tak, we wszystkim ją ograniczał, zaś sam był osobą nieciekawą, niesamodzielną, bez ambicji, taką mimozą. W dodatku był z mocno toksycznej rodziny. I co? Rodzice byli nim zachwyceni. Siostra na szczęście już poszła po rozum do głowy i go kopnęła w tyłek, od razu odżyła, ale rodzice dalej wiercą dziurę w brzuchu, że odrzuciła taaaaką miłość! I że będzie tego żałować. Ech. Na razie znalazła sobie faceta, który wygląda na sympatycznego i w miarę normalnego, mam nadzieję, że będzie im się układać.
A z urodzinami, imieninami itp. to przyznam się, że sama dbam o to, by nie dopuścić do sytuacji, w której mąż zapomni. On ma bardzo dużo na głowie, a mężczyźni ogólnie rzadko mają głowę do takich dat, więc odpowiednio wcześniej staram się jakoś mimochodem coś przebąknąć, tak neutralnie. Przy okazji urodzin to zazwyczaj po prostu na głos się zastanawiam, na kiedy zaprosić jego rodziców na ciasto z tej okazji (tak, niestety moich już nie zapraszam, bo kiedyś było mi bardzo przykro, jak zaprosiłam, nie przyszli i nawet nie mieli żadnego powodu ku temu, siedzieli w domu, bo mama musiała włosy ufarbować... nie chcę takich przykrości) i kiedy mu pasuje, żeby był w domu. Wiem, że jakby zapomniał o moich urodzinach czy imieninach, byłoby mi niezmiernie przykro, ale jeszcze bardziej przykro byłoby jemu. A to chyba nie jest wielkie wydarzenie, żeby delikatnie zasygnalizować, żeby spojrzał w kalendarz i przypomniał sobie, kiedy dokładnie
Nigdy mu nie mówię, że np. w środę są moje urodziny, jedynie sygnalizuję, że ten czas się zbliża. Czyli daję mu mimo wszystko pamiętać o konkretnej dacie i się przygotować. A on się zawsze cieszy i przeżywa i jak wymyśli prezent to potem nie może się doczekać, kiedy go da. Walentynek nie obchodzimy, dnia kobiet też nie - ja w sumie nie lubię takich 'hurtowych' świąt o których wszędzie się trąbi. A na rocznicę nie dajemy sobie prezentów. Raczej idziemy na kolację lub po prostu spędzamy wieczór razem.