reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

W kwietniu dobrze się bawimy to i w ciąże zachodzimy!

reklama
A ja w ogóle nie mam potrzeby kupowania. W sensie zauważyłam u siebie takie coś, że im intensywniej skupiam się na staraniach/badaniach/planowaniu, tym mniej mam własnych potrzeb. O ubraniach w ogóle nie myślę, kosmetyki jak już mam braki. Nie mam potrzeb i tak sobie myślę, że nie jest to zdrowe. Mam nadzieję, że powiew wiosny trochę to zmieni :) choć na maj i wizyty, i badanie nasienia, i badania hormonów moje i małża, także znowu stówy nam znikną w mgnieniu oka😕
Ja mam sobie taki dualizm. Większość myśli krąży wokół oczywiście starań, ale że to tyle trwa i akurat przypada to na fajny okres dorosło młodości, gdzie są już środki na pasje i siła, żeby je realizować, to staram się nawet czasem przymusić to tego, żeby wybrać siebie. Drugi raz nie będę miała w życiu 30 lat i tyle czasu, by robić to na co mam ochotę. Aktualnie bardziej się boje, ze młodość mi przeleci niż braku dzieci, ale oczywiście rownolegle ciagle żyje sobie w oswojonym bólu niepłodności, stanach depresyjnych, często ratuje się obojętnością emocjonalna, zabiciem w sobie wrażliwości; by nie bolało, bo przecież na samym końcu okazuje sie, ze te rzeczy, wspomnienia, podróże, dobre jedzenie, czas z przyajciolmi nie zaspokaja pustki, ale czy dzieci zaspokajają pustkę? Myśle, ze nie, ze jako ludzie jesteśmy na nią skazani i tylko Miłość (w różnych odmianach) troszkę te pustkę łagodzi, ale te Miłość można znaleźć w różnych zakamarkach siebie i świata (mam nadzieje).
 
Aktualnie bardziej się boje, ze młodość mi przeleci niż braku dzieci
Ale to do mnie trafiło. W punkt. Jak rozpoczynając starania miałam podejście, że jak się uda, to będzie fajnie, a jak się nie uda to też spoko, niczego nam nie brakuje, tak teraz... Strasznie mnie przytłacza myśl, że ostatnie pół roku (liczę ten czas od 4cs gdy się potwierdziło liche endo i walka wjechała na grubo) spędziłam tylko na staraniach. Wyłączylam się z życia, jestem w trybie przetrwania, już nie odliczam od jednego fajnego wydarzenia do kolejnego, a do dni płodnych, do sikania na patyki. Jakieś fajne wydarzenia też się zdarzają, ale najpierw muszę sprawdzić we flo, czy na pewno nie będą mi w niczym kolidować, tak jak teraz ustawiamy się na babski weekend u mojej mamy w maju - zerknięcie we flo i info, że ten weekend mi nie pasuje, zróbmy zjazd we wcześniejszy. Mam wrażenie, że to pół roku to czas, którego nie odzyskam. I że każdego kolejnego miesiąca też nie odzyskam. I dlatego tak ważny jest dla mnie termin zakończenia starań - bo raz, że długo tak już nie uciagnę, a dwa, co będzie gdy za kilka lat takiego zycia okaże się, że opcje się wyczerpały?
 
