reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Służba zdrowia - historie

Trzeba mieć odwagę, żeby napisać tutaj jako lekarz, a mieć za dyskutantki dziewczyny poszkodowane przez medyków. Szacun.
Drugi szacun za to, że dajesz radę pracować na SORze. To chyba najcięższy dział medycyny, obok psychiatrii. Ja bym po pierwszym dniu powiedziała wszystkim, że mają spie*dalać prywatnie ze swoimi dziwnymi bólami, zostają tylko połamańcy i ofiary wypadków 😀
No i o to mi chodzi. Jeśli ktoś nie nadaje się do tej pracy, czyli nie zna się (co to za teksty do kobiety w 5 tygodniu ciąży, że jest jakiś tam pęcherzyk, nie wiadomo czy coś z tego będzie, pani wróci za dwa tygodnie, tyle to ja mogę powiedzieć jak mi ktoś włączy usg), nie ma podejścia do pacjenta (przedwczoraj dostałam złotą radę od diabetologa, żebym się tak nie stresowała w tej ciąży, bo mi się wyniki psują 🙄), nie ma cierpliwości ("nie mam teraz czasu, tak?!"), nie ma współczucia, miłosierdzia, empatii ("czego się tak drze, weszło to i wyjdzie, jak dawała to nie bolało"), to co w niej robi? Dlaczego nie poszuka pracy biurowej? Pamiętam hasło, co prawda od nauczycieli, że powołaniem się nie najesz. Wiesz, jakie ja mam powołanie? Chciałabym być wykładowcą historii i pisać książki popularnonaukowe o epoce Tudorów. Niestety, du.pa zbita z tego wyszła, nie zbuduję domu na wsi i nie będę mieć spokojnego życia z pensji wykładowcy na UAMie. Trudno. Pracowałam też w banku. Dwa lata dałam radę, później zaczęłam być dość opryskliwa, zaczęło mnie to wszystko męczyć, przeniosłam się do księgowości. Uwielbiam tę pracę. Codziennie to samo, rozmawiam tylko z przełożonym i robię swoje. Pracowałam chyba w czterech branżach dopóki nie znalazłam spokoju ducha.

Dlaczego to taki problem dla pracowników medycznych? Moja pani doktor gin to kosmitka chyba. W ciąży, w środku pandemii przyjmowała do ósmego miesiąca, teraz po obowiązkowym urlopie wróciła do pracy i walczy znów. Nigdy nie usłyszałam od niej cienia znużonego, niemiłego tonu, zawsze wszystko dokładnie tłumaczy, zawsze jest miła, otwarta i czuje się, że musiałaby być wojna, żeby przestała pracować - choć i w to wątpię 😊 Nie wypada być tak zachwyconą ginekologiem i to kobietą, ale uwielbiam ją po prostu.
Położna środowiskowa to taki sam anioł. Wspierała mnie i moje decyzje odnośnie dziecka od pierwszego spotkania jeszcze w ciąży, zawsze odbiera telefon, przychodzi wtedy, kiedy NAM pasuje, jest wesoła i życzliwa.
Czyli można. Nie wydaje mi się, żeby one pracowały w luksusowych warunkach.
W moim szpitalu jest jeden oddział, z którego wszystkie wychodzą zadowolone, ja też. Na każdej zmianie każda położna była fajna, niektóre takie wesołe, że aż się czekało kiedy przyjdą, bo umiały humor poprawić. Jedzenie 7/10. Czyli da się. Wszystko się da, jeśli człowiek chce.

No to pytam jeszcze raz. Dlaczego ci sadysci nie zmienią pracy, kiepsko opłacanej i nerwowej?

powiem tak - sama jestem w 9 miesiącu ciąży, rodzę za 3 tygodnie, a dopiero wczoraj miałam swój ostatni dyżur. I to na SOR (Pracowałam w ogóle przez cały okres ciąży, w dodatku w szpitalu jednoimiennym). Dlaczego mimo tego wszystkiego co opisałam tam pracuje? Bo mimo tego, ze ludzie bywają ch*** ja kocham swoją prace.
Jeszcze raz - nikogo nie tłumacze, ale próbuje rzucić trochę swiatla z innej perspektywy - pytasz, czemu ci ludzie nie zmienia pracy? Skoro Ty mogłaś, czemu oni nie? Bo wbrew pozorom medycyna to bardzo ograniczona działka. Jeśli nie jesteś lekarzem, kim możesz być? Przedstawicielem medycznym? Z medycyna to nie ma nic wspolnego. Ludzie często tkwią bedac nieszczęśliwymi/sfrustrowanymi w swoich specjalizacjach, bo zwyczajnie w świecie nie maja pomysłu na inne życie. Albo mimo wszystko - mimo zawodów i rozczarowań - lubia medycynę i nie chcą z niej rezygnować.

