Bardzo dobrze, że nie tracisz nadziei
Ale pamiętaj, że musisz wziąć pod uwagę też tą drugą opcję - musisz się na to przygotować, żeby móc to udźwignąć.
Przechodziłam to samo w październiku 2020 - z tym, że ja od początku miałam niski poziom bety, z małym przyrostem. Przed 1 wizyta potwierdzającą ciążę zbadałam na własna rękę betę - pierwszy wynik około 1600, a po 72 h niecałe 1900... wiedziałam po co już idę do lekarza ... diagnoza: puste jajo płodowe. Lekarz zobaczył na usg tylko pecherzyk ciążowy, nawet cialka żółtego nie było...Była jeszcze kolejna wizyta tydzień pózniej - dalej nic się nie zmieniło. Ale przed tą wizytą miałam nadzieję, że podczas badania lekarz mi powie „Oo, mamy zarodek, ba nawet jest już serduszko”. Skąd miałam te złudne nadzieje? Właśnie z przeczytanych tutaj historii, które zakończyły się happy endem
Czego i Tobie z całego serca życzę.
Moja historia zakończyła się w ten sposób, że po 2 tygodniach dostalam lek na wywołanie poronienia. Najgorsze doświadczenie, jakie miałam w życiu
P.S - proszę nie straszyć koleżanki, że chodzi z obumarła ciążą i że dojdzie do zakażenia! Przy ciążach, które przestają się rozwijać na tak wczesnym etapie, lekarze zazwyczaj każą czekać, aż natura sama rozwiąże problem. Oczywiście jest jakaś granica, której przekroczyć nie można... Potwierdzone info u 3 lekarzy!!! Ja dostałam te tabletki tylko ze względu na to, że byłam wrakiem człowieka. Chciałam mieć to za sobą i zajść w kolejną ciążę. I tak też się stało. Pod koniec października poroniłam w domu, po tabletkach przepisanych od lekarza. Pod koniec listopada pierwsza miesiaczka po poronieniu, a 20.12 pozytywny test ciążowy- tutaj też nie zakończyło się to happy endem. Z tym, że od początku miałam plamienia, nawet duphaston nie pomógł. Zaczęłam ronić 29.12, a 28.01.2021 znowu pozytywny test. Tym razem wszystko przebiega prawidłowo, jesteśmy po pierwszych badaniach prenatalnych
Reasumując: od września 2020 do teraz, tylko w listopadzie miałam przerwę od ciąż...