cyniczna
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 24 Czerwiec 2008
- Postów
- 2 488
Spędziłam 2 miesiące przed porodem w szpitalu w związku z najpierw podejrzeniem gestozy, a potem w związku ze szwankującymi nerkami... Więc w dniu porodu byłam w szpitalu. Zamartwiałam się, jak będzie wyglądał poród z jednoczesnym atakiem kolki nerkowej. Lekarze zapewniali, że nic takiego miejsca jeszcze nigdy nie miało.
16.10.2009r. godz. 6:51 - brzuch mnie boli... skurcz zatrzymuje mnie w połowie drogi do wc. Mam głęboki wewnętrzne przekonanie, że "się zaczęło".
godz. 8:30 - wizyta lekarska. "Jak się Pani czuje?". Ja: "Coś tak jakbym rodzić zaczynała."
godz. 9:45 - badanie "No, szyjka do krzyża skierowana... yyy... eeee, w zasadzie zupełnie zgładzona.". Znajoma położna Kasia: "Pochodź sobie troszkę po korytarzu. Może się rozkręci?"
godz. 9:50 do 12ej - spaceruję... zrobiłam sobie z korytarza szpitalnego deptak. Boli coraz bardziej. Wnerwia mnie widownia!
Wnerwia mnie, że są przyjęcia i że personel medyczny co i rusz mnie trąca, każe się przesunąć, odsunąć, przejść dalej...
Około 11ej alarmowo dzwonię do Lubego i żądam natychmiastowego przyjazdu, bo rodzę. Luby zjawia się w przeciągu 15stu minut. Nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Ja: "Idź, poszukaj Kaśki. Chcę na porodówkę. Niech mnie stąd zabierze!"
godz. 12:20 - zostaję przyjęta na porodówkę i zaprowadzona na salę porodów rodzinnych. Położna podłącza ktg, z żalem stwierdzam, że to nie Kasia... skurcze co 4 minuty, w co ta Obca Położna nie bardzo chce wierzyć...
godz. 13:05 - zjawia się Kasia w asyście: "To Pani Bogusia. Poprowadzi poród". Uśmiecham się. Obca poszła w odstawkę
.
godz. 14:15 - Kasia załatwia oprócz super położnej, regularne, troskliwe wizyty lekarza dyżurującego
Zakazali mi jeść... też strata, ani mi w głowie jedzenie. Zakazali pić......... KRÓLESTWO ZA WODĘ!
godz. 14:30 do 16:56 - ALEŻ TO BOLI!!! Boli z krzyża, brzuch boli, bolą biodra. W przerwach między skurczami nie mogę zapanować nad drżeniem nóg. Luby intensywnie masuje mi biodra podczas skurczy... trochę pomaga, a już na pewno jest o niebo lepiej, niż kiedy tego nie robi. Chce mi sie płakać, mam dość, wiszę na drabinkach podczas skurczy (pozycja pionowa jest bardziej znośna), oddycham zgodnie z wyniesioną ze szkoły rodzenia wiedzą (inne oddychanie powoduje brak kontroli nad bólem). Pojękuję, nad jękami nie panuję, gdzieś z głębi gardła wychodzą i nie da się nie jęczeć. Ból jest niewyobrażalny! Boli jak jasna cholera! Luby wyprowadza mnie z równowagi grzebiąc w torbie w poszukiwaniu ciastek. Mam ochotę wcisnąć Mu te ciastka do gardła i zatkać butlą wody mineralnej
(której łaknę, jak niczego więcej na świecie).
godz. 17:06 - podczas badania odchodzą mi wody.
godz. 17:55 - parte, które jeszcze nie są tymi "właściwymi", rozwarcie 8cm. Nie jestem w stanie już chodzić, czy wisieć na drabinkach. Leżę na łóżku porodowym na lewym boku, ściskając kurczowo rękę Lubego i stelaż łóżka. Mam wrażenie, że drę się na pół porodówki, ale guzik mnie to obchodzi. Położna już nie wychodzi z sali, a o 18:30 na stałe zjawia się także lekarz.
godz. 18:45 - właściwe parte przy pełnym rozwarciu. Łóżko poprodowe straciło nagle co najmniej połowę swej długości, pojawiły się podpórki na nogi (przydatne jedynie podczas szycia). Na sali pojawiło się co najmniej 6 dodatkowych osób... a miało być rodzinnie... Po lewej mam Lubego, po prawej lekarza, przed sobą położną Bogusię, w tle niezidentyfikowana publiczność (która okazuje sie być zmianą z godziny 19stej).
godz. 19:03 - MOJE SŁOŃCE JEST NA ŚWIECIE!!!! I JEST NAJPIĘKNIEJSZĄ DZIEWCZYNKĄ W HISTORII LUDZKOŚCI. 52cm, 3200g CZYSTEGO SZCZĘŚCIA.
