Magda_z_uk
Po pierwsze MAMA ;)
Cześć dziewczyny.
Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia. Jak tak sobie poczytałam, to mi się na prawdę lepiej zrobiło.
Wiecie, ja generalnie należę do osób, które nigdy nie rezygnują. Czasem jednak, kiedy mam coś trudnego do załatwienia,a los mi rzuca kłody pod nogi i znowu i znowu, to przychodzi taki dzień jak wczoraj, kiedy najzwyczajniej w świecie pytam się "Boże, ile jeszcze?". Nie mieliśmy z mężem łatwego startu, nikt nam nigdy nie pomagał, a ponieważ mąż angielski zna kiepsko, to wszystko muszę załatwiać tutaj ja. Wczoraj byliśmy już o krok od zakończenia sprawy, która ciągnie się od roku. I właśnie na samiutkim końcu, kiedy wszystko było z mojej strony dopracowane w każdym szczególe, pojawiło się tyle komplikacji, że ręce mi opadły. Zawsze przyjmuje wszystko ze spokojem, bo zawsze umiem znaleźć jakieś pozytywne strony i kolejne rozwiązanie. Zawsze, ale nie wczoraj. Za dużo było na raz i za ważne było to dla mnie. Mąż mnie wkurzył, bo tylko ja się angażuję we wszystko. On przecież nie zna języka, więc nie zadzwoni nigdzie i nawet kawałka podania nie napisze. Co więcej, jeszcze mnie pogania we wszystkim. Nie pokłóciłam się, bo nie warto, ale jego postawa tak mnie zabolała, że siadłam i ryczałam.
Sprawa tyczy się nieuczciwej Landlordki, czyli babki, która wynajmuje nam dom. Sprawa toczy się w sądzie. I już bylismy krok od zakończenia i dooopa. Tak, czy siak sprawę dociągnę do końca i znajdę dla moich dzieci nowy, piękny dom. Nie mam wyjścia. Nie zrezygnuję, kiedy jestem już tak blisko. Czasem pewnie tez tak macie, że bezsilność bierze górę i jedyne, co można wtedy zrobić, to płakać.
Dziś jest lepiej. Nowy dzień, nowe pomysły. Kolejne pismo do napisania, kolejne kilka miejsc do obdzwonienia. To nic, że czuję się, jakbym wracała do punktu wyjścia, ale jakoś muszę dać radę. Najgorsze, że czuję się z tym tak cholernie sama i taka jakaś zrezygnowana. Męża postawa mi w tym nie pomaga.
Dam radę. Każdego razu, jak mi się coś chrzani powtarzam sobie to bezustannie, no i zawsze los zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Przetrzymam i to.
Dzięki, że jesteście.
Miłego dnia Wam życzę!
Dziękuję wszystkim za słowa wsparcia. Jak tak sobie poczytałam, to mi się na prawdę lepiej zrobiło.
Wiecie, ja generalnie należę do osób, które nigdy nie rezygnują. Czasem jednak, kiedy mam coś trudnego do załatwienia,a los mi rzuca kłody pod nogi i znowu i znowu, to przychodzi taki dzień jak wczoraj, kiedy najzwyczajniej w świecie pytam się "Boże, ile jeszcze?". Nie mieliśmy z mężem łatwego startu, nikt nam nigdy nie pomagał, a ponieważ mąż angielski zna kiepsko, to wszystko muszę załatwiać tutaj ja. Wczoraj byliśmy już o krok od zakończenia sprawy, która ciągnie się od roku. I właśnie na samiutkim końcu, kiedy wszystko było z mojej strony dopracowane w każdym szczególe, pojawiło się tyle komplikacji, że ręce mi opadły. Zawsze przyjmuje wszystko ze spokojem, bo zawsze umiem znaleźć jakieś pozytywne strony i kolejne rozwiązanie. Zawsze, ale nie wczoraj. Za dużo było na raz i za ważne było to dla mnie. Mąż mnie wkurzył, bo tylko ja się angażuję we wszystko. On przecież nie zna języka, więc nie zadzwoni nigdzie i nawet kawałka podania nie napisze. Co więcej, jeszcze mnie pogania we wszystkim. Nie pokłóciłam się, bo nie warto, ale jego postawa tak mnie zabolała, że siadłam i ryczałam.
Sprawa tyczy się nieuczciwej Landlordki, czyli babki, która wynajmuje nam dom. Sprawa toczy się w sądzie. I już bylismy krok od zakończenia i dooopa. Tak, czy siak sprawę dociągnę do końca i znajdę dla moich dzieci nowy, piękny dom. Nie mam wyjścia. Nie zrezygnuję, kiedy jestem już tak blisko. Czasem pewnie tez tak macie, że bezsilność bierze górę i jedyne, co można wtedy zrobić, to płakać.
Dziś jest lepiej. Nowy dzień, nowe pomysły. Kolejne pismo do napisania, kolejne kilka miejsc do obdzwonienia. To nic, że czuję się, jakbym wracała do punktu wyjścia, ale jakoś muszę dać radę. Najgorsze, że czuję się z tym tak cholernie sama i taka jakaś zrezygnowana. Męża postawa mi w tym nie pomaga.
Dam radę. Każdego razu, jak mi się coś chrzani powtarzam sobie to bezustannie, no i zawsze los zaskakuje w najmniej spodziewanym momencie. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie. Przetrzymam i to.
Dzięki, że jesteście.
Miłego dnia Wam życzę!