reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Służba zdrowia - historie

@Thalidomide Ja doskonale rozumiem, co chciałaś przekazać, ale niektóre użytkowniczki za bardzo biorą do siebie wszystko, co się napisze. Ja rozumiem, że ten lekarz na SOR może być zirytowany, gdy bulwersuje mu się pacjent, który przyszedł w nocy z soboty na niedzielę na SOR i twierdzi, że od tygodnia jest przeziębiony i ma zatkany nos. A takich pacjentów jest mnóstwo. A niestety Ci, co realnie potrzebują pomocy, nie dość że muszą czekać, to jeszcze współpracować z lekarzem - a z ich punktu widzenia - nie wiadomo dlaczego opryskliwym.
Natomiast wątek nie dotyczy SORu, tylko sytuacji na oddziałach lub poradniach. To nieco zmienia perspektywę.
 
reklama
Wiesz, przepraszam Cię bardzo, ale serio? Tylko dlatego, że ktoś "stracił" 10 lat by zostać lekarzem, a teraz się w tej pracy nie odnajduje to powód do tego, żeby w niej siedzieć na siłę? Unieszczęśliwiać siebie, odbijać frustrację na pacjentach i być może też na najbliższych?
Uważam, że jednak powód trzymania się tej profesji jest inny.
Wybacz, ale nie czytasz ze zrozumieniem. To, ze ktoś poświecił ponad 10 lat swojego życia na wykształcenie medyczne jest powodem dla którego TRUDNO JEST TO PORZUCIĆ. Tym bardziej, ze często frustracja nie wynika z „medycyny” per se, tylko warunków pracy/ludzi etc czyli dokładnie tego co w każdym innym zawodzie. Nie będę Cię wprowadzać w arkana specjalizacji medycznych, bo nie o tym ten wątek, ale uwierz mi, ze np bardzo ciężko zmienić miejsce odbywania specjalizacji czy jej rodzaj, szczególnie jeśli robisz ta specjalizacje w ramach rezydentury.
Było fajnie, ciepło, wspierałyśmy się i zaczęło się nawet robić wesoło.

I znowu wątek przeszedł w tryb bronienia swoich racji i udowadniania komuś czegoś.

Szkoda.
Raz jeszcze - ja nic nie bronię, nie zamierzam nic nikomu udowadniać ani przekonywać.

(EDIT: nie widzę tez powodów dla których niektóre z Was czuja, ze mi czy komukolwiek innemu musicie cokolwiek udowadniac…🤷🏼‍♀️)

Odezwałam się, bo naiwnie wierzyłam, ze gdy zadajecie na forum otwartym pytania „dlaczego ci lekarze są tacy źli” (parafraza) lub „czemu nie zmienia zawodu jak im się nie podoba” (kolejna parafraza) chciałybyście poznać możliwa odpowiedz. Widocznie się pomyliłam. Wybaczcie i jak już powiedziałam - nie będę Wam zakłócać spokoju, który daje Wam ten wątek. Milego dnia.
 
Ostatnia edycja:
Wybacz, ale nie czytasz ze zrozumieniem. To, ze ktoś poświecił ponad 10 lat swojego życia na wykształcenie medyczne jest powodem dla którego TRUDNO JEST TO PORZUCIĆ. Tym bardziej, ze często frustracja nie wynika z „medycyny” per se, tylko warunków pracy/ludzi etc czyli dokładnie tego co w każdym innym zawodzie. Nie będę Cię wprowadzać w arkana specjalizacji medycznych, bo nie o tym ten wątek, ale uwierz mi, ze np bardzo ciężko zmienić miejsce odbywania specjalizacji czy jej rodzaj, szczególnie jeśli robisz ta specjalizacje w ramach rezydentury.