i błagam - nie odbieram nikomu prawa do zakładania wątku, korzystania z niego czy czerpania korzyści. Proszę tylko byście nie nakręcały się w tej nienawiści.
Nie jesteście same w złym traktowaniu. Uwierzcie mi, ze mnie tez nie raz (i nie dwa!) spotkały sytuacje, które nie powinny mieć miejsca. Nie mam żadnych profitów z tego, ze jestem lekarzem. Cała swoją ciąże, łącznie z wszystkimi wizytami i badaniami, nawet opłacam jak „zwykły Kowalski”.
Probuje Wam tylko przedstawić inny punkt widzenia i z czego on (może) wynika(ć).
Łatwo nakręcić się w swojej goryczy. I jakkolwiek mowie - często rozumiem Wasz zal i współczuje przeżyć, tak tez często (nie tylko na tym watku) czytam bardzo krzywdzące i rażące w ocenie wypowiedzi, które niczym się nie różnią poziomem od tego co same potępiacie, w wypowiedziach innych osób.
 
reklama
Jeśli nie jesteś lekarzem, kim możesz być?
Możesz aplikować do pracy, gdzie wymagają po prostu wyższych studiów. Ja skończyłam hotelarstwo i gastronomię, a w zawodzie w sumie pracowałam półtora roku. Po prostu szukałam pracy gdziekolwiek, byle się utrzymać. Co mają powiedzieć absolwenci kierunków niezbyt konkretnych, socjologii, kulturoznawstwa, filologii? Jakoś pracują i też niekoniecznie w zawodzie. Kto bardzo chce, znajdzie sposób, kto nie chce, znajdzie wymówkę.
Proszę tylko byście nie nakręcały się w tej nienawiści.
krzywdzące i rażące w ocenie wypowiedzi, które niczym się nie różnią poziomem od tego co same potępiacie, w wypowiedziach innych osób.
W nienawiści? My się dzielimy swoimi historiami, bo często nikt w realu nie chce nas wysłuchać. Kto nie został upokorzony będąc w delikatnym, kruchym, obolałym fizycznie i psychicznie stanie, ten zawsze może powiedzieć, że pewnie nie było tak źle, trochę zrozumienia dla innej strony, itd. Wybacz, ale nie będziesz miała okazji zobaczyć jak to jest być przedmiotem po porodzie, bo jesteś lekarzem. Rozbawił mnie argument lekarki, u której byłam kiedyś, a która mi powiedziała, że pierwsze słyszy, żeby w moim szpitalu było tak źle, ONA miała fajną opiekę. Zwłaszcza, że pracuje tam w poradni przyszpitalnej.
Rażące? Nie obraź się, ale jeśli Cię to razi, to dlaczego to czytasz? My jesteśmy tu po to, żeby poczuć wspólnotę, żeby ktoś nas zrozumiał, pocieszył, rozbawił. Ty weszłaś tu po to, żeby z nami dyskutować. Uwierz, że Twoje apele nic nie zmienią. Nadal będziemy się czuły pokrzywdzone, oszukane, znieważone i zagrożone.

Piszę kulturalnie, bo Twoje wypowiedzi też są kulturalne. Niestety jest możliwość, że którejś z nas puszczą nerwy.
 
powiem tak - sama jestem w 9 miesiącu ciąży, rodzę za 3 tygodnie, a dopiero wczoraj miałam swój ostatni dyżur. I to na SOR (Pracowałam w ogóle przez cały okres ciąży, w dodatku w szpitalu jednoimiennym). Dlaczego mimo tego wszystkiego co opisałam tam pracuje? Bo mimo tego, ze ludzie bywają ch*** ja kocham swoją prace.
Jeszcze raz - nikogo nie tłumacze, ale próbuje rzucić trochę swiatla z innej perspektywy - pytasz, czemu ci ludzie nie zmienia pracy? Skoro Ty mogłaś, czemu oni nie? Bo wbrew pozorom medycyna to bardzo ograniczona działka. Jeśli nie jesteś lekarzem, kim możesz być? Przedstawicielem medycznym? Z medycyna to nie ma nic wspolnego. Ludzie często tkwią bedac nieszczęśliwymi/sfrustrowanymi w swoich specjalizacjach, bo zwyczajnie w świecie nie maja pomysłu na inne życie. Albo mimo wszystko - mimo zawodów i rozczarowań - lubia medycynę i nie chcą z niej rezygnować.

