NIGDY W ŻYCIU nie kupiłabym używanego fotelika. Za żadne pieniądze nie wsadzilabym też do takiego dziecka (chyba, że byłby to fotelik od mega zaufanej osoby i byłabym w 100% przekonana, że jest bezwypadkowy). Zdarzenia z udziałem dzieci nie są rzadkością. A z udziałem fotelików są wręcz bardzo częste. Moja osobista córka miała rok temu wypadek. Auto do kasacji, po foteliku NIC nie widać. Nic. Gdybym chciała sprzedać jako bezwypadkowy, to poszedłby bez problemu. JA tego nie zrobiłam. Ale mogłabym. To sprzęt, który może (oby nie, oby nigdy nie trzeba było sprawdzać, bo nawet jak się nic nie stanie, to traumatyczne przeżycie dla dziecka i rodziców) zadecydować o życiu i śmierci naszego dziecka. Będę to powtarzać do usranej śmierci, będę truć. Bo tu nie chodzi o komfort, o wygląd. Jak nam fotelik nie zadziała, to możemy już nigdy w życiu nie zobaczyć własnego dziecka. I to nie jest dramatyzowanie. W Norwegii, która ma najbardziej wyśrubowane wymagania odnośnie przewożenia dzieci, w ciągu ostatnich 5 lat zginęło 5 dzieci w wypadkach samochodowych. W Polsce jest to ok 5 miesięcznie. Nie warto ryzykować.
Co do wózka, to ja jako kurdupel pierwsza klasa i skąpiec (bo wolałam kupić drogi nowy fotelik i oszczędzić maksymalnie na wózku), kupiłam bugaboo cameleon 2. Lekki, mały, trochę specyficzny, ale nie do zdarcia i zapłaciłam 650 zl (a za fotelik z bazą 1200).