Hejka
Ale stron, chyba nie nadrobię.
U nas już kolejna doba w szpitalu. Uczymy się siebie nawzajem, to jest nas czas.
Powoli wracam do równowagi fizycznej i psychicznej, ale baby blues nadal utrzymuje się, ale jest lepiej niż było.
Dzisiaj zostałam sprowadzona w niemiły sposób do pionu, jak zadzwoniła do siostra (nie mieszka z nami) mówiąc, że nasza psinka jest zostawiona sama sobie (jak starsze dziecię jest w szkole) ale od zawsze zostawała sama jak byliśmy w pracy a dziecię w szkole. W domu są inne osoby, ale dla nich jest problemem wypuścic psinkę na zewnątrz, więc czasem szczeka, ale ma podkład, gdyby jednak nie mogła wytrzymać.
Ostatnio cały czas byłam w domu i teraz jej tego brakuje.
No i zadzwoniła do mnie, pyta, wszystko w porządku, odpowiadam, że tak, a ona do mnie, że ostatnio mówiłam, że psy często odchodzą do innego świata jak pojawia się nowy członek w rodzinie (tak jakby robiło miejsce na dzieciątka) u wielu znajomych tak było.
No i ona do mnie, że jeśli mój pies umrze to to będzie morderstwo, że będziemy za to odpowiadać i jeszcze inne nieprzyjemne rzeczy....
Rozliczyłam się.
Jestem w szpitalu, moje dziecko ma się już trochę lepiej, ale nadal jest monitorowane, nadal trwoże się o niego, czuję się fatalnie a ona mi wyjeżdża, że jestem beznadziejna, nie dbam o psa, że będę miała go na sumieniu i będę mordercą.
Czy to normalne, że zadzwoniła do mnie do szpitala i takie rzeczy gada?
Nagrała mi się jeszcze, ale już nie odsluchalam.
Musiałam się wygadać, bardzo to przeżywam.