i błagam - nie odbieram nikomu prawa do zakładania wątku, korzystania z niego czy czerpania korzyści. Proszę tylko byście nie nakręcały się w tej nienawiści.
Nie jesteście same w złym traktowaniu. Uwierzcie mi, ze mnie tez nie raz (i nie dwa!) spotkały sytuacje, które nie powinny mieć miejsca. Nie mam żadnych profitów z tego, ze jestem lekarzem. Cała swoją ciąże, łącznie z wszystkimi wizytami i badaniami, nawet opłacam jak „zwykły Kowalski”.
Probuje Wam tylko przedstawić inny punkt widzenia i z czego on (może) wynika(ć).
Łatwo nakręcić się w swojej goryczy. I jakkolwiek mowie - często rozumiem Wasz zal i współczuje przeżyć, tak tez często (nie tylko na tym watku) czytam bardzo krzywdzące i rażące w ocenie wypowiedzi, które niczym się nie różnią poziomem od tego co same potępiacie, w wypowiedziach innych osób.
Wiesz, wrócę do tego co sama robię. U mnie też petenci różni, różne sytuacje. No co prawda nikt mi nie zabarykadował drzwi, się bywało ciekawie. Jednak nigdy, ale to nigdy nie zdarzyło mi się być opryskliwym, niemiłym czy chamskim wobec drugiej osoby... Oczywiście współczuję przykrych przeżyć i sytuacji. Absolutnie nie uważam, że wszyscy pacjenci są super... Bo nie są. Problem polega moim zdaniem na tym, że idziesz do lekarza, powierzasz mu swoje zdrowie, często życie. A w zamian dostajesz uszczypliwe uwagi, głupie komentarze i traktowanie jak śmiecia. A w moim odczuciu lekarz to zawód zaufania publicznego, oczywiście nie musi być zawsze uśmiechnięty czy "kumplować" się z pacjentem. Sama mam kilku takich lekarzy, którzy są specyficzni. Ale co innego być oschłym i rzeczowym, a co innego nie mięć szacunku dla drugiego. Oczywiście masz rację, pacjenci też potrafią niepokazywać lekarzom czy personelowi medycznemu należytego szacunku, ale.... W moim odczuciu część lekarzy się do tego przyczynia. Popatrz nawet na wpisy tutaj.... Dziewczyny po traumatycznych przeżyciach związanych z porodem jadą na kolejny "bojowo" nastawione. Po drugie, niestety, decydując się na jakikolwiek zawód dobrze wiemy z czym on się je. To trochę tak jakby strażak płakał, że musi gasić jakiś mega trudny i niebezpieczny pożar. A przecież wiadomo, że pożary bywają różne... Raz się zapali śmietnik, a raz np. fabryka że środkami chemicznymi i ryzykiem wybuchu. Praca z ludźmi zawsze niesie ryzyko spotkania się z buractwem. Czy to lekarz, ekspedientka czy nauczyciel. Bo ludzie różni. Z tym, że Ty decydując się jki zawód będziesz wykonywać, masz wybór. Ja trafiając do szpitala wyboru lekarza nie mam..

Uwierz mi, bardzo szanuje wasze zawód. Uważam, że jest on trudny, specyficzny i ciężki. Mam świadomość, jacy są pacjenci. Mimo to, nie nic nie tłumaczy zachowania niektórych medyków.
 
powiem tak - sama jestem w 9 miesiącu ciąży, rodzę za 3 tygodnie, a dopiero wczoraj miałam swój ostatni dyżur. I to na SOR (Pracowałam w ogóle przez cały okres ciąży, w dodatku w szpitalu jednoimiennym). Dlaczego mimo tego wszystkiego co opisałam tam pracuje? Bo mimo tego, ze ludzie bywają ch*** ja kocham swoją prace.
Jeszcze raz - nikogo nie tłumacze, ale próbuje rzucić trochę swiatla z innej perspektywy - pytasz, czemu ci ludzie nie zmienia pracy? Skoro Ty mogłaś, czemu oni nie? Bo wbrew pozorom medycyna to bardzo ograniczona działka. Jeśli nie jesteś lekarzem, kim możesz być? Przedstawicielem medycznym? Z medycyna to nie ma nic wspolnego. Ludzie często tkwią bedac nieszczęśliwymi/sfrustrowanymi w swoich specjalizacjach, bo zwyczajnie w świecie nie maja pomysłu na inne życie. Albo mimo wszystko - mimo zawodów i rozczarowań - lubia medycynę i nie chcą z niej rezygnować.