16.10.2009r. godz. 6:51 - brzuch mnie boli... skurcz zatrzymuje mnie w połowie drogi do wc. Mam głęboki wewnętrzne przekonanie, że "się zaczęło".
godz. 8:30 - wizyta lekarska. "Jak się Pani czuje?". Ja: "Coś tak jakbym rodzić zaczynała."
godz. 9:45 - badanie "No, szyjka do krzyża skierowana... yyy... eeee, w zasadzie zupełnie zgładzona.". Znajoma położna Kasia: "Pochodź sobie troszkę po korytarzu. Może się rozkręci?"
godz. 9:50 do 12ej - spaceruję... zrobiłam sobie z korytarza szpitalnego deptak. Boli coraz bardziej. Wnerwia mnie widownia!
godz. 12:20 - zostaję przyjęta na porodówkę i zaprowadzona na salę porodów rodzinnych. Położna podłącza ktg, z żalem stwierdzam, że to nie Kasia... skurcze co 4 minuty, w co ta Obca Położna nie bardzo chce wierzyć...
godz. 13:05 - zjawia się Kasia w asyście: "To Pani Bogusia. Poprowadzi poród". Uśmiecham się. Obca poszła w odstawkę
godz. 14:15 - Kasia załatwia oprócz super położnej, regularne, troskliwe wizyty lekarza dyżurującego
godz. 14:30 do 16:56 - ALEŻ TO BOLI!!! Boli z krzyża, brzuch boli, bolą biodra. W przerwach między skurczami nie mogę zapanować nad drżeniem nóg. Luby intensywnie masuje mi biodra podczas skurczy... trochę pomaga, a już na pewno jest o niebo lepiej, niż kiedy tego nie robi. Chce mi sie płakać, mam dość, wiszę na drabinkach podczas skurczy (pozycja pionowa jest bardziej znośna), oddycham zgodnie z wyniesioną ze szkoły rodzenia wiedzą (inne oddychanie powoduje brak kontroli nad bólem). Pojękuję, nad jękami nie panuję, gdzieś z głębi gardła wychodzą i nie da się nie jęczeć. Ból jest niewyobrażalny! Boli jak jasna cholera! Luby wyprowadza mnie z równowagi grzebiąc w torbie w poszukiwaniu ciastek. Mam ochotę wcisnąć Mu te ciastka do gardła i zatkać butlą wody mineralnej
godz. 17:06 - podczas badania odchodzą mi wody.
godz. 17:55 - parte, które jeszcze nie są tymi "właściwymi", rozwarcie 8cm. Nie jestem w stanie już chodzić, czy wisieć na drabinkach. Leżę na łóżku porodowym na lewym boku, ściskając kurczowo rękę Lubego i stelaż łóżka. Mam wrażenie, że drę się na pół porodówki, ale guzik mnie to obchodzi. Położna już nie wychodzi z sali, a o 18:30 na stałe zjawia się także lekarz.
godz. 18:45 - właściwe parte przy pełnym rozwarciu. Łóżko poprodowe straciło nagle co najmniej połowę swej długości, pojawiły się podpórki na nogi (przydatne jedynie podczas szycia). Na sali pojawiło się co najmniej 6 dodatkowych osób... a miało być rodzinnie... Po lewej mam Lubego, po prawej lekarza, przed sobą położną Bogusię, w tle niezidentyfikowana publiczność (która okazuje sie być zmianą z godziny 19stej).
godz. 19:03 - MOJE SŁOŃCE JEST NA ŚWIECIE!!!! I JEST NAJPIĘKNIEJSZĄ DZIEWCZYNKĄ W HISTORII LUDZKOŚCI. 52cm, 3200g CZYSTEGO SZCZĘŚCIA.