Nie zdążę Was nadrobić z weekendu, mam mase pracy a dzień coraz krótszy...
Wkurzyłam się, mieliśmy iść dzisiaj do kina, nawet bilety kupiłam ale teściowa źle się czuje i nie zostanie z Niną...j a w życiu nie spotkałam takiej chorowitej osoby, jak nie żołądkowe sprawy to przeziębienie, jak nie to to migrana itp. Masakra, ja bym nie mogła funkcjonować z taką osobą. Mój M też kiedyś taki był, że ledwo co zawiało a on umierał... ale kiedyś powiedziałam mu do słuchu, że przecież dorosły facet jest a nie dziecko, że wg mnie te jego "choroby" to jest dobry sposób na odpoczywanie bo wtedy nie musi nic robić w domu bo zdycha... wkurzył się, ale pomogło, "choroby" są o wiele rzadsze. Wiem, że jestem zołza ale tak już mam.
Za to weekend był bardzo przyjemny, wczoraj pojechaliśmy na wycieczkę w góry z Niną, tak na parę godzin, pospacerować itp. trzeba korzystać z końcówki ładnej pogody.
Mnie po urodzeniu Niny nikt nie odwiedzał, tu mamy tylko rodzinę męża a oni tacy mało rodzinni, niektórzy, np. ciotki męża albo kuzynki do tej pory nie widzieli Niny- mimo, że ma już 4 lata prawie i meiszkamy w tym samym mieście...ciekawe czy teraz też tak będzie, pewnie tak, więc muszę się przyzwyczaić do siedzenia samej całymi dniami.
a W ogóle wczoraj się dowiedziałam, że kilka moim koleżanek też w ciąży, spodziewają się drugiego dziecka, wiec super.
A jeden news po prostu mnie zabił- moja koleżanka z liceum urodziła właśnie 6 dziecko... ma 5 córek i 1 syna. Ja nie mam nic przeciwko dużym rodzinom ale tu to już nie wiem co myśleć... ona urodziła 6 dzieci w 8 lat...wiem, ze to dziwnie zabrzmi, może niepoprawnie- ale chyba mi jej żal...