i błagam - nie odbieram nikomu prawa do zakładania wątku, korzystania z niego czy czerpania korzyści. Proszę tylko byście nie nakręcały się w tej nienawiści.
Nie jesteście same w złym traktowaniu. Uwierzcie mi, ze mnie tez nie raz (i nie dwa!) spotkały sytuacje, które nie powinny mieć miejsca. Nie mam żadnych profitów z tego, ze jestem lekarzem. Cała swoją ciąże, łącznie z wszystkimi wizytami i badaniami, nawet opłacam jak „zwykły Kowalski”.
Probuje Wam tylko przedstawić inny punkt widzenia i z czego on (może) wynika(ć).
Łatwo nakręcić się w swojej goryczy. I jakkolwiek mowie - często rozumiem Wasz zal i współczuje przeżyć, tak tez często (nie tylko na tym watku) czytam bardzo krzywdzące i rażące w ocenie wypowiedzi, które niczym się nie różnią poziomem od tego co same potępiacie, w wypowiedziach innych osób.
Rozumiem co masz na myśli i z duża częścią się zgadzam ale nie potrafię zaakceptować, ze ja jako człowiek odnoszący się do pracowników szpitala czy przychodni z szacunkiem, zostaje zle traktowana i mam „płacić” za zle zachowanie innych pacjentów i pani z okienka od razu na wstępie skreśla mnie jako człowieka bo ma zły dzień bo pan Kowalski zle ja potraktował, czy to ja tłumaczy? Czy to, ze mąż mnie zdenerwował oznacza, ze mam prawo wyzywać się na moich dzieciach? Tej analogii nie rozumiem…. Bo wiele tych historii oparte jest nie na walce, tylko na tym, ze dziewczyny są zle traktowane gdy są najbardziej bezbronne czyli gdy poroniły lub gdy rodzą, stają się matkami i często nie wiedza co i jak.


Edit. Mam na myśli te ekstremalne sytuacje a nie, pretensje ze się do mnie pielęgniarka krzywo uśmiechnęła.
 
Ostatnia edycja:
Myślę, że wątek choć pełen emocji to jednak potrzebny. Bo uświadamia nam że sytuacji gdy pacjentowi dzieje się krzywda ze strony czy to lekarza, czy pielęgniarki, czy położnej jest wiele. A skoro jest wiele to trzeba się wesprzeć, zjednoczyć, doradzić czy czasami tylko wysłuchać. Może zwiększona świadomość pacjenta zmniejszy częstotliwość opisanych wyżej doświadczeń.
A to, że pacjenci też bywają zwyczajnie chamscy to akurat prawda. I niewłaściwe zachowania z tej drugiej strony też nie są do pochwalenia. Tyle że to pacjent oddaje lekarzowi swoje zdrowie i życie w jego ręce
 
Pozwólcie, ze się wypowiem trochę z innej perspektywy, bo sama jestem lekarzem.

Na wstępie - nie. Nie chronię tych wszystkich pato-specjalistów, z którymi miałyście do czynienia i historii jakie opisujecie. I mnie tez się nóż w kieszeni otwiera jak czytam niektóre rzeczy. Jednak żeby moc zachować odpowiednia perspektywę naprawdę warto by także pokazać tą druga stronę czyli zachowanie pacjentów.

