Polecam. Ale polecam także psychologa. Taki strach przed porodem naturalnym to tokofobia - u niektórych kobiet jest od zawsze u innych pojawia się po trudnym porodzie - tak było u mnie. Uwierz, że dłuuuugo dłuuuugo oswajałam ten mój poród. Niczego w życiu się tak nie bałam i tylko mój ośli upór sprawił, że zdecydowałam się na podjęcie tego wyzwania. Strach był o tyle duży, że moja doula twierdzi, że możliwe, że podświadomie hamowałam poród - dlatego tak długo męczyły mnie skurcze przepowiadające. Kiedy pierwszy raz opowiadałam jej o narodzinach Weroniki, zwyczajnie się popłakałam. ALE jestem żywym dowodem na to, że świadomy poród może być zwyczajnie piękny - a w to nie do końca wierzyłam. Starałam się, wmawiałam sobie, ale nie wierzyłam. I było PIĘKNIE. Magicznie. Ból był, ale o ile po porodzie z Werką przez ponad rok mówiłam, że nigdy więcej nie urodzę naturalnie, że oddam ostatni grosz za CC, tak po urodzeniu Miłosza już po 5 minutach stwierdziłam, że było tak pięknie, że mogłabym jeszcze raz. Mimo bólu. Świadomość, że zrobiłam to sama, że swiadomie pomogłam mu się wydostać i samo to, że mój syn po porodzie nie płakał... kurcze no, nie jestem w stanie tego opisać. Weronika po przyjściu na świat była przerażona. A Miłosz był zaciekawiony. Nie bał się, nie był zmęczony, popuchnięty, tylko tak o wylądował na mojej piersi i ufnie popatrzył mi się w oczy, a ja mogłam się nim od razu zająć i zaopiekować. Od początku był ze mną. Mam stuprocentową pewność, że nie było sytuacji, że płakał i musiał czekać, aż ktoś się nim zajmie. Z całego serca polecam takie przeżycie, bo na prawdę nic tego nie zastąpi. Tego kontaktu skóra do skóry, tego jak dziecko ląduje na Twojej piersi nadal połączone z Tobą pępowiną. Niby już na świecie, a jednak jeszcze nie do końca. Magia.