reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Wszystko o porodzie

Nat ja przez 38 tc poprzedniej ciąży żyłam myślą o naturalnym, a nagle się okazało, ze CC. Najpierw szok, a potem ulga, bo mała miała pępowinkę wokół szyjki. Nie urodziłam jej, ale to ja jej dałam życie i jest moim największym skarbem.
 
reklama
a tak a propo's cc..znalalzm dzis sliczną fotkę...cud narodzin jest zawsze same zobaczcie - dzidzius urodzony przez cc wyciągnięty wraz z pęcherzem płodowym- piękności cc.jpg
 

Załączniki

  • cc.jpg
    cc.jpg
    23,6 KB · Wyświetleń: 77
Akurat np. dla mnie cięcie krocza to nie problem, bo przy bólu porodowym nie czuje się tego cięcia. Mojego męża przez cały porób wystraszyła tylko wielkość narzędzia do cięcia krocza. Oglądał wychodzącą główkę przy położnej (później mi tłumaczył jak robi się rozwarcie, hehe), ale pomyślał, że mnie boli chyba jak zobaczył to narzędzie. A to akurat nie bolało. Kwestia później tego gojenia się.

Ja tam akurat innego zdania jestem - cięcie przerażało mnie najbardziej, a nacinana niestety byłam; bardziej mnie bolało od całego porodu. I to gojenie właśnie :no: No ale po dwóch dniach już prawie nie pamiętałam ;-)

No a jeśli o poród chodzi, to ja może w całości... przekopiuję :-p jak kto ciekaw...

W sobotę miałam już serdecznie dość patrzenia na usyfione schody, które ktoś
confused8gj.gif
obiecał wyszorować, więc zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty...
Bynajmniej nie z myślą o jakimś wywoływaniu, bo byłam przekonana, że mam przed sobą jeszcze przynajmniej dwa tygodnie...
Po wyszorowaniu chodów i dwóch podłóg (na kolankach) miałam serdecznie dość - pozostałe podłogi przełożyłam sobei na poniedziałek
laugh.gif

M mnie wkurzył i w złości pomyślałam, że mogłabym zacząć już rodzić - jemu na złość. Wiadomo: z życzeniami trzeba uważać, bo niektóre mogą się spełnić
confused8gj.gif

Wieczorem coś tam delikatnie chlapnęło - nie byłam pewna: popuściłam czy wody
confused.gif
ale było tego tak niewiele, że zignorowałam temat. Choć przezornie sięgnęłam po podpaskę...
W nocy obudziłam się o 2:40 do WC i podczas podnoszenia się słoniątka coś poleciało - pierwsza myśl: wody (ale raczej za mało?) albo czop. Stwierdziłam to drugie.
Do 5:00 zanotowałam cztery słabiusieńkie skurcze, potem pospałam do 7:00 i znowu były pseudo skurcze - takie krótkie, nie bolące, tylko denerwujące. Odstępy różnie: dwa co 5 min, potem 5 co 20, 3 co 15 min, kolejny po 5, następny po 30min...
Spokojnie przygotowałam obiad, M wziął się za sprzątanie auta (zawsze robi z tego zabawę, ale tym razem przeszedł samego siebie - wyjął siedzenia, a nawet zapasówkę!); znajomi chcieli koniecznie wbić na grilla (choć M zaznaczał, że u nas niewykluczony poród, bo coś tam się dzieje). Planowałam jeszcze cyknąć fotki z brzuszkiem - takie typowo pamiątkowe...
O 13:00 zjedliśmy obiad (kluseczki ,sląskie z kotletem i warzywkami - mniam - niby myślałam o porodzie, ale byłam głodna, to co miałam robić!???), potem zagoniłam M do łazienki na obiecane zabiegi fryzjerskie... Jeszcze mnie dopadła grubsza sprawa na WC (a od 3 tyg. jechałam na czopkach, więc łatwo nie było), no i się zrobiło weselej...
Od 13:50 zaczęły się skurcze co 7-5 minut. Ale wciąż baaaaaaaardzo słabe (nawet przy @ bardziej bolało) i krótkie (max po 30 - 40 sekund). Mówię do M: idź pod prysznic, robimy te foty i chyba jednak będziemy jechać do tego szpitala - najwyżej poleżę do jutra (ja nadal nie wierzyłam, że mogę JUŻ rodzić - myślałam, że to ściema jakichś przepowiadających). Na potwierdzenie tych słów o 14:17 złapał mnie pierwszy SKURCZ (który takowym mogłam nazwać - wciąż niezbyt bolesny, ale odczuwalny), ok.40 sekund. M zbladł trochę, ale poszedł spokojnie na fajkę, ja za nim. Siedzę sobie spokojnie na ławce, kiedy nagle czuję, że coś jest nie tak - pobiegłam do łazienki i się okazało, że wody...
Zanim zdążyłam się przebrać... M
się wykąpał
ubrał
spakował torby do auta
pozbierał inne moje graty
był gotów i mnie poganiał, a ja... spokojnie szukałam pokrowca na komórkę
laugh.gif
laugh.gif
laugh.gif