Ja mam sobie taki dualizm. Większość myśli krąży wokół oczywiście starań, ale że to tyle trwa i akurat przypada to na fajny okres dorosło młodości, gdzie są już środki na pasje i siła, żeby je realizować, to staram się nawet czasem przymusić to tego, żeby wybrać siebie. Drugi raz nie będę miała w życiu 30 lat i tyle czasu, by robić to na co mam ochotę. Aktualnie bardziej się boje, ze młodość mi przeleci niż braku dzieci, ale oczywiście rownolegle ciagle żyje sobie w oswojonym bólu niepłodności, stanach depresyjnych, często ratuje się obojętnością emocjonalna, zabiciem w sobie wrażliwości; by nie bolało, bo przecież na samym końcu okazuje sie, ze te rzeczy, wspomnienia, podróże, dobre jedzenie, czas z przyajciolmi nie zaspokaja pustki, ale czy dzieci zaspokajają pustkę? Myśle, ze nie, ze jako ludzie jesteśmy na nią skazani i tylko Miłość (w różnych odmianach) troszkę te pustkę łagodzi, ale te Miłość można znaleźć w różnych zakamarkach siebie i świata (mam nadzieje).
Dobrze napisane🥹 obojętność emocjonalna, do tego często uciekam-y. Nieraz widzę siebie w czarnej otchłani, w której stoję i nie wiem, w którym kierunku iść. Mam problemy rodzinne, w pracy, życiowe. Ale nie dopuszczam ich do siebie, wyobrażam je sobie jako hasła w chmurkach, które krążą wokół mnie. Na tapecie są oczywiście starania. Wszystko inne mnie nie obchodzi, nie ma mojego zaangażowania, mam to w dupie. Znacie to na pewno wszystkie bardzo dobrze.
Na same starania też reagujemy często obojętnością, myślimy, że jedna kreska nas nie rusza/ nie robimy sobie (podobno) żadnych nadziei na cykl/ uprawiany seks skupiając się tylko (podobno) na przyjemności.
Mam teraz czas (L4) wertować te tematy w głowie i porządkować myśli. Obojętność to właśnie ta czarna otchłań, z której chcę się wydostać. Więc @Panda91 dobrze wytłumaczyłaś, że ten czas TERAZ już więcej nie wróci - to do mnie baaardzo przemawia, dziękuję 🙂
 
Ja na razie żyje w dwóch rzeczywistościach, może kiedyś się one zalepia. Nie chce wybiegać w przyszłość. Ważne jest dziś. Tez nie cierpię tej obojętności, bo z jednej strony ona ratuje przed bólem, ale niestety zabiera tez radość, wrażliwość, umiejetność kontaktu ze sztuka, duchowością czy natura. Mnie jeszcze wkurwia to, ze przestałam być ambitna i się rozwijać, ze zamiast poczytać książkę i zrobić jakiś kurs, wole głupi serial i tyrke na treningach i jedynce co mnie interesuje to cepański przyrost w bicku. I wiem, ze taki czas tez jest potrzebny, ze taka cena jes obojętności, bo wtedy żaden wiersz tez nie wzruszy i lepiej nie rozkminiac ducha; bo się jeszcze przeraże. Ale zapisałam się na kurs w aspekcie zawodowym, bo już jestem znużona sama sobą i tym, ze ostatnio jedynie mam coś do powiedzenia na temat cyklu i supli, a nie wierszy i ducha
 
