inna_22 moj synek tez na uwagi ze np nie mozna bic taty (u nas tata dostaje lanie) czy rzucac czyms naogol wybucha smiechem, cale porady zeby mowic do dziecka powaznie patrzac mu w oczy sa w tym przypadku porazka - dodam ze naprawde mowie powaznie bez usmiechu w oczach nawet... jedyne co czasem skutkuje jako tako to poleceni zeby wyszedl z tego pokoju ze jak bije to tu nie bedzie z nami siedzial i ewentualne wyprowadzenie, ale z efektami tez roznie:-(
Oj, to widzę, że nasze dzieci są podobne do siebie pod pewnymi względami...
u NAS OSKAR próbował mnie bić ale ja mu oddałam,oczywiście lekko ale poskutkowało,obraził się na mnie ,ale chyba zrozumiał
.Ale upatrzył sobie mojego męża i leje go gdzie popadnie,ale zauwazyłam że to jego wina bo pozwalał na to i teraz dopiero po rozmowie z mężem ,jak tylko zaczyna go Oskar tłuc to Adam zaczyna udawać że płacze i Wtedy jest koniec ,zaczyna męża całować i głaskać po włosach:-)
U nas próby udawania płaczu spełzły na niczym, czyli : płaczcie sobie, mam to w nosie, pośmieję się trochę
Napisałam bardzo długiego posta i wcieło mi go,napisze wiec krotko,ciesze sie ze nie tylko ja mam takie nieposłuchane dziecko.Czy ma ktos taki problem ze swoim dzieckiem ze zabiera zabawki?Moje dziecko musi kazda zabawke dotknac i obejrzec,za chwile oddaje ale jak wiadomo nie kazde dziecko chce swoja zabawke pokazac.Najgorzej jak jej sie cos spodoba bardzo (npwozek z lalka)to wtedy zabiera a potem nie chce oddac i musze wyrywac siła.Julia wtedy wrzeszczy,rzuca sie,bije mnie po twarzy,wygina sie.Nie wiem w jakis sposob sobie z tym poradzic,tłumaczenie nic nie daje
Jak mnie uderzy to od razu wie ze zle zrobiła bo mnie przytula,całuje.Mysle ze zaczał jej sie bunt bo wszystko jest na nie.Nie chce wracac ze spaceru do domu,jak dzieci gdzies biegna to ona za nimi i nie reaguje jak kaze jej wracac wiec musze ja gonic...jestem juz tym zachowaniem tak umeczona ze czasami to az musze sie wypłakac:-(czy ktoras z was miała/ma juz taki problem?
Oj, jakbym moją Oliwkę widziała
. Z jednym małym wyjątkiem - jak mnie uderzy to jakoś nie wie że źle zrobiła :-(
Ja przy biciu, gryzieniu biorę i odstawiam delikwenta o 3 metry mówiąc nie wolno bić, bo to boli. I że Piotruś bił i mama nie chce koło niego siedzieć. Jak przyjdzie to pozwalam przyjść znowu, przeważnie wtedy już zachowuje się ok. Jak nie to znowu odstawiam i tak do skutku. Jak zaczyna rechotać albo traktować to jak zabawę to ja wstaję i gdzieś idę i mówię że nie będziemy się bawić jak Piotruś bije. Niestety na razie ciągle ma takie okresy gryząco-bijące. No ale co zrobić. Taki etap. ;-)
Samo mówienie że to źle nic nie da - trzeba coś ROBIĆ.
Kasiu, niby masz rację, ale czasem nawet i to nie skutkuje
Ja czasem naprawdę mam wrażenie że mam nie dziecko a potwora (a została nazwana Potworkiem już daaaaawno, tak przekornie, z tym, że nikt się do niej w taki sposób nie zwracał).
Ja czasem to już sama nie wiem... W domu zazwyczaj jest ok, wybuchy złości zdarzają się rzadko (chociaż przyznam że jak już są to bardzo trudno je opanować). Najgorzej jest, jak gdzieś jesteśmy a Mała ma publikę
. A ja jak widzę ludzi, którzy w markecie przestają wkładać do woreczków warzywa lub owoce i z zaciekawieniem gapią się na nas to mam dość wszystkiego
. Albo jak próbujemy zrobić zakupy a ona nagle rzuca się na ziemię i zaczyna wyć i wierzgać nogami
. Albo jak jej na coś nie pozwolę i ona próbuje mnie uderzyć
. Bo teraz to ja już wiem i jestem przygotowana, że jak na coś nie pozwolę to już muszę łapać jej ręce, żeby nie dostać w twarz
. Wiadomo, w sklepie jedynym wyjściem jest wyciagnąć Małą na zewnątrz i jakoś tłumaczyć (co u nas wygląda jak tłuczenie grochem o ścianę). Ale w domu czy np. u teściów... Masakra... Dzisiaj np. próbowała wejść na strome schody, które nie mają ani poręczy ani żadnego zabezpieczenia, ja ją konsekwetnie ściągałam (nie z samej góry, o nie, z maksymalnie drugiego stopnia), aż w końcu Oliwia rzuciła się na ziemię, zaczęła wyć, rzucać się, itp. Odczekałam chwilę, podniosłam ją i powiedziałam: posiedzisz teraz sama i uspokoisz się.... Zaniosłam ją do drugiego pokoju, przymknęłam drzwi do połowy, a ona z dzikim wrzaskiem podleciała, z całych sił te drzwi zatrzasnęła i zaczęła walić rękoma w szybę w drzwiach
. I wtedy pomyślałam, że ja już nie wiem, że jestem bezradna, bo ani złością, ani dobrocią, ani "karami" nic nie wskóram... Ciekawe tylko, czy ten bunt uda mi się przeczekać..........................