Zirytowala mnie dzisiaj baba.
Jestem z malym w biedronce, chcialam kupic ten inhalator co Goj mowila, ze bedzie od dzisiaj. Oczywiscie nie bylo, wiec mam tylko banany i ide do kasy. Standardowo korek, bo ktos cos czegos gdzies zapomnial.
Stoimy tak dluzsza chwile, mlody zaczyna sie denerwowac, no bo przeciez STOIMY A MAMA MIELISMY JECHAC!!
Otwieraja druga kase, ale leci tabun ludzi do niej wiec juz czekam przy tej swojej. Dochodzi prawie ze moja kolej, kasjer kasuje ostatnia osobe przede mna. Mlody wyje, no bo MAMA PRZESADZILAS, probuje go okielznac smoczkiem i wkracza ona-typowa Grażyna, na oko lat 60, calkiem harda i w pelni sprawna. I sie wciska miedzy mnie a wozek „przepraszam, przepraszam, ja tylko sie przed pania skasuje, bo ja mam tylko gazetke”. Unosze brwi. Patrze na nia, odpowiadam, ze ja mam tylko banany. Grazyna zdziwiona, „no ale mi sie spieszy”. W wozku juz katastrowa, wrzask totalny, wiec jej mowie „super, a mi wyje dziecko!!”. I wiecie co mi bezczelna na to mowi?
„Juz ta minuta by pania nie zbawila”. No zagotowalam sie i powiedzialam, ze jest bezczelna i zeby sie czasem ugryzla w jezyk.