Ja mam sobie taki dualizm. Większość myśli krąży wokół oczywiście starań, ale że to tyle trwa i akurat przypada to na fajny okres dorosło młodości, gdzie są już środki na pasje i siła, żeby je realizować, to staram się nawet czasem przymusić to tego, żeby wybrać siebie. Drugi raz nie będę miała w życiu 30 lat i tyle czasu, by robić to na co mam ochotę. Aktualnie bardziej się boje, ze młodość mi przeleci niż braku dzieci, ale oczywiście rownolegle ciagle żyje sobie w oswojonym bólu niepłodności, stanach depresyjnych, często ratuje się obojętnością emocjonalna, zabiciem w sobie wrażliwości; by nie bolało, bo przecież na samym końcu okazuje sie, ze te rzeczy, wspomnienia, podróże, dobre jedzenie, czas z przyajciolmi nie zaspokaja pustki, ale czy dzieci zaspokajają pustkę? Myśle, ze nie, ze jako ludzie jesteśmy na nią skazani i tylko Miłość (w różnych odmianach) troszkę te pustkę łagodzi, ale te Miłość można znaleźć w różnych zakamarkach siebie i świata (mam nadzieje).
Ale to do mnie trafiło. W punkt. Jak rozpoczynając starania miałam podejście, że jak się uda, to będzie fajnie, a jak się nie uda to też spoko, niczego nam nie brakuje, tak teraz... Strasznie mnie przytłacza myśl, że ostatnie pół roku (liczę ten czas od 4cs gdy się potwierdziło liche endo i walka wjechała na grubo) spędziłam tylko na staraniach. Wyłączylam się z życia, jestem w trybie przetrwania, już nie odliczam od jednego fajnego wydarzenia do kolejnego, a do dni płodnych, do sikania na patyki. Jakieś fajne wydarzenia też się zdarzają, ale najpierw muszę sprawdzić we flo, czy na pewno nie będą mi w niczym kolidować, tak jak teraz ustawiamy się na babski weekend u mojej mamy w maju - zerknięcie we flo i info, że ten weekend mi nie pasuje, zróbmy zjazd we wcześniejszy. Mam wrażenie, że to pół roku to czas, którego nie odzyskam. I że każdego kolejnego miesiąca też nie odzyskam. I dlatego tak ważny jest dla mnie termin zakończenia starań - bo raz, że długo tak już nie uciagnę, a dwa, co będzie gdy za kilka lat takiego zycia okaże się, że opcje się wyczerpały?
Powiem Wam dziewczyny, że ja nie mam takiego poczucia jak Wy, że boję się, życie mi ucieknie przez starania. Owszem biegam na monitoringi, żre suple itd itp.
Ale ostatnio np wrocilam do ćwiczeń. Oprócz tego normalnie pracuje, wykonuje też swoje obowiązki w domu, chodzę na kurs.
Starania dla mnie są częścią mojego życia taka sama jak pranie gaci. Może przykład średnio trafiony. Tylko, że psychicznie mocniej mnie obciążają po negatywnych testach i okresie. Ale nie zdominowały mojego zycia. Nie żyje tylko pod starania i dla starań. Ale dostałam okres i już czuję ulgę i energię do nowych działań. Nie rezygnuje z wyjazdów imprez czy innych rzeczy bo się staram. Jedynie w czym mnie starania wstrzymują to zmiana pracy.
 
reklama
Powiem Wam dziewczyny, że ja nie mam takiego poczucia jak Wy, że boję się, życie mi ucieknie przez starania. Owszem biegam na monitoringi, żre suple itd itp.
Ale ostatnio np wrocilam do ćwiczeń. Oprócz tego normalnie pracuje, wykonuje też swoje obowiązki w domu, chodzę na kurs.
Starania dla mnie są częścią mojego życia taka sama jak pranie gaci. Może przykład średnio trafiony. Tylko, że psychicznie mocniej mnie obciążają po negatywnych testach i okresie. Ale nie zdominowały mojego zycia. Nie żyje tylko pod starania i dla starań. Ale dostałam okres i już czuję ulgę i energię do nowych działań. Nie rezygnuje z wyjazdów imprez czy innych rzeczy bo się staram. Jedynie w czym mnie starania wstrzymują to zmiana pracy.
No super! Ja tez to wszystko robię, ale jednak właśnie mam poczucie bycia w dwóch rzeczywistościach rownolegle. Niby „korzystam” z życia, ale gdzieś nad tym wszystkim jednak są myśli o staraniach. Ale ja tez aktualnie nie mam wymagającej pracy, wiec tez mam więcej przestrzeni właśnie na kminienie. Ty z tego co piszesz masz wymagająca i stresująca prace; wiec pewnie często w niej zapominasz o rzeczywistości starań. Ja zapominam tylko na wspinach :D

Ale co to zmiany pracy, ja zmieniłam ja w zeszłym roku w kwietniu i teraz tez się szykuje do zmiany. Tez długo się zastanawiałam w zeszłym roku, ale cieszę się, ze to zrobiłam i nie mogę się doczekać na kolejna zmianę, bo aktualna mnie cholernie nudzi
 
Do góry