Do miasta (ponad 30km) dojechaliśmy w 20 minut (złamał tyle przepisów, ile się dało zmieśćić w granicach rozsądku). Po tej 14:17 następny skurcz miałam po 20 minutach, potem po 5 i kolejne już co 3! Ale nadal całkiem znośne i krótkie; jeszcze mówię do M, że martwi mnie długość tych skurczów, bo niby mają być długości minuty...
Na IP bez większych kłopotów - czekałam tylko 2 skurcze
wink2.gif
Papierkologia raz dwa, bo byłam wcześniej na pato. Zapytanie o plan porodu
yes2.gif
Badanie i tu
shocked.gif
7 cm rozwarcia! Że co!????? I że długo to na pewno nie potrwa...
Kolejne 3 skurcze zanim połozna dowiozła mnie windą na blok porodowy - ostatnią prostą pokonywałam już nie bez trudu, po drodze informowanie personelu, że pierwiastka 7/8cm (ładnie... to 7 czy już 8
confused.gif
)
Znowu pytanie o plan porodu, założenie wenflonu i podanie antybiotyku, ktg. Przyszła lekarka - pyta o ostatnie usg - dawno, mały duży i przewidywana waga urodzeniowa spora, chce brać na usg...
Pytają czy dojdę do gabinetu - chyba żartujecie?- na wózek? - na wózek między skurczami może się wdrapię...
Położna (ANIOŁ w ludzkim ciele) ukróciła zapędy lekarki - poczekaj, sprawdzę jak sytuacja (byłam tam od jakichś 10 minut) - nie ma szans: mamy 10 cm, głowka nisko, przyparta. Lekarka była blada - obawiała się, że maluszek będzie za duży.
Niedługo potem czułam już potrzebę parcia - położna przypomniała mi o możliwości zamiany pozycji (jakby czytała w moich myślach), a ja chciałam ją zmienić, ale nie chciało mi się ruszyć
eek.gif
. W końcu się zmobilizowałam i zamieniłam na klęczki, M masował mi plecy - było rewelacyjnie, niestety - tylko przez dwa skurcze
baffled5wh.gif
, bo w tej pozycji położna nie mogła złapać tętna malucha i musiałam wrócić do siadu...
Skurcze do wytrzymania - darłam się wprawdzie porządnie, ale to mi pomagało je znosić. Między skurczami gadaliśmy w najlepsze - tylko kompletnie już nie pamiętam o czym
wink2.gif
O 16:30 pytałam o czas - jak długo rodzę - bo widziałam godzinę, ale nie byłam w stanie policzyć (no nie miałam innych zmartwień). Chciałam poprosić, by mi powiedzieli, że jeszcze jakieś dwa skurcze i będzie po wszystkim, ale odpuściłam sobie... Położna przypominała o oddechu, oddychała ze mną, M dodawał otuchy (chwała mu za to).
Zapytałam czy będą mnie ciąć - z uwagi na wielkość małego tak
unhappy.gif
unhappy.gif
unhappy.gif
A potem zebrałam się w sobie (miałam dość bólu i musiałam walczyć z odruchami przeciwdziałania mu) i pomyślałam sobie:
Weź się w garść i się przyłóż - im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziesz miała to za sobą i będziesz juz tulić malucha...
Podziałało: dwa skurcze później, o 16:50 Rafał był juz z nami.

Potem szycie - uciekałam tyłkiem przed igła
laugh.gif
a z lekarką gadałam o kotach?
laugh.gif
Taaak - o kotach i ich sterylizacji
yes2.gif

M stał z małym na rękach. Potem zostaliśmy sami, dopóki nie zrobiło mi się słabo - wtedy dostałam kroplówę, a Rafała zabrali na noworodkowy.

Potem było jeszcze trochę przebojów, ale to już inna historia... Juz i tak się roooooooooooooooozpisałam - wybaczcie.

Ogólnie poród oceniam jako łatwy, a lekarze zastrzegli, że przy drugim dziecku mamy natychmiast zbierać się do szpitala, chyba że chcemy odbierać poród w aucie. No i na oddziale wszyscy pytali czy to "ta" od szybkiego porodu
wink2.gif
 
Pytanie dla mam które miały cc ;)

Kochane mam pytanie:) Ile czasu zajął wam powrót do formy?? W sensie ile trwał połóg, jak szybko mogłyście się w pełni zajmować swoimi maluszkami itd:)
 
Natalie ja nie rodzilam przez cc- ale 2 miesiace temu tak walsnie urodzila moja przyjaciołka- również bliźniaczki tak jak i u Ciebie- porod był przedwczesny w 33 tc - wiec po pordzie maluchy z mamusia zostaly jeszcze w szpitalu jakos 2-3 tygodnie- ten czas pozwolil jej dojsc do siebie - bo w spzitalu miala pomoc profesjonalistow przy maluszkach- po powrocie do domu juz wsyztko bylo ok- jak chcesz moge ja dopytac o szczegoly- ile sie goilo itp- kiedy juz mogla samodzielnie isc do dzieciaczkow- ale wydaje mi sie ze na 3 dobe sama pomaszerowala do nich juz:)
 
reklama
Do góry