Ooo nie. Kobiecy orgazm i satysfakcja seksualna była ważna już w starożytności.
A potem zrobiono z tego coś złego. Instytucje religijne i te gdzie w większości karierę robią mężczyźni, od wieków trzymaly mocny kaganiec na kobiecym seksie i przyjemności.
To kobiecie nie wolno było okazywac tradosci z seksu, to kobieta musiała się „dobrze prowadzić” jeśli chciała mieć jakiekolwiek szanse na zamazpojscie. To kobiecy majątek był pod kuratela ojca albo jakiegoś męskiego członka jej najbliższej rodziny. A w ostatnich wiekach to upokarzające stwierdzenie „i dodatkowy szew…dla męża”
Silna i świadoma siebie i swoich potrzeb kobieta to zagrożenie dla mężczyzn. Przynajmniej z ich punktu widzenia.
U nas tez nie kapią.
Ja nawet nie chciałam. Taki nowonarodzony maluszek pachnie najpiękniej na świecie. Mydlo mu niepotrzebne.
Nie byłaś sama. Ja córkę tez musiałam na noc oddać, bo miałam problemy z pionizacja. Pielęgniarki mi się nią fajnie zajęły.
Ten wątek zapewnia to, czego system ochrony zdrowia nie może/umie/nie ma środków. Wsparcie.
W innych krajach (tak, wiem, powtarzam się) nie dość, ze jest organizacja zajmująca się niezwykle skutecznie prawami pacjenta (w godzinę po wysłaniu im maila otrzymałam telefon i sprawa była w toku zanim zakończył się tamten dzień) to jeszcze sektor psychologii i psychiatrii jest traktowany niezwykle poważnie i z głębokim szacunkiem.
Kobieta wychodząca z porodówki, jeśli czuje, ze opieka nad nią była mniej niż satysfakcjonujaca, może wykonać telefon do organizacji, może wysłać im maila i sprawa zostanie wzięta na poważnie.
A jeśli nie czuje się na siłach na ta walkę, to idzie do rodzinnego i ten jej wystawia skierowanie na terapie, grupę wsparcia, do psychologa. Zaleznie od tego, co się dzieje.
W Polsce tego nie ma. Kobieta wychodzi z porodówki i zostaje sama ze wspomnieniami, często traumatycznymi. Człowiek w takiej sytuacji się zastanawia „Co się kur..a stało? Czy jestem przewrażliwiona? Czy może coś złe zrozumiałam? Czy to naprawdę moja wina?” Naturalnie, szuka się u innych potwierdzenia, ze to, co kobietę spotkało było poniżej wszelkiej krytyki. I właśnie po to sa takie wątki. Bo to nie jest kwestia ot kilkudziesięciu kobiet w skali krajowej. To są codzienne przypadki wzdłuż i wszerz. A to już jest znakiem tego, ze problem na porodówkach jest dość poważny.
Jednoczesnie ja rozumiem lekarzy. Tych w Polsce.
Nawet tutaj na forum można zauważyć, ze niektórzy idą do lekarza już z wykonana internetowa diagnostyka i irracjonalnie wykłócają się o swoje z kimś, kto przecież studiował 6 lat, robił praktyki X lat, specjalizacje kolejne tyle. To może wkurzać nawet swietego. Po co iść do lekarza skoro babcia Jadwiga wie lepiej?
Ale, medycyna to specyficzny zawód. Tak jak policja, adwokat. Jak komuś się flaki wywracają jak usłyszy drobne przekleństwo to po co się pcha do policji?
Jak ktoś nie przepada za konfrontacja i nie lubi być postawionym na piedestale to po co idzie na prawo? Jak komuś przestaje się podobać praca z ludźmi to lepiej, żeby się przekwalifikował niż kilkadziesiąt lat pracował na stanowisku, którego nie lubi, które mu nie pasuje i nie daje żadnej satysfakcji.
Tak z prywatnych przykładów, jak byłam w drugiej ciazy ktoś groził mi śmiercią. Sytuacja o tyle realna, ze pracuje w środowisku przestepstw, niestabilności emocjonalnych, przestępczości zorganizowanej. Każda taka grozba rzucona każdemu pracownikowi jest traktowana niezwykle poważnie. Pracodawca nas chroni.
W tym samym tygodniu miałam wizytę u położnej i badanie krzywej cukrowej. Nawet mi do głowy nie przyszło, ze mogłabym być nieuprzejma w stosunku do położnej czy pielęgniarki w szpitalu, która badała mi krew. A chyba mogę powiedzieć, ze miałam solidne podstawy, żeby być niezłe zestresowana.
Na dodatek ja nie lubie szpitali. Zawsze mi lekko skacze ciśnienie.
Tak wiec nie przyjmuje wyjaśnienia, ze inny pacjent przede mną był ciężkim przypadkiem. Ja to nie ta druga osoba i nie zgadzam się na to, żeby ktoś wylewał na mnie pretensje za kogoś innego.
Szanuje prace lekarzy i staram się rozumieć obie strony ale nie pozwalam sobie na takie akcje nawet na poziomie prywatnym. Nie mówiąc już o profesjonalnym.