Raz jeszcze - ja nic nie bronię, nie zamierzam nic nikomu udowadniać ani przekonywać. Odezwałam się, bo naiwnie wierzyłam, ze gdy zadajecie na forum otwartym pytania „dlaczego ci lekarze są tacy źli” (parafraza) lub „czemu nie zmienia zawodu jak im się nie podoba” (kolejna parafraza) chciałybyście poznać możliwa odpowiedz. Widocznie się pomyliłam. Wybaczcie i jak już powiedziałam - nie będę Wam zakłócać spokoju, który daje Wam ten wątek. Milego dnia.
Dobrze zrozumiałam. Mimo wszystko tego nie rozumiem. Wolałabym zmienić zawód, niż męczyć innych, a przede wszystkim siebie. I serio nie piszę tego złośliwie. Po prostu uważam, że jeżeli ktoś nie daje rady w jakimkolwiek zawodzie powinien dla własnego komfortu i zdrowia psychicznego zawód zmienić. Rozumiem, że to trudne. Ale jednak jak się tkwi we frustracj, to nic dobrego z tego nie ma. I właśnie dlatego uważam, że część, a może nawet większość lekarzy nie zmienia profesji bo "to trudne" tylko z jakiegoś innego powodu.
 
Wybacz, ale nie czytasz ze zrozumieniem. To, ze ktoś poświecił ponad 10 lat swojego życia na wykształcenie medyczne jest powodem dla którego TRUDNO JEST TO PORZUCIĆ. Tym bardziej, ze często frustracja nie wynika z „medycyny” per se, tylko warunków pracy/ludzi etc czyli dokładnie tego co w każdym innym zawodzie. Nie będę Cię wprowadzać w arkana specjalizacji medycznych, bo nie o tym ten wątek, ale uwierz mi, ze np bardzo ciężko zmienić miejsce odbywania specjalizacji czy jej rodzaj, szczególnie jeśli robisz ta specjalizacje w ramach rezydentury.

Raz jeszcze - ja nic nie bronię, nie zamierzam nic nikomu udowadniać ani przekonywać.

(EDIT: nie widzę tez powodów dla których niektóre z Was czuja, ze mi czy komukolwiek innemu musicie cokolwiek udowadniac…🤷🏼‍♀️)

Odezwałam się, bo naiwnie wierzyłam, ze gdy zadajecie na forum otwartym pytania „dlaczego ci lekarze są tacy źli” (parafraza) lub „czemu nie zmienia zawodu jak im się nie podoba” (kolejna parafraza) chciałybyście poznać możliwa odpowiedz. Widocznie się pomyliłam. Wybaczcie i jak już powiedziałam - nie będę Wam zakłócać spokoju, który daje Wam ten wątek. Milego dnia.
Czy mogłabyś napisać jak to jest na etapie studiów? Czy jest przestrzeń by szkolić nie tylko na zasadzie, ludzkiego ciała jako przedmiotu-narzędzia pracy czy są jakieś szkolenia nt. predyspozycji do wykonywania zawodu na wczesnym etapie nauki? Czy uczą, ze należy mieć świadomość o obciążeniu psychicznym, jakim jest odpowiedzialność za życie człowieka ale również o tym, ze pacjenci są różni? Jakie jest podejście pod tym względem na studiach?
 
Po LATACH nie korzystania z publicznej służby zdrowia ze względu na uprzedzenia i wcześniejsze doświadczenia (kolejki itp) odnowiłam kontakt z NFZ

* poród, publiczny szpital (Krakow, Siemiradzki)

poza dość opryskliwą panią na IP byłam zdziwiona, zszokowana i zachwycona. Czułam się niezmiennie jak najważniejszy pacjent na położnictwie. Położne dostępne, pomocne, empatyczne. W trudnych chwilach oferujące że po prostu zrobią i przyniosą mi kawę. Jedzenie pyszne, dużo, PYTANIE O DOKŁADKI. Dobre słowo, pytanie co słychać. Lekarze dokładni, mili, szanujący pacjenta.
Wszyscy pukali przed wejściem do sali. Szacunek, tak niewiele a tak dużo dał.

* klinika hematologii CM Kraków

Bez kolejek, szybka i dokładna diagnostyka, lekarz dostępny chociażby w dodatkowym kontakcie mailowym w razie potrzeby

Jestem w szoku dalej ale publiczna służba zdrowia zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie
 
Pies nigdy nie jest winny, nawet jak jest agresywny. Owszem, szczeniaki są i dominujące i uległe, ale jak się je dobrze poprowadzi, to życie oddadzą za opiekuna, a nie gryzą. Nasza psica jest adoptowana, ale bawi się z naszą ludzką córką jak ze swoim dzieckiem. Przeurocze.

