"Moj poród":
Zwiastuny:
Ok 1,5tyg przed porodem pojawily sie skurcze przepowiadajace, z ktorymi zglosilam sie do szpitala. Na ktg pisaly sie skurcze, czasem nawet regularne. Na ok 3 dni przed dostalam strasznej ochoty na mleko, zaczelam dziwnie chodzic i mialam ucisk na pecherz. Kilka razy tetno dziecka skakalo powyzej 190.
Porod:
Wieczorem na wkladce pojawilo sie lekkie plamienie. Od 24ej mialam skurcze co ok 20min ktore zrywaly mnie ze snu. Ok 2ej w nocy poczulam ze cos sie "leje", poszlam do toalety a tu: odchodzily wody!!! Na wkladce bylo troszke rozowej krwi. Zglosilam fakt poloznej ktora obejrzala wkladke i zadzwonila po lekarza. Lekarz zbadal: zaczelo sie! Tyle ze nadal szyjka wysoko i zamknieta.
Dostalam do picia neospazmine i ok 2:30 zjechalam na porodowke. Podlaczyli mnie pod ktg i polozyli spac. Skurcze rozkrecaly sie ale dawalam rade. Co jakis czas badali, nadal zero rozwarcia, wody wciaz sie lały... Ok 4:45 zadzwonilam do meza i do mamy. Zrobili mi lewatywe, skurcze sie nasilily i dostalam bole krzyzowe. Przyjechal mąz. Patrze na niego: ubral sie jak na imieniny do cioci!!!
Nowe spodnie, najlepsza koszula, caly wypachniony haha! A za drzwiami - rzeźnia. Zalozyl fartucha i siedzial ze mna caly czas. Lekarz zbadal: szyjka zgladzona, 2cm rozwarcia. Bol sie nasilal. Zaczelam pytac o mojego lekarza i o znieczulenie zzo... Trwal obchod i rozne operacje a moj lekarz nadal sie nie zjawial... Zrobilo sie bardzo nerwowo. Wnerwialo mnie okropne lozko porodowe i to ze nie moge z niego wstac.
Polozna pytala czy chce sprobowac pochodzic albo wziac prysznic ale ja sama nie wiedzialam czego chce. Przyszla jakas nieznana mi doktorka i zbadala mnie bardzo bolesnie plus gadala cos nie milego...i wtedy peklam i sie poryczalam... A tak ladnie mi szlo, bylam taka dumna ze daje rade psychicznie!!! Wnerwilam sie na nia, zaczelam gadac ze nie chce jej wiecej widziec!
Pozniej nieco sie uspokoilam ale bole byly bardzo silne, porod nie postepowal. Wrocila doktorka i mowi ze po konsultacji proponuje mi CC bo juz powinno cos sie dziac, ze nie postepuje i czy zgadzam sie na operacje. Pytalam czy to konieczne. Ona mowi ze moga czekac ale nie wiadomo jak to sie skonczy bo nie ma reakcji macicy na skurcze i potem beda ciac na pelnym rozwarciu, bez wód, biegiem... Konsultuje z mezem, kaza mi sie pospieszyc...Pytam czy moj doktor o tym wie, potwierdzaja: wie. Zgadzam sie. Biegiem zakladaja mi koszule, czepek, welflon, cewnik... Moj maz poszedl siku (!!!), myslal ze zdarzy, w planach mial byc przy cc...Jak wrocil - juz mnie nie bylo... Ja juz jechalam na lozku przez dluuuuugi korytarz, po czym zniknelam za wieeeeelkimi drzwiami..... Zdarzylam tylko pomachac mojemu ginowi. Mył już ręce do ciecia. Uff...
Koniec - czesc druga pt: "cesarka" pozniej