Cześć dziewczyny, jestem już po wizycie u swojego gina... Młody się nie obrócił, leży miednicowo, więc mam się szykować na cesarkę. U nas w szpitalu nie prowadzą umawiania na terminy, więc trzeba czekać na rozpoczęcie akcji porodowej. A mój lekarz po badaniu stwierdził, że szyjka miękka, skraca się więc raczej na pewno nie przenoszę, a stwierdził wręcz, że może się w każdej chwili zacząć... Maluszek waży 3144 g. Ogólnie po wizycie mam troszkę mieszane uczucia, bo tak - lekarz na kolejną wizytę już mnie nie zapisał - jak zapytałam czy może jeszcze się spotkamy jednak na badanie - to stwierdził, że jedynie na telefon mogę się umówić na za 2 tyg, bo w sumie co jak za 1,5 tyg urodzę, a on mnie wpisze w kalendarz no to co wtedy:?
Jutro mam dzwonić do szpitala zapisać się na ktg - po rozpoczęciu 38 tyg powinni mnie przyjąć, a jeśli w tym czasie będzie mój lekarz to mnie zbada przy okazji, a jak nie to w sumie nie wiadomo :? Dał mi już taką kartę z pytaniami do wypełnienia, badania sprawdził stwierdził, ze są ok i że nie muszę już innych powtarzać, bo jak będzie trzeba to w szpitalu mi je zrobią.
Aaa i powiedział, że gdybym jednak nie urodziła do świąt to po 26.12, czyli po terminie mam się zgłosić do szpitala - a tam to już zależy od widzimisię lekarzy i może mnie przetrzymają do nowego roku, a może nie:/ Ech i powiem wam, że jestem bardzo zmieszana tym wszystkim. Zwolnienie dostałam do 3.01 czyli tydzień po terminie i stwierdził, że dłużej nie może... nie chciało mi się z nim już w dyskusję wchodzić.
Teraz zostaje mi się obserwować, bo nie wiem czy w razie czego mogę jeszcze na tego swojego lekarza liczyć, chociaż gdyby coś to przecież będę musiała do niego zadzwonić...