Dziewczyny, przeszłam dzisiaj wariatkowo. Może opowiem od początku.
Rano zastanawiałam się co z tym moim rozwarciem, czułam się bardzo niespokojna, że właściwie nie wiedziałam na czym stoję. Poza tym, jak już kiedyś wspominałam - mój lekarz niekoniecznie wzbudza moje zaufanie, mój lokalny szpital, do którego mam się jutro stawić - tym bardziej. Pół ranka biłam się z myślami i w końcu za namową rodziny i mojego M. zapadła decyzja - jedziemy do szpitala w Warszawie, w którym planuję rodzić. Spakowałam się na tip top i pojechałam przygotowana na najgorsze.
W szpitalu uznali po zapoznaniu się z moją historią, bez badania, że skoro jestem zagrożona porodem przedwczesnym to żebym pojechała od razu na Karową, bo oni specjalizują się w najwcześniejszych porodach i mają najlepiej przystosowany do tego oddział. No dobra, pojechałam, to raptem kilka kilometrów dalej.
Zostałam przyjęta od razu. Najpierw 1,5h KTG, później badanie ginekologiczne + USG.
I tu zaczyna się najlepsze!
Lekarka wzięła wziernik i już na oko oceniła, że moja szyjka ma minimum 3 cm w części pochwowej.
No szok.
Ale przechodzimy do USG.
Szyjka 4 cm i zamknięta! Zero rozwarcia!
Czy ktoś to w ogóle rozumie?!
Wczoraj miała 2,7 cm i rzekomo powstał lejek po części wewnętrznej.
WTF?!
Myślałam, że spadnę z tego fotela. No ale nic - pytam - jakim cudem lekarzowi wyszło wczoraj 2,7cm i rozwarcie. Lekarka powiedziała, że jeśli byłam wczoraj zestresowana i zmęczona (a byłam, cały dzień zajmowałam się 4-latką) to przy kiepskim sprzęcie USG mogą wyjść właśnie takie błędy i że szyjka to tylko mięsień, który zawsze będzie reagował nieznacznie na np. przepracowanie się, ale po leżeniu czy przespanej nocy - regeneruje się. Z tym, że u mnie to różnica 1,5cm i przede wszystkim rozwarcia lub jego braku.
I w tym momencie zwątpiłam. Nie wiedziałam komu wierzyć. No ale od czego jest wujek google. Wyszukałam dr z Karowej i okazało się, że robi specjalizację z niewydolności cieśniowo - szyjkowej. Hmm, powinna znać zatem temat.
Nadal jestem skołowana i nie wiem co mam teraz robić i myśleć - skąd takie rozbieżności i kto zbadał mnie nieprawidłowo. Pojadę jutro do mojego lekarza, tak jak prosił, niech zbada co chce, ale chyba potwierdzę to jeszcze u jakiegoś trzeciego lekarza prywatnie i jeśli ten też powie, że nie ma problemu to zmieniam prowadzącego, choćbym miała zacząć bulić kasę na wizyty i badania. Chcę mieć spokojną końcówkę ciąży. W dupie z NFZ.
Także dziś prawie otarłam się o szaleństwo.
A tak z ciekawostek - podczytuję lutówki i swego czasu narzekały na KTG. Zastanawiałam się co w tym takiego męczącego i dziś się przekonałam. Dziewczyny, jak mi zdrętwiały przez te 1,5h leżenia na wznak cztery litery i jak rozbolał mnie kręgosłup!!! Masakra. Ale za to 1,5h słuchania serducha mojej Poli - bezcenne
Kilka razy w trakcie badania stwardniał mi brzuch i powiem Wam, że takie wyczuwalne, ale bezbolesne dla mnie skurcze (to chyba właśnie te BH) rysują się na poziomie max. 20, czyli bardzo niskim. Właściwie nie jest to uznawane jeszcze za skurcz, bo na KTG wychodziła równa krecha.