zacznijmy od tego, ze nie mamy SŁUŻBY zdrowia. Tylko system ochrony zdrowia. Nie jestem purystką językowa, ani nie prowadzę krucjaty w obronie nazwy, ale pewne słowa bywają, ze determinują podejście do podmiotu o którym mowa. I naprawdę mam wrażenie, ze tak jest w polsce.
Zdecydowana większość pacjentów ŻĄDA. Natychmiast. Już. Bo płaci podatki. Bo nam płaci (?!). Bo opłaca pakiety. Bo oczekuje konkretnych rozwiązań, decyzji, opinii, leczenia. Które widzial w serialu, wyczytał w internecie.
Nie jest prawda, ze mamy świadome społeczeństwo. Mamy za to przemądrzale społeczeństwo. Wszyscy Polacy są znawcami prawa (bo ktoś zna kogoś, kto kiedyś studiował prawo, albo widział na filmiku na jutubie, co czyni go bezmala konsultantem prawnym), znawcami medycyny (bo wyczytał w internecie, na forach), księgowymi etc.
Pracuje na SOR jednego z największych szpitali w Polsce. Uwierzcie mi, ze częściej słyszę epitety u groźby pod adresem moim (a ja naprawdę jestem miłym człowiekiem) czy moich kolegów, niż słowa „proszę”, „dziękuje” czy zwykle „dzień dobry”. Kiedys na dyżurze pacjenci nie pozwolili mi wyjść z gabinetu konsultacyjnego do toalety, bo tarasując wyjście wykrzykiwali, ze „najpierw mam zrobić to co do mnie należy, a dopiero potem mogę iść się wyszczac”. Warto tu powiedzieć, ze może 20% z tych pacjentów miało w ogóle wskazania do wizyty w Szpitalnym Oddziale RATUNKOWYM. Reszta traktuje to miejsce jako sposób na otrzymanie szybkiej i bezpłatnej porady medycznej. I serio - to nie jest fair.
I serio - trudno jest być doktorem Judymem, mieć w sobie ocean empatii i pozytywne nastawienie jeśli praktycznie każdego dnia spotyka się z chamstwem. Pomyslcie - Wy zakładacie takie wątki, bo mieliście w ciągu całego życia negatywne doświadczenia z jednym lub kilkoma lekarzami. Lekarze maja negatywne doświadczenia z jednym lub kilkoma pacjentami DZIENNIE.

i jeszcze raz - nie bronię lekarzy, mimo, ze sama nim jestem. Wiem, ze bywamy chamami. Wiem, ze są ludzie, którzy nie zasługują by wykonywać ten (było-nie było) piękny zawód. Ale nie wiem czy zakładanie takiego wątku i uskutecznianie polowania na czarownice cokolwiek robi… a przynajmniej czy robi cokolwiek dobrego dla jakiejkolwiek ze stron 🤷🏼‍♀️
Nigdy nie wątpiłam w to, że pacjenci też chamy. Ale ja z tych niestety potulnych. I są po prostu lekarze buraki już od wstępu i oni mają mnóstwo złych opinii. Tylko widzisz, panie w sklepie też się nasłuchają, klienci są okropni. Za małolata pracowałam w kiosku i to była katorga. Ale miła musiałam być cały czas.
 
