D
Deleted member 178444
Gość
Hmmm to dłuższa wypowiedź będzie teraz z mojej strony.zawsze mnie to zastanawiało... czy dziecko chustowane nie jest bardziej problemowe przez pryzmat ciągłej obecności? pytam czy takie noszone dziecko nie przyzwyczaja się do tego że jest ciagle przy matce i z czasem jest problem bo chce być tylko na rękach?
Zacznijmy od tego, że dzieci już się rodzą przyzwyczajone do bliskości i noszenia. Nic innego nie znają, więc tylko to jest dla nich zapewnieniem bezpieczeństwa. Nie znam zdrowego noworodka, który nie potrzebuje bliskości i noszenia. Z kolei zaspakajanie tych potrzeb sprzyja np wytwarzaniu się połączeń nerwowych w mózgu. Nie wyobrażam sobie odmówić dziecku noszenia, przytulania, głaskania. Moja córka była równie noszona i przyzwyczajania do bliskości i kiedy doszło co do czego (żłobek itp) okazała się jednym z najbardziej odważnych dzieci w grupie. Teraz jest rezolutną i bardzo empatyczną dziewczynką. O to mi chyba chodzilo owszem - w pierwszych miesiącach życia, może nawet w pierwszych latach, poświęcałam jej bardzo dużo czasu, ale po 1. nie uważam tego za wyrzeczenie, bo zaraz będę za tym tesknic. Kiedy mam tulić, całować, być na każde jęknięcie, jak nie teraz? Za kilka lat będzie "mama nie rób siary" i już nie potule [emoji14]
Po 2. to wszystko procentuje. Widzę na jaką wspaniała dziewczynę wyrasta moja córka i jak bardzo mi ufa. Na te zaufanie właśnie pracowałam