przykro mi że tak to odbierasz bo przeczytałam jeszcze raz swoje wypowiedzi tutaj - i krytyki i gnojenia w nich nie widzę. Opisanie swoich doświadczeń nie jest równoznaczne z „jedyną racją” i tym, że uważam że ktoś musi tak samo.
Sama jestem zdania, że jeśli czyjeś zdrowie psychiczne będzie w lepszym stanie dzięki odpuszczeniu i jak najszybszym zapomnieniu to jest to tak samo dobra strategia jak każda inna. Może nie dla systemu ale dla kobiety tak.
Nigdy tego tu nie negowałam.
Tak czy inaczej kończę bo ta dyskusja nie ma sensu, jeśli każda wypowiedz niezgodna z nurtem odbierana jest jako atak.
Może i nie negowałaś, ale pojawiły się tu takie stwierdzenia jak kółko wzajemnej adoracji, nic nie robią tylko się użalają, czy że są ograniczone umysłowo... Nie wiem, czy to są Twoje słowa. Nie mam zamiaru cofać sie i punktować, która ci napisała. Więc jeżeli to nie Ty, to nie bierz tego do siebie.
Jak dla mnie to co się zadziało w tym wątku jest mega smutne. Może i chciałyście dobrze, dając "rady", ale zupełnie Wam umknęło, że dziewczyny rad nie potrzebują. I głośno o tym mówią już od dobrych kilku stron. One potrzebowały o tym POROZMAWIAĆ. Poczuć się częścią grupy, którą dotknęły podobne przeżycia. Czy rozmowa i wymiana doświadczeń to od razu użalanie? Czy kobietom rozmawiającym na innych wątkach np. o poronieniach też byście tak napisały? Kółko wzajemnej adoracji? Tylko się nad sobą użalają? Zapewne nie.
Wspominałam już o tym kilka razy, każdy ma inny temperament, charakter i inne potrzeby. Jeden ma siłę i odwagę "wydrzeć ryja" na personel, a sytuacja niekomfortowa jeszcze go do tego zmobilizuje. I będzie potrafił ospyskować. Drugiego taka sytuacja tak przytłoczy, że nie powie nic. Jeden po złym potraktowaniu potrzebuje nasmarować papier, drugi nie. Ale wcale to nie oznacza, że temu drugiemu to odpowiada! A takie sformułowania tutaj padły. I może przesadzam, ale chwilami to brakowało mi tu tylko sformułowania "same jesteście sobie winne".
Nie wspomnę już o tym, że aby napisać skargę trzeba mieć i dowody i znać nazwiska. No i trafić na placówkę, która skargą się przejmie. Ale jeżeli mam być szczera. Pomyślcie. Czy serio uważacie, że w szpitalu o dużym stopniu referencyjności, gdzie jest dużo pacjentów nikt skargi nie napisał? Że wszyscy pacjenci chowają głowę w piasek? Myślę, że nie. A skoro dany pan doktor nadal tam pracuje i ma sie świetnie, to chyba znak, że jednak władze nic sobie z tych skarg nie robi.
Z tym Was zostawiam. Życze Wam wszystkim jak najmniej niemiłych doświadczeń. Oby medycy dobrze o Was dbali. Zwłaszcza o te, przed którymi kolejny poród