Dziewczyny, wszystko z rozsądkiem. Ja utyskuję na moje doświadczenia, bo jestem zasypywana "dobrymi radami", które mnie wyprowadzają z równowagi. W dodatku bardzo zależnymi od chwilowego "widzimisię". Z takich rzeczy, które mi na szybko do głowy przychodzą, regularnie mam suszoną głowę, że:
- nie wolno mi chodzić na spacer z psem, mąż powinien to robić (mąż, którego w zasadzie prawie nigdy nie ma w domu)
- zgroza! jak to wpuszczam psa do łóżka? od tego na pewno będzie źle (pies malutki, regularnie odrobaczany, szczepiony, kąpany raz w tygodniu, a codziennie wieczorem ma myte łapki, pupę i brzuszek)
- dlaczego ja jem pomidora ze skórką? trzeba sparzyć i obrać, w ciąży nie wolno!
- absolutnie nie wolno autobusem!!!! (ale ta sama osoba twierdzi, ze powinnam na drugi koniec miasta pojechać babci zrobić zakupy i umyć okna.. i się chyba teleportować, bo nie mam samochodu a do babci się jedzie z 3 przesiadkami)
- w ogóle nie powinnam wychodzić na dwór, gdy jest słońce, a już absolutnie nie wolno używać kremu z filtrem
- biorę prysznic w absolutnie za gorącej wodzie! nie wolno! (37-38 stopni i szybki prysznic z całą pewnością zaszkodzą... a kobiety na południu Europy w takim razie w ogóle dzieci nie rodzą, bo tam powietrze potrafi przez kilka dni na tym poziomie temperatury się utrzymywać
)
I takich rad jest całe mnóstwo, można je mnożyć w nieskończoność, a ja dostaję białej gorączki. Niektóre od kobiet, które dopiero co ciążę przechodziły. Zakaz dotykania brzucha i zakaz śmiania się należą również do tych rad, które mnie irytują. Wiadomo, że nigdy nie wiadomo, kiedy coś się może stać. Ale jak się pojawiają skurcze to też wiadomo, że nie będę tego brzucha jeszcze urabiać, tak na wszelki wypadek. A jak nic się nie dzieje - nie ma powodów. Na rower nie wsiadam, choć nieraz miałam ochotę. Stoi sobie posępnie w piwnicy i czeka na przyszły sezon, o ile w ogóle będę miała dla niego czas
Nie biegam, ba, nawet na basen nie chodzę, bo skoro jednej infekcji już zdążyłam dostać "z niczego", to z basenu pewnie przynosiłabym co chwila kolejnych. Na konia nie wsiądę. I nie jem surowego mięsa czy niemytych warzyw/owoców, nawet zrezygnowałam z moich ulubionych jajek na miękko - bo mam świadomość, na jakie rzeczy nie mam odporności i nie będę wywoływać wilka z lasu. Ale unikanie sportów urazowych i unikanie jedzenia niebezpiecznego pod względem biologicznym jest dla mnie oczywistą oczywistością. Tak samo, jak unikanie papierosów i alkoholu. W pozostałych kwestiach myślę, że każda matka wie najlepiej, na co może sobie pozwolić, na co nie.