Witam drogie Panie
Ja pierwszy raz na forum i pierwszy mój post. Czekam i czkam, a czas się dłuży. Okres powinien się pojawić jutro, mam nadzieję, że go nie będzie. Staram się nie nakręcać, ale kurcze ciężko jest. Byłam w ciąży, ale we wrześniu, w 10tyg fasolka obumarła. Poprzednim razem wyszło trochę tak niezaplanowanie. W sumie to podjęliśmy decyzję, że może to już czas na dziecko, ale był czerwiec, przed nami jeszcze zaplanowane aktywne wyjazdy wakacyjne, więc ja nie bardzo chciałam. Raz, jedyny raz nas poniosło, a że wiedziałam, że mogę mieć dni płodne to szybciutko popędziłam wszystko z siebie wypłukać. Nawet zapomniałam o tym i nie myślałam, że może z tego coś być. Okres się spóźniał już trzy dni kupiłam a tam dalej nic - brak ciąży, no więc dalej ochoczą piłam winko wieczorami. Kolejne trzy dni - już trochę zdenerwowana, no i wyszły dwie krechy (jedna co prawda ledwie widoczna, ale już dwa dni później była równie bordowa jak ta pierwsza). No i masz Ci babo... trochę zaskoczeni byliśmy. Ni to szczęśliwi, ni smutni - tak dziwnie bez emocji. Z czasem jednak oswajałam się powolutku z myślą o nowym członku rodziny. A kiedy się dowiedziałam, że serduszko fasolki już nie bije... Poryczałam się strasznie, mąż też (ku mojemu zaskoczeniu) Jakoś nieźle to przeżyłam, być może dlatego, że jeszcze nie do końca byłam z tą ciążą oswojona. Jednak wierzę, że nic nie dzieje się beż powodu i że może być tylko lepiej. Szybko więc wyciągnęłam pozytywy z tej sytuacji i czułam, że to spotkało nas po to aby następnym razem docenić i cieszyć się od samego początku z fasolki i togo, że będziemy rodzicami. Teraz kiedy tylko to było możliwe przystąpiliśmy do pracy. Efekty są takie, że jestem po 4 testach i nic. Jeden robiłam 6 dni przed spodziewaną miesiączką, drugi 4 dni przed, trzeci wczoraj i czwarty dzisiaj. Na każdym nic, ale nie tracę nadziei, w końcu ostatnim razem trzy dni po dacie spodziewanej miesiączki nic nie było, a dopiero 6 dni po tak bladziusieńka druga kreseczka. Wszystko próbuję sobie jakoś tak na plus tłumaczyć. Wczoraj z rana już myślałam, że wszystko pozamiatane, bo na papierze znalazłam blade ślady krwi. Myślałam więc, że okres się zacznie, ale do teraz nic. Zaczęłam więc czytać i mogło to być plamienie implantacyjne nie? (mam nadzieję) Ogólnie jestem pełna nadziei ale także i obaw. Nie wiedziałam, że takie emocje mogą towarzyszyć staraniu się o dziecko Pozdrawiam Was i trzymam kciuki za grudniowe staraczki, których losy jeszcze się ważą
Ja pierwszy raz na forum i pierwszy mój post. Czekam i czkam, a czas się dłuży. Okres powinien się pojawić jutro, mam nadzieję, że go nie będzie. Staram się nie nakręcać, ale kurcze ciężko jest. Byłam w ciąży, ale we wrześniu, w 10tyg fasolka obumarła. Poprzednim razem wyszło trochę tak niezaplanowanie. W sumie to podjęliśmy decyzję, że może to już czas na dziecko, ale był czerwiec, przed nami jeszcze zaplanowane aktywne wyjazdy wakacyjne, więc ja nie bardzo chciałam. Raz, jedyny raz nas poniosło, a że wiedziałam, że mogę mieć dni płodne to szybciutko popędziłam wszystko z siebie wypłukać. Nawet zapomniałam o tym i nie myślałam, że może z tego coś być. Okres się spóźniał już trzy dni kupiłam a tam dalej nic - brak ciąży, no więc dalej ochoczą piłam winko wieczorami. Kolejne trzy dni - już trochę zdenerwowana, no i wyszły dwie krechy (jedna co prawda ledwie widoczna, ale już dwa dni później była równie bordowa jak ta pierwsza). No i masz Ci babo... trochę zaskoczeni byliśmy. Ni to szczęśliwi, ni smutni - tak dziwnie bez emocji. Z czasem jednak oswajałam się powolutku z myślą o nowym członku rodziny. A kiedy się dowiedziałam, że serduszko fasolki już nie bije... Poryczałam się strasznie, mąż też (ku mojemu zaskoczeniu) Jakoś nieźle to przeżyłam, być może dlatego, że jeszcze nie do końca byłam z tą ciążą oswojona. Jednak wierzę, że nic nie dzieje się beż powodu i że może być tylko lepiej. Szybko więc wyciągnęłam pozytywy z tej sytuacji i czułam, że to spotkało nas po to aby następnym razem docenić i cieszyć się od samego początku z fasolki i togo, że będziemy rodzicami. Teraz kiedy tylko to było możliwe przystąpiliśmy do pracy. Efekty są takie, że jestem po 4 testach i nic. Jeden robiłam 6 dni przed spodziewaną miesiączką, drugi 4 dni przed, trzeci wczoraj i czwarty dzisiaj. Na każdym nic, ale nie tracę nadziei, w końcu ostatnim razem trzy dni po dacie spodziewanej miesiączki nic nie było, a dopiero 6 dni po tak bladziusieńka druga kreseczka. Wszystko próbuję sobie jakoś tak na plus tłumaczyć. Wczoraj z rana już myślałam, że wszystko pozamiatane, bo na papierze znalazłam blade ślady krwi. Myślałam więc, że okres się zacznie, ale do teraz nic. Zaczęłam więc czytać i mogło to być plamienie implantacyjne nie? (mam nadzieję) Ogólnie jestem pełna nadziei ale także i obaw. Nie wiedziałam, że takie emocje mogą towarzyszyć staraniu się o dziecko Pozdrawiam Was i trzymam kciuki za grudniowe staraczki, których losy jeszcze się ważą