Czy naprawdę nikt nie miał żadnych wątpliwości co do tego czy innego szczepienia i nie bal się, ze dziecko może bardzo źle zareagować na daną szczepionkę? Nikt nie rozważał właśnie takiego odroczenia, bo nie mówię już o całkowitej rezygnacji.
Zapewne po tej szczepionce, bo o niej głównie rozmawiamy wasze dzieci nie miały poważnych komplikacji, bo nie mówię tu już nawet o łagodnych NOPach.
Może gdyby zdarzyło się inaczej, zdanie innych na tematy typu wstrzymywać się, przebadać dziecko pod kątem pod jakim mogę (chociażby neurologicznym) byłoby zupełnie inne.
Jak widzisz, inni też mają wątpliwości. Nie jesteś jedyna. I zgodzę się z przedmówczynią, że macierzyństwo równa się masa wątpliwości i też ciągłe podejmowanie decyzji za małego człowieka.
Ja nie mam takich doświadczeń, o jakich piszą inne osoby, w rodzinie ani nie znam z otoczenia, dlatego nie miałam wątpliwości, ale jednocześnie mam świadomość, że zdarzają się przypadki, o których piszesz. Natomiast tych przypadków nie jest taka liczba, żeby miano na jej podstawie stwierdzić, że szczepionka jest niebezpieczna i należy ją wycofać. Gdyby tak było, wycofaliby ją.
Mam takie wrażenie, że dzialasz nieco wybiórczo względem specjalistów. Bo z 1 str piszesz, że nie wiesz, czy dobrze że zaszczepią w szpitalu, bo mogą nie wykryć ukrytej infekcji, a z 2 str chcesz chodzić po specjalistach upewniając się, czy nie ma jakichś przeciwwskazań.
Patrząc też realistycznie, wydaje mi się to mega skomplikowane, czasochłonne i nieco paranoiczne, żeby badać takiego maluszka (i pytanie jak długo, bo układ nerwowy rozwija się wiele lat) u specjalistów do momentu, gdy wykluczy się wszystkie możliwe przeciwwskazania. Z doświadczenia wiem, że i tak chodzi się z niemowlakiem do wielu innych specjalistów (może nie z reguły, ale ja np chodziłam z różnych powodów) i teraz dokładać sobie kolejne wizyty, żeby sprawdzać domniemane schorzenia czy wady w rozwoju... Nie wyobrażam sobie. Są pewne zalecenia, co warto sprawdzać i wg tego szłam, domniemanych nie miałam zamiaru sprawdzać.
A teraz jeszcze odniosę się do innego wpisu. Są faktycznie ludzie dorośli, ale i dzieci, które nie mogą być zaszczepione na gruźlicę czy inną chorobę w terminie, z powodu wrodzonych zaburzeń odporności np. I teraz takie osoby, trafią na osobę, która się nie szczepila bez wyraźnych przeciwwskazań i się od niej zarażą. No bo nieszczepiony jest bardziej narażony na zarażenie się i na ostry przebieg choroby. Uważam to za egoizm.
Po szczepieniu na gruźlicę większość ludzi ma pozostałość łagodnego NOP, to blizna w miejscu wkłucia. Moja córka też ma, ja też, mąż i inni ludzie z naszej rodziny czy otoczenia. Chyba większość społeczeństwa ma tę "pamiątkę".
Jeśli chodzi o obawy przed skutkami ubocznymi. Każda szczepionka może mieć takowe, ale też leki. I teraz co, leku mam nie brać? Nawet paracetamol ma spisaną całą listę skutków ubocznych i nikt się nad tym nie zastanawia... patrząc w ten sposób, można oszaleć. Oczywiście należy się zapoznać z ulotką, ale wychodzić za każdym razem z założenia, że będę osobą, na którą akurat trafi...