witajcie dziewczyny, ja dziś tylko o sobie, bo o niczym innym nie potrafię... nie mam siły. Nie potrafię się pozbierać i udawać, że się trzymam. Cierpię na okrutną bezsenność, śpię po 3-4 h na dobę, zazwyczaj nad ranem kiedy nie mam już siły. Jak tylko uda się zasnąć, śnię ciągle o ciąży, o dzieciach, ale mój Jaś nigdy mi się nie przyśnił... Ryczę całymi nocami, leżąc w łóżku i patrząc na śpiącego męża, zastanawiam się dlaczego nas to spotkało... nie tak przecież miało być, Jaś miał żyć, być z nami, wypełniać nasze życie. Te święta miały być wspaniałe, z dużym brzuszkiem, z jego ruchami a została tylko pustka. Zastanawiam się jak długo mąż jeszcze zniesie taką roślinę jak ja w domu. Nie mam siły na kolejne starania, strach jest większy niż chęć posiadania dzieci. Z drugiej strony chciałabym jak najszybciej, ale ten cykl odpada, bo jeszcze za wcześnie po zabiegu i nie zrobiłam jeszcze badań, bo nie mam kasy, idę w pt do gina na nfz, może on mi da jakieś skierowania? Chyba muszę odpocząć od forum, od ciągłego myślenia o tym, tylko czy tak się da?Cieszę się nowymi ciążami, jednocześnie cierpię, bo nie wiem kiedy mnie to spotka i wciąż nowe aniołkowe mamy tu przybywają, dobija to. Rodzina i znajomi patrzą na mnie jak na wariatkę, przecież już dawno powinnam się pozbierać i wziąć w garść, minęło 6 tygodni... nie byliśmy na cmentarzu od dnia pochówku, nie mam siły na to, boję się, że nie dam rady. Moje serce jest w kawałkach, nic nie cieszy, nic nie ma sensu wobec faktu, że moje dziecko nie żyje!!!! Mam myśli samobójcze, nic nie układa się... Za półtorej tygodnia mam wrócić do pracy, chyba tylko po to aby dostać wypowiedzenie przed samymi świętami. Bez mojej wypłaty popadniemy w jeszcze większe długi, ja szukam pracy już 8 tygodni i nic... nie wiem skąd mam załatwić sobie zwolnienie? czy ktoś mi je po prostu da? Czuję się jak w jakimś koszmarze, upadam, nie mam siły....przepraszam Was wszystkie za moje myśli, ale tylko tutaj mogę znaleźć choć odrobinę zrozumienia...