Wojtuś pakuje rączki do buzi. Gorzej jak do oka
czasem makabrycznie to wygląda. Rozgląda się dookoła, patrzy na mnie i się uśmiecha. I łapie mnie za twarz przy karmieniu. Albo łapie za palucha. No i rączki trzyma razem czasem.
Właśnie skończył flaszkę a przedtem zjadł tak z łyżeczkę rozgotowanego jabłuszka i popił soczku jabłuszkowego tak z 5 ml tym razem, w sumie to też tak około łyżeczki.
Dziś pielęgniarka przyszła odebrać monitor. A historia z mierzeniem jest śmiechu warta. Po pierwsze ten czujnik był sporo za mały i diodki nie były naprzeciwko siebie więc już to nie mogło dać wiarygodnego wyniku, poza tym chciała żeby Wojtuś ciągiem 48g był podpięty ale nie dało rady. Musiałam jechać do szkoły na przykład, a swoją drogą to Wojtuś tak wojował z tym czujnikiem, że szok. Kopał, płakał, smęcił, nie dał sobie ani poprawić ani zmienić tego czujnika, ani nic, a nie chciałam mu ściskać tej stópki nie wiadomo jak bo to bez sensu no i boli przede wszystkim.
I choć babka nic nie powiedziała to widziałam, że niezbyt zadowolona była, bo to jej się dostanie od lekarza, że badanie nieudane i że wynik taki a nie inny, nie da się ukryć, że jak mały tak szalał i czujnik się zsuwał, poza tym był cały czas nieodpowiednio ułożony, był jaki był, jedynie jak ja przytrzymałam stópkę i dociskałam to wtedy saturacja była extra a tak też niezła ale mogłaby być lepsza, ale oni a zwłaszcza lekarz nie wiedzą o tym. Napisałam szczegółowy raport kiedy i dlaczego saturacja była taka a nie inna, kiedy spał z otwartą buzią (wtedy saturacja ucieka), spisałam swoje obserwacje, piguła szczękę zbierała z podłogi, powiedziała, że przekaże lekarzowi. I bardzo dobrze.
Potem dzwoniła Health Visitor i w pewnym momencie mnie pyta, czy przejmuję się, że wynik zafałszowany no i co lekarz powie. A ja jej, że nie, że się z tego śmieję, bo do tej pory radziłam sobie sama ze swoim monitorkiem i że z Wojtusiem jakoś do tej pory wszystko było ok.
I jak mnie tu lubić
pomijając, żem Polka.