24magda09 - wierz, bo nadzieja umiera ostatnia
Ja też myślałam, że nigdy mi się nie uda. Że koleżanki wszystkie będą w ciąży, będą miały dzieci, a ja będę wiecznie tą "która się stara o dziecko". Po ostatniej stymulacji (gdy hiperka dała w kość, a nie wiedziałam jeszcze o ciąży) powiedziałam, że więcej nie podchodzę do stymulacji. To była ostatnia i jeżeli się nie uda to decydujemy się na KD. Albo w ogóle na adopcję.
Mój mąż też nie rozumiał przez co przechodzę. Nie bardzo szło gadanie z nim na ten temat, nawet gdy chodziło mi tylko o "pogdybanie". Albo mówił "będzie dobrze", albo "oj nie świruj". Jak miałam 3 razy hiperkę, to gdy wracał po pracy do domu to mówił "cały dzień siedzisz w domu, mogłaś obrać chociaż ziemniaki"
. A mówiłam mu, że tak źle się czuję, że nawet tego nie mogę zrobić.
Dopiero jak miał 3 tygodnie wolnego na Święta BN i zobaczył dzień po dniu jak cierpię od hiperki, jak wymiotuję itd. to chyba dopiero do niego dotarło, że to nie przelewki i robił za mnie wszystko, bez słowa skargi. Nawet zauważał, że mam bardziej lub mniej wzdęty brzuch. Cud Wigilijny trwa do dziś
Fakt, nikt nas nie rozumie tak dobrze, jak druga kobieta, która przez to przeszła. Ale jesteśmy silne i damy radę. Dni słabości, płaczu, marudzenia są nam potrzebne, bo musimy dać ujście naszym uczuciom, myślom itd. Nie da rady i nie można tego trzymać w sobie. Dlatego warto albo tu się wyżalić, albo iść na spacer i się wykrzyczeć
Już we wtorek beta - wierzę, że będzie pozytywna