Wróciłam. Napisałam tylko 9 postów, więc nie wiem, czy ktoś będzie mnie kojarzył. Koleżanka, która ma kilkumiesięczne dziecko, a także moja ginekolog mówiły mi: wyluzuj, nie przejmuj się. Ja zaciskałam zęby - "łatwo wam mówić". 2 miesiące staraliśmy się bez skutku, trzeciego miesiąca zaskoczyło. Zaczynam siódmy tydzień. Jeśli ktoś mnie zapyta - co robić, to powiem - zdaj się na instynkt. Pewnej nocy poczułam, że śluzu jest więcej niż zwykle, że właściwie wziął się znikąd i pomyślałam - to musi być owulacja! Obudziłam męża... Nic, że była trzecia w nocy (on teoretycznie pozwala się budzić). Tydzień później robiłam beta hcg. Nic, zero. Wynik tak mały, że nawet nie podany liczbowo dokładnie, tylko że "poniżej ileśtam". Wkurzyłam się, ale postanowiłam nie pić alkoholu, tak na wszelki wypadek. Kiedy miesiączka spóźniała się 3 dni zrobiłam test i to tylko z powodu dziwnego przeczucia (nie czuję się w ogóle źle, jeśli nie liczyć lekkiej senności teraz, a wtedy - lekkiego rozwolnienia, które zdarzało mi się czasem bez powodu, tylko wtedy trwało z 2 tygodnie prawie ciągiem). Udało się - płakałam ze szczęścia. Nie piszę tego, żeby komuś tu było przykro. Moim zdaniem, najlepsze co można zrobić (przynajmniej gdy stara się poniżej roku czasu) to naprawdę trochę odpuścić, zostawić forum, jeść ulubione rzeczy, oddawać się ulubionym zajęciom i kochać się wg kalendarzyka i na czuja oraz wtedy gdy przyjdzie ochota. Tyle ode mnie. Żeby nie było tak różowo - 3 razy zdarzyło mi się plamienie, czekam dopiero na pierwsze USG. Trochę się martwię, ale nie za bardzo. Kluczem w ciąży jest to, żeby się dużo relaksować (najwyraźniej). TRZYMAM KCIUKI I POWODZENIA!