Czasem sobie myślę ile kobiet mogłoby żyć w szczęśliwych udanych relacjach seksualnych, gdyby im seksualnosci nie zniszczyli ginekolodzy. Wypadające macice, źle pozszywane drogi rodne, masa przypadków, zwłaszcza w poprzednich pokoleniach. Ale kobiecy orgazm i satysfakcja seksualna ZACZĘŁA być ważna jakieś kilka lat temu. Zobacz ile tutaj dziewczyn, młodszych i starszych, pisze o swoich problemach tak, że widać, że niespecjalnie im w seksie dobrze.

No bo niech mi ktoś wytłumaczy jaki orgazm można mieć przy stosunku przerywanym, kiedy on najpierw dojdzie, potem wyciera ręce i gmera jej w cipce, bo tak widział na pornosie? A potem pytanie do publiczności "Czy mogę być w ciąży?"

Ooo nie. Kobiecy orgazm i satysfakcja seksualna była ważna już w starożytności.
A potem zrobiono z tego coś złego. Instytucje religijne i te gdzie w większości karierę robią mężczyźni, od wieków trzymaly mocny kaganiec na kobiecym seksie i przyjemności.
To kobiecie nie wolno było okazywac tradosci z seksu, to kobieta musiała się „dobrze prowadzić” jeśli chciała mieć jakiekolwiek szanse na zamazpojscie. To kobiecy majątek był pod kuratela ojca albo jakiegoś męskiego członka jej najbliższej rodziny. A w ostatnich wiekach to upokarzające stwierdzenie „i dodatkowy szew…dla męża”
Silna i świadoma siebie i swoich potrzeb kobieta to zagrożenie dla mężczyzn. Przynajmniej z ich punktu widzenia.

U mnie zawsze jest dziecko z mamą, non stop. Nawet nie chciałabym, aby mi ktoś dziecko wziął choć na chwilę. W szpitalu to w sumie ciągle karmiłam i noworodek bez jedzenia całą noc to jakoś nie bardzo.
I nie kąpią u nas. To powinno być normą.

U nas tez nie kapią.
Ja nawet nie chciałam. Taki nowonarodzony maluszek pachnie najpiękniej na świecie. Mydlo mu niepotrzebne.


Ja chciałam żeby go zabrali, nie byłam na siłach żeby wyciągać go z tego łóżeczka i ogólnie się nim opiekować...

Nie byłaś sama. Ja córkę tez musiałam na noc oddać, bo miałam problemy z pionizacja. Pielęgniarki mi się nią fajnie zajęły.


Pozwólcie, ze się wypowiem trochę z innej perspektywy, bo sama jestem lekarzem.

Na wstępie - nie. Nie chronię tych wszystkich pato-specjalistów, z którymi miałyście do czynienia i historii jakie opisujecie. I mnie tez się nóż w kieszeni otwiera jak czytam niektóre rzeczy. Jednak żeby moc zachować odpowiednia perspektywę naprawdę warto by także pokazać tą druga stronę czyli zachowanie pacjentów.

zacznijmy od tego, ze nie mamy SŁUŻBY zdrowia. Tylko system ochrony zdrowia. Nie jestem purystką językowa, ani nie prowadzę krucjaty w obronie nazwy, ale pewne słowa bywają, ze determinują podejście do podmiotu o którym mowa. I naprawdę mam wrażenie, ze tak jest w polsce.
Zdecydowana większość pacjentów ŻĄDA. Natychmiast. Już. Bo płaci podatki. Bo nam płaci (?!). Bo opłaca pakiety. Bo oczekuje konkretnych rozwiązań, decyzji, opinii, leczenia. Które widzial w serialu, wyczytał w internecie.
Nie jest prawda, ze mamy świadome społeczeństwo. Mamy za to przemądrzale społeczeństwo. Wszyscy Polacy są znawcami prawa (bo ktoś zna kogoś, kto kiedyś studiował prawo, albo widział na filmiku na jutubie, co czyni go bezmala konsultantem prawnym), znawcami medycyny (bo wyczytał w internecie, na forach), księgowymi etc.
Pracuje na SOR jednego z największych szpitali w Polsce. Uwierzcie mi, ze częściej słyszę epitety u groźby pod adresem moim (a ja naprawdę jestem miłym człowiekiem) czy moich kolegów, niż słowa „proszę”, „dziękuje” czy zwykle „dzień dobry”. Kiedys na dyżurze pacjenci nie pozwolili mi wyjść z gabinetu konsultacyjnego do toalety, bo tarasując wyjście wykrzykiwali, ze „najpierw mam zrobić to co do mnie należy, a dopiero potem mogę iść się wyszczac”. Warto tu powiedzieć, ze może 20% z tych pacjentów miało w ogóle wskazania do wizyty w Szpitalnym Oddziale RATUNKOWYM. Reszta traktuje to miejsce jako sposób na otrzymanie szybkiej i bezpłatnej porady medycznej. I serio - to nie jest fair.
I serio - trudno jest być doktorem Judymem, mieć w sobie ocean empatii i pozytywne nastawienie jeśli praktycznie każdego dnia spotyka się z chamstwem. Pomyslcie - Wy zakładacie takie wątki, bo mieliście w ciągu całego życia negatywne doświadczenia z jednym lub kilkoma lekarzami. Lekarze maja negatywne doświadczenia z jednym lub kilkoma pacjentami DZIENNIE.

