reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

☀️W czerwcu kolor nieba niebieski, a my wszystkie liczymy na dwie prawilne kreski!☀️

To ja zazwyczaj dzień przed mam mega ochotę na seksy haha 😅 ale to taka że nie mogę wytrzymać haha 😅
ja to samo
jak juz wszystko ogarniesz to zapraszam do Bydgoszczy, mam trochę sprzątania i pielenia do ogarnięcia 😆
pokaz ogródek!
Bardziej myślałam żeby sprawdzić w jakim tempie się wykłukuje .
Także nie wiem czy odrazu po zastrzyku czy od jakiegoś dnia 🙈
ja zaczynam jutro rano testy, będę dokładnie 7 dni po zastrzyku :)
 
reklama
Dziewczyny, szczególnie długie staraczki, miałyście może takie przemyślenia, że w zasadzie gdyby się nie udało, to nic się nie zmieni i nie będziecie wtedy za wszelką cenę próbować? Naszła mnie ostatnimi czasy taka rezygnacja, postanowiłam sobie, że w przyszłym cyklu nie będę brała żadnych tabletek ani suplementów, nie będę się spinać co do seksów w konkretne dni cyklu. I kurcze nawet nie naszła mnie myśl, że tracę miesiąc szansy. Rozmawiałam z mężem i w sumie wyszło, że dziecko to nie jest totalnie nasz cel numer jeden w życiu i owszem, jeśli się nie uda do przyszłego roku naturalnie to spróbujemy in vitro, ale tylko i wyłącznie dlatego, że jest refundacja i szkoda nie skorzystać. I tak przy okazji tych rozmyśleń, zaczęłam się zastanawiać czy to jest taki etap po prostu, bo wcześniej było inaczej.

I tak sobie myślę, czy ja będę dobrą mamą, jeśli by się jednak udało, skoro potencjalny brak dziecka w naszym życiu nie spowodowałby, że czułabym się niespełniona?
Grunt to działać w zgodzie z sobą ☺️ ja kiedyś myślałam, że nie będziemy podchodzić do ivf, też mnie nachodziła rezygnacja, myślałam że najwyżej nie zostaniemy rodzicami. Ale po tylu miesiącach nadziei ja już się czuje mamą tylko wciąż bez dziecka. Jeśli się nie uda w żaden możliwy sposób to będziemy starać się o adopcję. Nie wyobrażam sobie już życia bez dziecka. Ale równie dobrze np za rok może mi się znów odmienić ;)
 
Dziewczyny, szczególnie długie staraczki, miałyście może takie przemyślenia, że w zasadzie gdyby się nie udało, to nic się nie zmieni i nie będziecie wtedy za wszelką cenę próbować? Naszła mnie ostatnimi czasy taka rezygnacja, postanowiłam sobie, że w przyszłym cyklu nie będę brała żadnych tabletek ani suplementów, nie będę się spinać co do seksów w konkretne dni cyklu. I kurcze nawet nie naszła mnie myśl, że tracę miesiąc szansy. Rozmawiałam z mężem i w sumie wyszło, że dziecko to nie jest totalnie nasz cel numer jeden w życiu i owszem, jeśli się nie uda do przyszłego roku naturalnie to spróbujemy in vitro, ale tylko i wyłącznie dlatego, że jest refundacja i szkoda nie skorzystać. I tak przy okazji tych rozmyśleń, zaczęłam się zastanawiać czy to jest taki etap po prostu, bo wcześniej było inaczej.

I tak sobie myślę, czy ja będę dobrą mamą, jeśli by się jednak udało, skoro potencjalny brak dziecka w naszym życiu nie spowodowałby, że czułabym się niespełniona?
po pierwsze, to na pewno będziesz najlepsza mama. Mysle, ze przygotowanie jakie my długoletnie staraczki mamy to jest najlepszy egzamin na to, czy naprawdę się tego macierzyństwa pragnie. Wiec tu nie ma wątpliwości.

A po drugie: ja jak poszłam w lutym na drożność i w tramswagu przed mi wykryli kolejne polipy wpadłam w mega płacz (byłam tu w kontakcie z Wami na forum). Byłam w tak złym stanie psychicznym, ze przez trzy dni nie poszłam do pracy. I to był moment, ktory mnie totalnie zmienił o 180 stopni. Od tamtej pory totalnie zluzowałam porty i mam nastawienie „co ma być to będzie”. I tak jak ostatnio pisałam: jedziemy z cała procedura leczenia, będziemy korzystać z in vitro jak się inseminacj nie uda. Ale jak wszystko zawiedzie to okej, dla mnie to nie będzie (chyba, mam nadzieje) jakaś mega porażka i rozpacz. Mamy mega fajne życie sami ze sobą, wiec to nie jest tak, ze coś de facto tracimy. Po prostu raczej nie zyskujemy dodatkowego upgrade’u.
 
Grunt to działać w zgodzie z sobą ☺️ ja kiedyś myślałam, że nie będziemy podchodzić do ivf, też mnie nachodziła rezygnacja, myślałam że najwyżej nie zostaniemy rodzicami. Ale po tylu miesiącach nadziei ja już się czuje mamą tylko wciąż bez dziecka. Jeśli się nie uda w żaden możliwy sposób to będziemy starać się o adopcję. Nie wyobrażam sobie już życia bez dziecka. Ale równie dobrze np za rok może mi się znów odmienić ;)
Czyli może mi się też zmienić ;) Chociaż rozmawiałam dzisiaj z mężem o adopcji i kamień spadł mi z serca, jak powiedział, że by nie chciał. Ja mam takie samo zdanie. Adopcja u nas nie wchodzi w grę. In vitro też nie wchodziło wcześniej, bo jednak za duże koszty w porównaniu do szansy, no ale z refundacją to już można próbować.

