Co do zwolnienia L4 też miałam niezłe przejścia. Od początku roku poszłam na L4 od rodzinnego (zapalenie zatok) wypisała mi na dwa tygodnie do 14, mówiłam jej, że wystarczy do 13, bo wtedy idę do ginekologa. No i okazało się, że przez ten jeden dzień gin nie może mi wystawić L4, bo nie może zdublować innego lekarza, a do przodu nie może wystawić. Stwierdziłam trudno, wezmę w poradni patologii ciąży we wtorek z terminem od poniedziałku, a tu kolejna niespodzianka - nie są uprawnieni do wystawiania L4. Załamka, co mi pozostało, pojechałam po południu do przychodni, znowu do siedliska zarazy i prosiłam się lekarza rodzinnego, żeby mnie przyjął, niestety zwolnienie dostałam tylko do przyszłego wtorku, więc w przyszłym tygodniu znowu mnie czeka załatwianie kolejnego L4.
Co do mojej dzisiejszej wizyty w patologii ciąży - naczekałam się w tym siedlisku zarazy dwie godziny tylko po to, żeby usłyszeć, że mam przyjść na wizytę w ten czwartek i znowu muszę nastawić się na czekanko od 10 do nie wiadomo której, może nawet do 13-14. No i wróciłam totalnie załamana, bo na drzwiach kliniki wisi kartka z zakazem odwiedzin do odwołania, a dodatkowo potwierdziło się, że po CC dziecko mi zabiorą na oddział neonantologii piętro wyżej i tam zostanie albo przewiozą je na Prokocim. Więc zostanę samiutka z rozciętym brzuchem, ani dziecka, ani męża, czekając łaskawie aż udzielą mi jakiś informacji, dzieciątko samiutkie, bo męża nie wpuszczą, jak dam radę, to mogę je odwiedzać. O karmieniu to mogę zapomnieć. Ryczę cały dzień, miejsca sobie nie mogę znaleźć, mam kompletnego doła. Obym jak najszybciej odzyskała siły po tej CC, bo nie wyobrażam sobie tak zostawić malutką, serce mi z żalu pęknie. A jak czytam, jak dziewczyny bardzo różnie się regenerują po CC to mnie to jeszcze bardziej dobija.