i jeszcze raz - nie bronię lekarzy, mimo, ze sama nim jestem. Wiem, ze bywamy chamami. Wiem, ze są ludzie, którzy nie zasługują by wykonywać ten (było-nie było) piękny zawód. Ale nie wiem czy zakładanie takiego wątku i uskutecznianie polowania na czarownice cokolwiek robi… a przynajmniej czy robi cokolwiek dobrego dla jakiejkolwiek ze stron 🤷🏼‍♀️

Ten wątek zapewnia to, czego system ochrony zdrowia nie może/umie/nie ma środków. Wsparcie.
W innych krajach (tak, wiem, powtarzam się) nie dość, ze jest organizacja zajmująca się niezwykle skutecznie prawami pacjenta (w godzinę po wysłaniu im maila otrzymałam telefon i sprawa była w toku zanim zakończył się tamten dzień) to jeszcze sektor psychologii i psychiatrii jest traktowany niezwykle poważnie i z głębokim szacunkiem.
Kobieta wychodząca z porodówki, jeśli czuje, ze opieka nad nią była mniej niż satysfakcjonujaca, może wykonać telefon do organizacji, może wysłać im maila i sprawa zostanie wzięta na poważnie.
A jeśli nie czuje się na siłach na ta walkę, to idzie do rodzinnego i ten jej wystawia skierowanie na terapie, grupę wsparcia, do psychologa. Zaleznie od tego, co się dzieje.
W Polsce tego nie ma. Kobieta wychodzi z porodówki i zostaje sama ze wspomnieniami, często traumatycznymi. Człowiek w takiej sytuacji się zastanawia „Co się kur..a stało? Czy jestem przewrażliwiona? Czy może coś złe zrozumiałam? Czy to naprawdę moja wina?” Naturalnie, szuka się u innych potwierdzenia, ze to, co kobietę spotkało było poniżej wszelkiej krytyki. I właśnie po to sa takie wątki. Bo to nie jest kwestia ot kilkudziesięciu kobiet w skali krajowej. To są codzienne przypadki wzdłuż i wszerz. A to już jest znakiem tego, ze problem na porodówkach jest dość poważny.

Jednoczesnie ja rozumiem lekarzy. Tych w Polsce.
Nawet tutaj na forum można zauważyć, ze niektórzy idą do lekarza już z wykonana internetowa diagnostyka i irracjonalnie wykłócają się o swoje z kimś, kto przecież studiował 6 lat, robił praktyki X lat, specjalizacje kolejne tyle. To może wkurzać nawet swietego. Po co iść do lekarza skoro babcia Jadwiga wie lepiej?