Nie ukrywam, że do takich przemyśleń doszłam po paru wizytach u psychologa, bo uświadomiłam sobie, że czułam duza presję z zewnątrz na dziecko, a sama do końca nie jestem jeszcze chyba na nie gotowa.
 
Czyli może mi się też zmienić ;) Chociaż rozmawiałam dzisiaj z mężem o adopcji i kamień spadł mi z serca, jak powiedział, że by nie chciał. Ja mam takie samo zdanie. Adopcja u nas nie wchodzi w grę. In vitro też nie wchodziło wcześniej, bo jednak za duże koszty w porównaniu do szansy, no ale z refundacją to już można próbować.

Nie ukrywam, że do takich przemyśleń doszłam po paru wizytach u psychologa, bo uświadomiłam sobie, że czułam duza presję z zewnątrz na dziecko, a sama do końca nie jestem jeszcze chyba na nie gotowa.
wow super, gratuluje ogromnej pracy, która wykonałaś. Świetnie jest siebie widzieć w swoim własnym zwierciadle, a nie w oczekiwaniach innych.
 
po pierwsze, to na pewno będziesz najlepsza mama. Mysle, ze przygotowanie jakie my długoletnie staraczki mamy to jest najlepszy egzamin na to, czy naprawdę się tego macierzyństwa pragnie. Wiec tu nie ma wątpliwości.

A po drugie: ja jak poszłam w lutym na drożność i w tramswagu przed mi wykryli kolejne polipy wpadłam w mega płacz (byłam tu w kontakcie z Wami na forum). Byłam w tak złym stanie psychicznym, ze przez trzy dni nie poszłam do pracy. I to był moment, ktory mnie totalnie zmienił o 180 stopni. Od tamtej pory totalnie zluzowałam porty i mam nastawienie „co ma być to będzie”. I tak jak ostatnio pisałam: jedziemy z cała procedura leczenia, będziemy korzystać z in vitro jak się inseminacj nie uda. Ale jak wszystko zawiedzie to okej, dla mnie to nie będzie (chyba, mam nadzieje) jakaś mega porażka i rozpacz. Mamy mega fajne życie sami ze sobą, wiec to nie jest tak, ze coś de facto tracimy. Po prostu raczej nie zyskujemy dodatkowego upgrade’u.
Czyli nie tylko ja mam podobne przemyślenia :) fakt, przygotowanie i "wieloletnie poświęcenie" jeśli chodzi o starania w jakiś sposób też pokazuje, że jednak nam zależy i będziemy dobrymi mamami. Jest teraz tyle możliwości medycznych, że aż żal nie skorzystać. Natomiast jeśli się nie powiodą, to nam w niczym nie umniejsza i możemy szczęśliwie żyć we dwójkę.
 
Dziewczyny, szczególnie długie staraczki, miałyście może takie przemyślenia, że w zasadzie gdyby się nie udało, to nic się nie zmieni i nie będziecie wtedy za wszelką cenę próbować? Naszła mnie ostatnimi czasy taka rezygnacja, postanowiłam sobie, że w przyszłym cyklu nie będę brała żadnych tabletek ani suplementów, nie będę się spinać co do seksów w konkretne dni cyklu. I kurcze nawet nie naszła mnie myśl, że tracę miesiąc szansy. Rozmawiałam z mężem i w sumie wyszło, że dziecko to nie jest totalnie nasz cel numer jeden w życiu i owszem, jeśli się nie uda do przyszłego roku naturalnie to spróbujemy in vitro, ale tylko i wyłącznie dlatego, że jest refundacja i szkoda nie skorzystać. I tak przy okazji tych rozmyśleń, zaczęłam się zastanawiać czy to jest taki etap po prostu, bo wcześniej było inaczej.

I tak sobie myślę, czy ja będę dobrą mamą, jeśli by się jednak udało, skoro potencjalny brak dziecka w naszym życiu nie spowodowałby, że czułabym się niespełniona?
Twoje myślenie jest absolutnie normalnie.
Mam identyczne. Stwierdziliśmy, że jeśli się nie uda zostać rodzicami, to weźmiemy wymarzonego kociaka i będziemy też organizować jakieś wyjazdy, korzystać z życia.

Czasem mam myśli, że przecież ta mała osóbka będzie z nami już przez cały czas. Nie mamy blisko rodziców, więc sami będziemy musieli sobie radzić. Myśli są różne: a czy będzie mi brakować tego beztroskiego życia? A potem sobie mówię, że przecież chcemy mieć rodzinę.

Obawy są czymś naturalnym . Nie ma znaczenia, czy para zmaga się z niepłodnością, czy nie.

Ja też miałam takie miesiące buntu, znam to doskonale ❤️
 
reklama
wow super, gratuluje ogromnej pracy, która wykonałaś. Świetnie jest siebie widzieć w swoim własnym zwierciadle, a nie w oczekiwaniach innych.
Psycholog to był u mnie strzał w dziesiątkę, fakt, że zdecydowałam się na niego po perturbacjach związanych z mobbingiem w pracy, ale okazało się, że to jednak dzieciństwo jakie miałam bardzo rzutuje na to jakim jestem człowiekiem teraz i przepracowuje tematy na kolejnych spotkaniach. Różnice widzialam już po 2 wizytach, mam już ich kilka za sobą i naprawdę czuję, że całkiem zeszła ze mnie presja jeśli chodzi o dziecko.
 
Do góry