Cześć dziewczyny.
Ja cały dzień dziś zabiegana i jutro znowu. No ale jak dobrze pójdzie, to częściowo uda mi się sprawę załatwić. Tzn. teraz pozostanie mi czekać na wyrok, no a że tu wszyscy maja czas, to se pewnie poczekam. No nic. Ważne, że jakoś udało mi się znowu wszystko sklecić do kupy.
Ada ja wiem, że oni mają tu obcokrajowców za głupków i robią z nami co chcą. Tyle, że u mnie poszło już to za daleko. A ja jestem cierpliwa, ale do czasu. Długo darowałam landlordce wszystko, bo wiesz, ja to z tych, co ze wszystkimi w zgodzie chcą żyć. W pewnym momencie, kiedy tak postawiłam na jednej szali zdrowie moich dzieci i to, co mam teraz, czyli syfiasty dom, to jednak już nie miałam skrupułów. Moje córki nabawiły się astmy w tym domu. Ja alergii. Poza tym młodszej wykryli alergię na pleśnie...Mam wrażenie, że kolejnej zimy byśmy tutaj nie przeżyli. Już w zeszłą zimę byliśmy chorzy non stop. Serio. Ja całe życie tak nie chorowałam. Proszę się jej od grudnia, żeby coś z tym domem zrobiła. W końcu Health Visit zgłosiła wszystko do Councilu i tak się to zaczęło. Ja pewnie bym szukała po raz kolejny nowego domu na własną rękę, ale wszyscy mi radzą, by jednak powalczyć o swoje. Przynajmniej zwrot części kasy, jaką płacę za ten dom, który wart jest może połowę tego. Kolejna przeprowadzka kosztuje. Ja mam na to kasę, ale niby w imię czego mam tracić te pieniądze? Nie chciałam się znowu przeprowadzać, bo dziewczynki mają szkołę tutaj i chcę by wreszcie miały swój kąt, tym bardziej, że rozumieją coraz więcej. Chciałam poczekać aż będzie nas stać na kupno swojego domu, ale chyba nie dam rady. Nie moge tu zostać. Nie wyobrażam sobie, by mój maluszek miał się tu urodzić. I tak się wyprowadzę, ale skoro juz w to wlazłam, to się nie wycofam. Mam nadzieję, że w końcu sprawa się zakończy.
Kropka myśmy z moim mężem też mieli takie akcje. To było z rok temu. Ja zajmowałam się całym domem,2 małych dzieci i do tego pracowałam, a on sobie siedział w pracy, którą kocha całymi dniami i tylko jak ja byłam w pracy, to robił z nimi ustawowe minimum. I nic go nie obchodziło. Kłóciliśmy się bardzo. Tylko wiesz, ja jednak go kocham. Nie wyobrażałam sobie, byśmy mieli się rozstać. Nie chodziło o kasę, bo ja mam pracę i źle mi się nie powodzi. Jakoś tak szkoda mi było tego wszystkiego....Jego zachowanie było nie do przyjęcia, więc zaczęłam się skupiać na dzieciach i pracy. Już nie walczyłam. Robiłam, co uważałam za słuszne i na ile miałam siłę. Z czasem on zaczął zauważać, że jestem bardziej milcząca,że już nie ma wszystkiego pod nos podane. Widział, że wiele spraw jest mi obojętne. Troszczyłam się tylko o dzieci i byle było w domu nie za brudno. W końcu ja też byłam zmęczona. A dom jest wspólny. I kiedy tak żyliśmy obok siebie, to on się jednak przestraszył...Nie rozmawialiśmy od razu, chociaż mnie ta sytuacja strasznie męczyła. Po prostu tak, jakby się nic nie stało, wszystko powoli się poprawiało. Dopiero po czasie doszło między nami do poważnej gadki. Bez emocji, bez wzajemnego krytykowania. Po prostu szczerze, z głębi serca. On mi powiedział dlaczego taki był, a ja jemu dlaczego było to nie do przyjęcia. Ale już się starałam go nie krytykować. Dziś jest już dobrze. Ten kryzys był nam obojgu potrzebny. Jak to zazwyczaj bywa, w małżeństwie trzeba się dotrzeć. I każdy niestety musi znaleźć swój sposób. Ja życzę Ci z całego serca, aby sytuacja się poprawiła. Myślę,że oboje macie teraz zszarpane nerwy i może on po prostu ucieka w pracę, bo nie wie sam, co ma zrobić z tym wszystkim. Może daj mu trochę czasu. Trzymaj się.
Poza tym dzięki dziewczęta jeszcze raz za wszelkie słowa wsparcia. Dobrze jest się mieć komu wygadać
Miłego wieczorku wszystkim życzę!