Spokojnie ureguluj tarczycę, popraw wyniki, wycisz się i nawet nie zauważysz jak zaskoczysz.
My zaczęliśmy się starać we wrześniu 2019 roku, wcześniej zrobiłam wszystkie podstawowe badania, były idealne.
W styczniu poszłam do lekarza, który miał mi w przyszłości prowadzić ciąże, stwierdził cykl bezowulacyjny (w 39dc) oraz pcos. Przepisał mi metformine (bez żadnych dodatkowych badań, luteinę i zaprosił na monitoring). Wyszłam zapłakana zadzwoniłam do męża, ja pojechałam jeszcze na 3h do pracy jak wróciłam do domu z winem i czerwoną twarzą od płaczu to mąż mówi, że przecież Tb to nawet z Google nie wychodzi ta choroba. Zaczęłam czytać mamęgonekolog i inne źródła, zrobiłam we własnym zakresie wszystkie badania, poszłam do dwóch lekarzy. Obaj jednogłośnie stwierdzili, że nie ma obrazu pco, wyniki w normie. To były walentynki, lekarz stwierdził działać owu się zbliża. Kamień spadł z serca, działaliśmy.
W marcu zobaczyłam cień, zapłakana poleciałam na betę, była 13, wiedziałam że ciężko będzie i tak po 48 była 11. 3 dni później przyszło krwawienie i znowu płacz i załamanie, ale jednocześnie nadzieja, że możemy zajść.
Zaczęłam czytać, szukać, zaczęła się kwarantanna i udałam się do dietetyka kazał mi zrobić badania, wyszło hashi, niedoczynność i insulinoodporność. Szybko endokrynolog i eutyrox, od dietetyka dieta i jak cieszyłam się w końcu z pierwszych ujemnych kilogramów, mówię idę ostatni raz do ginekologa w okolicach owu i odpuszczam.
Poszłam do tego co mnie od lutego prowadził. Stwierdził, że on owu nie widzi (13dc - > cykle ok 30 dniowe). Znowu zmartwiona wyszłam, ale nie pasowało mi, że śluz był u czułam że będzie owu, jako że jestem uparta robiłam dalej testy owu i w 15 dc wyszedł piękny pozytyw. I wierzyłam bardziej testowi niż lekarzowi, 7 dni później poszłam na proga i wyszedł 11. Zadowolona, że stanęło na moim, że owu była dalej kontynuowałam dietę, ćwiczyłam widziałam efekty. W międzyczasie ustaliśmy z mężem, że jak do października się nie uda, to on robi nasienie, a ja szukam dalej przyczyny. Pod wpływem chwili pewnego popołudnia sprzątałam łazienkę i znalazłam test (jakieś 10 dni po owu) zrobiłam go i wyszedł cień. Od razu pojechałam do apteki po zapas i rano był wyraźniejszy to był w piątek, nauczona marcową sytuacja stwierdziłam, że na betę pójdę w poniedziałek. Mężowi powiedziałam w niedzielę. A w poniedziałek beta była ponad sto i tak nam leci teraz 17 tc.
Naprawdę napłakałam się przez lekarzy wiele w tym roku, najwięcej pomogło mi forum i artykuły mamyginekolog. Jakoś tak są napisane, że uspokajają.
Trzymam za Was wszystkie kciuki!
A i jeszcze na tydzień przed, czyli już po owi mąż się na mnie obraził, że nie jest maszynka do seksu. A ja naprawdę wtedy miałam ochotę [emoji23] I z perspektywy czasu widzę, o co mu chodziło. Zważając teraz, gdzie przez kilka tygodni nie mogliśmy nic. Więc winko, trochę romantycznego nastroju, może jakaś gra erotyczna i działajcie [emoji485][emoji898][emoji485][emoji483][emoji484]
Gratuluję tym, które przeczytały [emoji23]