Bylismy na spacerze. Ksieciunio wyspany, najedzony i co? 50 metrow od furtki w ryk. To go wyjelam, zawinelam w kocyk i tak spacerowalismy. Wozek parzy w pupcie. Moj maz mowi, ze robi sie swiadomy i nie chce lezec. To fakt: na rekach byl zadowolony. Gapil sie. Do domu musialam zaniesc...
Jechalismy na bioderka. Jak sie rozkrzyczal, myslalam, ze plucka pekna. Byla awantura, bo maz chcial z nim takim jechac, a ja chcialam uspokoic. W koncu ucichl, ale w drodze powrotnej znowu plakal. Nie moge z nim po prostu. Czuje sie zaaresztowana