Możesz aplikować do pracy, gdzie wymagają po prostu wyższych studiów. Ja skończyłam hotelarstwo i gastronomię, a w zawodzie w sumie pracowałam półtora roku. Po prostu szukałam pracy gdziekolwiek, byle się utrzymać.
Zgadza się. W teorii oczywiście można. Ale wszystko jest bilansem zysków i strat. Studiować 6 lat, później rok stażu, potem x lat specjalizacji nie jest tak łatwo poświecić i odpuścić, by pracować np w hotelarstwie. Poza tym często jest tak, ze to nie medycyna sensu stricte zraża do pracy, tylko praca z LUDŹMI, o czym sama wiesz
Co mają powiedzieć absolwenci kierunków niezbyt konkretnych, socjologii, kulturoznawstwa, filologii? Jakoś pracują i też niekoniecznie w zawodzie. Kto bardzo chce, znajdzie sposób, kto nie chce, znajdzie wymówkę.
Szczerze? Nie wiem co maja powiedzieć, bo trudno mi sobie wyobrazić wybór studiów bez konkretnego planu co robić po tych studiach.
W nienawiści? My się dzielimy swoimi historiami, bo często nikt w realu nie chce nas wysłuchać. Kto nie został upokorzony będąc w delikatnym, kruchym, obolałym fizycznie i psychicznie stanie, ten zawsze może powiedzieć, że pewnie nie było tak źle, trochę zrozumienia dla innej strony, itd. Wybacz, ale nie będziesz miała okazji zobaczyć jak to jest być przedmiotem po porodzie, bo jesteś lekarzem. Rozbawił mnie argument lekarki, u której byłam kiedyś, a która mi powiedziała, że pierwsze słyszy, żeby w moim szpitalu było tak źle, ONA miała fajną opiekę. Zwłaszcza, że pracuje tam w poradni przyszpitalnej.
Dzizasss 🤦🏼‍♀️ Zobacz - nie mówię, ze JUŻ SIĘ NAKRĘCACIE W SWOJEJ NIENAWIŚCI, tylko proszę żeby tak nie było. Bo wiem, ze o to łatwo, gdy podburza się frustracje i wraca do negatywnych historii przeżywając je w głowie raz po raz wzbudzając przy tym emocje. Po raz kolejny mówię - tak, rozumiem Was. Oprócz tego, ze jestem lekarzem TEZ bywam pacjentem i TEZ mam negatywne doswiadczenia. Po prostu wydaje mi się, ze nie ma co czasem bic piany i mówić, ze lekarze/szpitale są zle i chujowe, bo serio - nie ulży Wam w złości, a jeszcze ja podsyci. Takie jest moje zdanie.
Rażące? Nie obraź się, ale jeśli Cię to razi, to dlaczego to czytasz? My jesteśmy tu po to, żeby poczuć wspólnotę, żeby ktoś nas zrozumiał, pocieszył, rozbawił. Ty weszłaś tu po to, żeby z nami dyskutować. Uwierz, że Twoje apele nic nie zmienią. Nadal będziemy się czuły pokrzywdzone, oszukane, znieważone i zagrożone.
I tu błąd w założeniu. Nie, nie weszłam, żeby tu dyskutować z kimkolwiek czy bronić kogokolwiek. Bo i po co? Nie próbuje zmienić Waszego zdania, tylko rzucić trochę inne światło. Czy weźmiecie je pod uwagę czy nie - Wasza sprawa. Jak mówiłam - nie prowadzę krucjaty.
Piszę kulturalnie, bo Twoje wypowiedzi też są kulturalne. Niestety jest możliwość, że którejś z nas puszczą nerwy.
Masz racje. Pisze kulturalnie, Ty póki co tez. Ale widzę tez, ze zaczyna się napięcie nawet w Twoich kulturalnych wypowiedziach, czego nie do końca rozumiem, bo jestem przekonana, ze nikogo tu nie uraziłam.
Zaluje jednak, ze w ogóle się odezwałam w temacie, bo ewidentnie intencje moich wypowiedzi (a także chyba sama ich treść) nie zostały do końca dobrze zrozumiane (ani odebrane).

Na tym zakończę i po prostu szczerze, z całego serca życzę zarówno Wam jak i sobie mniej traumatycznych przeżyć zarówno ze strony lekarzy/pielęgniarek/położnych/ratowników, jak i każdego innego zawodu, który wiąże się z bezpośrednim kontaktem z ludźmi.
 
Zgadza się. W teorii oczywiście można. Ale wszystko jest bilansem zysków i strat. Studiować 6 lat, później rok stażu, potem x lat specjalizacji nie jest tak łatwo poświecić i odpuścić, by pracować np w hotelarstwie. Poza tym często jest tak, ze to nie medycyna sensu stricte zraża do pracy, tylko praca z LUDŹMI, o czym sama wiesz
Wiesz, przepraszam Cię bardzo, ale serio? Tylko dlatego, że ktoś "stracił" 10 lat by zostać lekarzem, a teraz się w tej pracy nie odnajduje to powód do tego, żeby w niej siedzieć na siłę? Unieszczęśliwiać siebie, odbijać frustrację na pacjentach i być może też na najbliższych?
Uważam, że jednak powód trzymania się tej profesji jest inny.
 
