Pajkaa, ale Ci dobrze... Mi się Tyci nie udaje ostatnio położyć spać w południe. Nie czuje się na siłach, by z nią walczyć, ale za to o 18ej jest już wykąpana i w łóżeczku.
Karo_lina, widocznie coś wczoraj było w powietrzu, że się tak wszystkie żarłyśmy z chłopami... Choć u mnie dzisiaj wcale lepiej nie jest. Wyrzuciłam jednak Lubego wraz z Tycią na dwór na sanki, więc liczę na godzinę spokoju. Ale, ale WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN!!! Co do upływających lat, to jakoś mi ich specjalnie nie jest szkoda... Szkoda mi natomiast, że moje dzieci prawdopodobnie nie będą miały takiego udanego dzieciństwa jak ja - że nie będą miały z kim tworzyć "band" i bawić się w podchody, grać w zbijaka, biegać do nocy po dworze, obowiązkowo po 14ej umawiać się na "piłkę", "sanki". Szkoda mi, że będą skomputeryzowanym pokoleniem i ich doświadczenia w głównej mierze opierać się będą na świecie wirtualnym, że nie będą na polach kraść truskawek sąsiadowi i wspinać się na dzikie czereśnie.... Szkoda mi, że nie nastawiam sera do "zaśmierdnięcia", by móc z niego zrobić pastę do pieczonego chlebka i że nie piekę tak często bułek drożdżowych. Szkoda mi, że z pracy wracam po 17ej (w skrytości serca dziękuję za możliwość przebywania na wychowawczym, bo tylko tyle Tyci mogę dać z siebie) i nie mam sił na rower. Tego mi szkoda. Szkoda mi, że świat się tak niebezpiecznie i niekorzystnie zmienia... i chciałabym zatrzymać ten pęd, tą pogoń, żądzę pieniądza, machnąć ręką na wszystko i powiedzieć "nie po to żyję, mam dzieci, one są ważne, reszta to dodatek". Nie muszę zarabiać nie wiadomo ile, ważne, by móc nauczyć je pływać w jeziorze, jeździć zimą na workach wypchanych sianem, jeść z nimi kiełbaski z ogniska i pokazać, gdzie w lesie są najlepsze maliny, gdzie mieszkają lisy... I cywilizacja mi tego zabrania. Wiem, czego się ode mnie oczekuje, wymaga... i czuję, że tu nie pasuję, że się nie wpisuję w tą spieniężoną produkcyjną rzeczywistość.