Ale, medycyna to specyficzny zawód. Tak jak policja, adwokat. Jak komuś się flaki wywracają jak usłyszy drobne przekleństwo to po co się pcha do policji?
Jak ktoś nie przepada za konfrontacja i nie lubi być postawionym na piedestale to po co idzie na prawo? Jak komuś przestaje się podobać praca z ludźmi to lepiej, żeby się przekwalifikował niż kilkadziesiąt lat pracował na stanowisku, którego nie lubi, które mu nie pasuje i nie daje żadnej satysfakcji.
Tak z prywatnych przykładów, jak byłam w drugiej ciazy ktoś groził mi śmiercią. Sytuacja o tyle realna, ze pracuje w środowisku przestepstw, niestabilności emocjonalnych, przestępczości zorganizowanej. Każda taka grozba rzucona każdemu pracownikowi jest traktowana niezwykle poważnie. Pracodawca nas chroni.
W tym samym tygodniu miałam wizytę u położnej i badanie krzywej cukrowej. Nawet mi do głowy nie przyszło, ze mogłabym być nieuprzejma w stosunku do położnej czy pielęgniarki w szpitalu, która badała mi krew. A chyba mogę powiedzieć, ze miałam solidne podstawy, żeby być niezłe zestresowana.
Na dodatek ja nie lubie szpitali. Zawsze mi lekko skacze ciśnienie.
Tak wiec nie przyjmuje wyjaśnienia, ze inny pacjent przede mną był ciężkim przypadkiem. Ja to nie ta druga osoba i nie zgadzam się na to, żeby ktoś wylewał na mnie pretensje za kogoś innego.
Szanuje prace lekarzy i staram się rozumieć obie strony ale nie pozwalam sobie na takie akcje nawet na poziomie prywatnym. Nie mówiąc już o profesjonalnym.
 
Po LATACH nie korzystania z publicznej służby zdrowia ze względu na uprzedzenia i wcześniejsze doświadczenia (kolejki itp) odnowiłam kontakt z NFZ

* poród, publiczny szpital (Krakow, Siemiradzki)

poza dość opryskliwą panią na IP byłam zdziwiona, zszokowana i zachwycona. Czułam się niezmiennie jak najważniejszy pacjent na położnictwie. Położne dostępne, pomocne, empatyczne. W trudnych chwilach oferujące że po prostu zrobią i przyniosą mi kawę. Jedzenie pyszne, dużo, PYTANIE O DOKŁADKI. Dobre słowo, pytanie co słychać. Lekarze dokładni, mili, szanujący pacjenta.
Wszyscy pukali przed wejściem do sali. Szacunek, tak niewiele a tak dużo dał.

* klinika hematologii CM Kraków

Bez kolejek, szybka i dokładna diagnostyka, lekarz dostępny chociażby w dodatkowym kontakcie mailowym w razie potrzeby

Jestem w szoku dalej ale publiczna służba zdrowia zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie
Cieszę się, że miałaś należytą opiekę. Ja na swój poród też złego słowa nie powiem. Ale ja szpitala wybrałam. 60 km od miejsca zamieszkania, bo u nas to niestety personel różny. Zależy na nogi trafisz. Dwa dni byłam na patologii i byłam przerażona...
 
reklama
Ooo nie. Kobiecy orgazm i satysfakcja seksualna była ważna już w starożytności.
A potem zrobiono z tego coś złego. Instytucje religijne i te gdzie w większości karierę robią mężczyźni, od wieków trzymaly mocny kaganiec na kobiecym seksie i przyjemności.
Ograniczmy się do Europy. W tejże od końca starożytności do zaledwie lat 90. XX wieku tematu kobiecego orgazmu nie było. Chrześcijaństwo skutecznie zadbało o to, by żeńskie narządy płciowe służyły tylko do sprowadzenia na świat potomka. Można było z nimi robić co się chce, także w gabinetach ginekologicznych i przy porodzie. Zresztą do dzisiaj rozcięcie krocza następuje często bez zgody i wiedzy pacjentki. Wszystkie się chyba zgodzimy, że gdyby chodziło o mężczyznę, to robiono by wszystko, byle rozstęp mu po zabiegu nie został, byle nie zepsuć mu życia. I pokłosie tego mamy właśnie w takich historiach jak nasze. Przeciez to tylko kobieta, ma rodzić i tyle, da sobie radę. Orgazmów i dobrego bzykanka jej się zachciewa. Pf.
Ten wątek zapewnia to, czego system ochrony zdrowia nie może/umie/nie ma środków. Wsparcie.
Otóż to. Jest tu mnóstwo wątków, na których można się wykłócać i dowalać osobistymi wycieczkami. Wydaje mi się, że ten temat jest tak wrażliwy, że naprawdę nie na miejscu jest dyskusja kto ma rację.
 
Do góry