Nigdy nie wątpiłam w to, że pacjenci też chamy. Ale ja z tych niestety potulnych. I są po prostu lekarze buraki już od wstępu i oni mają mnóstwo złych opinii. Tylko widzisz, panie w sklepie też się nasłuchają, klienci są okropni. Za małolata pracowałam w kiosku i to była katorga. Ale miła musiałam być cały czas.
tutaj macie rację , w każdym zawodzie jest człowiek i pseudo człowiek , ja jak byłam w pierwszej ciąży puste jajo płodowe o zaczęłam już robić pojechałam na sor panie które mnie przyjmowały złote kobiety , pani która robiła wywiad też złota kobieta , a lekarz to jakiś gbor , od razu łyżeczkowanie mimo że mnie nie zbadał a jajo wypadło w domu to jeszcze ochrzan dostałam że go nie wzięłam , co prawda miałam temperature ale pytałam czy nie mogę dostać jakiś proszków a on że nie i że albo łyżeczkowanie albo mogę iść do domu , ja ogólnie byłam w szoku a nawet mój partner nie mógł być przy mnie sala jedno osobowa , z kolej moja rodzinna nie zleci żadnych badań jak nie da się jej chociaż trochę pieniążków , raz się nawet z nią kłóciłam bo nie chciała mi wypisać skierowania na badanie bo było mi potrzebne a jak z laską zrobiła cukier mimo że już wtedy był 98 to mi powiedziała że na pewno coś jadlam , uczę się aktualnie na opiekuna medycznego i jak dziewczyny opowiadają różne sytuacje to jestem w szoku , bo ich też jest czasem za mało na oddziale i babki biegają od pokoju do pokoju a jak jest jedną to nie może nawet pieluchy zmienić u dorosłego człowieka ja staram się zrozumieć obie strony
 
reklama
Zgadza się. W teorii oczywiście można. Ale wszystko jest bilansem zysków i strat. Studiować 6 lat, później rok stażu, potem x lat specjalizacji nie jest tak łatwo poświecić i odpuścić, by pracować np w hotelarstwie. Poza tym często jest tak, ze to nie medycyna sensu stricte zraża do pracy, tylko praca z LUDŹMI, o czym sama wiesz

Szczerze? Nie wiem co maja powiedzieć, bo trudno mi sobie wyobrazić wybór studiów bez konkretnego planu co robić po tych studiach.

Dzizasss 🤦🏼‍♀️ Zobacz - nie mówię, ze JUŻ SIĘ NAKRĘCACIE W SWOJEJ NIENAWIŚCI, tylko proszę żeby tak nie było. Bo wiem, ze o to łatwo, gdy podburza się frustracje i wraca do negatywnych historii przeżywając je w głowie raz po raz wzbudzając przy tym emocje. Po raz kolejny mówię - tak, rozumiem Was. Oprócz tego, ze jestem lekarzem TEZ bywam pacjentem i TEZ mam negatywne doswiadczenia. Po prostu wydaje mi się, ze nie ma co czasem bic piany i mówić, ze lekarze/szpitale są zle i chujowe, bo serio - nie ulży Wam w złości, a jeszcze ja podsyci. Takie jest moje zdanie.

I tu błąd w założeniu. Nie, nie weszłam, żeby tu dyskutować z kimkolwiek czy bronić kogokolwiek. Bo i po co? Nie próbuje zmienić Waszego zdania, tylko rzucić trochę inne światło. Czy weźmiecie je pod uwagę czy nie - Wasza sprawa. Jak mówiłam - nie prowadzę krucjaty.

Masz racje. Pisze kulturalnie, Ty póki co tez. Ale widzę tez, ze zaczyna się napięcie nawet w Twoich kulturalnych wypowiedziach, czego nie do końca rozumiem, bo jestem przekonana, ze nikogo tu nie uraziłam.
Zaluje jednak, ze w ogóle się odezwałam w temacie, bo ewidentnie intencje moich wypowiedzi (a także chyba sama ich treść) nie zostały do końca dobrze zrozumiane (ani odebrane).

Na tym zakończę i po prostu szczerze, z całego serca życzę zarówno Wam jak i sobie mniej traumatycznych przeżyć zarówno ze strony lekarzy/pielęgniarek/położnych/ratowników, jak i każdego innego zawodu, który wiąże się z bezpośrednim kontaktem z ludźmi.
Zawsze dobrze jest patrzeć na wszystko z dwóch stron, nie żałuj, ze sie odezwalas masz do tego prawo oczywiście nie każdy musi sie zgadzać ale na pewno zwróciłaś uwagę na pewna zależność i nie jednej osobie rzuciłaś inne światło na problem. Najlepszym rozwiązaniem jest by w momencie takiej sytuacji pamiętać, ze mamy prawo wymagać by traktowano nas z szacunkiem i starać się przy tym w cywilizowany sposób przypomnieć o tym którejś z osób typu pielęgniarka, lekarz, ekspedientka itp. Itd również od siebie wymagać ludzkiej postawy tylko tyle i aż tyle. Na pewno trzeba nad sobą nieustannie pracować. Ludzi się nie zmieni, można zmienić schemat własnych zachowań i zbierać plony.
 
Do góry